|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Grom dał zagadkę z żarówkami, a ja mam kolejną, choć całkowicie bez prawidłowej odpowiedzi, służy tylko rozważaniom i ćwiczeniu w dyspucie.
Jest sobie kobieta, bardzo atrakcyjna i inteligenta mieszkająca w małym miasteczku i będąca zwykłą kurą domową. Ma męża, który jest bardzo chłodny i oprócz podstawowych dóbr materialnych darzy ją miłością mocno platoniczną. Kiedy wyjechał, po raz kolejny, w delegację służbową ta poszła do kochanka.
Kiedy u niego była w radiu podali informację, że z lokalnego szpitala dla umysłowo chorych zbiegł bardzo chory, obłąkany i niebezpieczny człowiek. Zebrała się do domu, bowiem musiała wrócić przed przyjazdem męża. W drodze powrotnej zauważyła, że na drodze przez las krząta się tajemniczy nieznajomy i jest to najpewniej opisywany w radiu umysłowo chory.
Wróciła więc do swojego kochanka po pomoc, który powiedział jej, że powinna przyznać się w końcu mężowi z ich związku i ma zostać na noc. Wytłumaczyła mu, że to nie możliwe, ten jednak nadal nie chciał jej pomóc i powiedział, że jak chce to może zostać na noc.
Na tej samej ulicy znajdował się też dom dawnego przyjaciela, któremu kiedyś uratowała życie. Ten stwierdził, że może ją podwieźć do domu, ale wpierw musi zabrać matkę do szpitala. Ta powiedziała, że jest to bardzo ważne i poprosiła by ją odwiózł pierwszą. Przyjaciel zapewniał ją o swojej przyjaźni ale to było dla niego ważniejsze.
Ostatnią osobą, która znała była jej matka, z którą była skłócona. Poprosiła ją o pomoc, powoływała się, że nadal są przecież rodziną i że ją kocha. Ta jednak była pyszna i kazała się wpierw przeprosić. Kobieta nie okazała skruchy i okazała się uparta i uznała, że to w ogóle nie ona powinna przeprosić a matka.
W końcu nie znalazła nikogo i postanowiła sama przejść przez las. Psychopata ją zabił.
I teraz pytanie, a sprawa wcale nie taka prosta, bowiem, pytanie nie brzmi - kto zabił a czyja to była wina? męża, kochanka, przyjaciela, matki, kobiety czy umysłowo choryego
Madramor podobne ćwiczenie miałam kiedyś na socjologii tyle że tam, chodziło nie o morderstwo a o zdradę... Dyskusja była bardzo ciekawa, burzliwa... Ciekawa jestem jak pójdzie tutaj
Wina? Jedynym naprawdę winnym jest zabójca, ale z uwagi na chorobę psychiczną trudno mówić o winie sensu stricte. Może ci, którzy dopuścili do jego ucieczki?
W przenośni natomiast można powiedzieć, że kobieta jest sama sobie winna, bo to co się stało jest pośrednim skutkiem jej zdrady, a więc czynu wyjątkowo podłego.
Ale tak naprawdę w moim rozumieniu świata, w którym nie wierzę w wyroki opatrzności ani przeznaczenie, doszło po prostu do nietypowego zbiegu wielu nieprawdopodobnych okoliczności, które w efekcie dały efekt taki jaki dały. Rachunek prawdopodobieństwa daje czasami nieprawdopodobne wyniki...
Jaki z tego wniosek?
1) Kochać (bo jakby mąż ją bardzo kochał, a ona jego, no to by go nie zdradziła...) 2) Być wiernym (bo jakby nie zdradziła męża, to by nie była u kochanka, bo by go nie miała...) 3) Pomagać przyjaciołom w potrzebie (bo jakby przyjaciel pomógł, to by było wsio ok...) 4) Zgadzać się na kompromisy (bo jakby kobieta przyjacielowi powiedziała "ok" i wpierw odwieźli by matkę, a później ją, to ta nadal by żyła...) 5) Żyć w zgodzie z bliskimi (gdyby się z matką nie pokłóciła, to by nie musiała przepraszać...) 6) Przepraszać i umieć przebaczać (bo jakby kobita przeprosiła, to by było wsio ok... a jakby matka przebaczyła - dokładnie to samo...) 7) Mieć przy sobie zawsze drobne na taksówkę
8) ... a psychopatów trzymać pod kluczem!
Skrzypaczko podoba mi się Twój tok myślenia
a czyja to była wina? Żony. Nie podoba się maż? To po co sobie takiego brała... Zmienił się po ślubie? Bierze rozwód i znajduje sobie lepszego. Źle jej jako kura domowa? Niech idzie do roboty. Chce być kochana? Niech będzie godna miłości. Chce być bezpieczna? Niech nie żyje w kłamstwie.
Psychopata chory, zabił w nieświadomości umysłowej. Kochanek widocznie tylko sobie babkę ciumkał. Mąż czy chłodny czy ciepły wypełniał swoje obowiązki i zarabiał na jej waciki. Przyjaciel wybrał zdrowie matki, nie dziwi mnie to. Matka pomogłaby, gdyby córka nie była głupim pudłem.
edit: A pomijając aspekty etyczne, winny jest ochroniarz/portier/cieć pracujący w Szpitalu
W tym przypadku trudno osadzać , kto jest winny. Możemy oczywiście spekulować patrząc na to "wydarzenie" ze strony etyki, hierarchii wartości, wyborów. Ale to jest tylko filozoficzno społeczne gdybanie. W takich rozważaniach wyłania się taka "prawda". Po części winę ponoszą wszyscy zainteresowani łącznie z mężem. Ale procentowo najwięcej sama zainteresowana ale nie z powodów o których pisała Ptaszyna, a dlatego że zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa dokonała wyboru. Wina w opisanym przypadku nigdy nie jest jednoznaczna. Na wydarzenia ma wpływ wiele okoliczności. A twierdzenia w stylu
Każda z osób będzie miała wyrzuty sumienia, choć będzie próbowała siebie usprawiedliwić właśnie tym % udziałem zainteresowanej czyli jej wyborem ;)
Bo to były jej wybory: nie chciała przeprosić matki nie chciała zostać na noc u kochanka zdecydowała się pójść mimo ryzyka
Ale zwróć uwagę, że każda z osób kochanek, przyjaciel, matka przedkładali "coś " ponad jej życie (zagrożenie życia) kochanek chciał przy okazji załatwić sobie "wyłączność", przyjaciel przedłożył rodzinę nad przyjaciółkę, matka swoją urażoną dumę postawiła wyżej niż bezpieczeństwo własnego dziecka. A mąż swoim chłodem fizycznym i emocjonalny przyczynił się do faktu że uzupełniała "braki małżeńskie " "na mieście"
A mąż swoim chłodem fizycznym i emocjonalny przyczynił się do faktu że uzupełniała "braki małżeńskie " "na mieście" Jak to można zdradę ładnie w słowa ująć
Wszyscy mieli prawo do wyborów. Ale to ona narażała swoje bezpieczeństwo, dokonała kilku złych decyzji i przepłaciła za to życiem. Pisałam 99%, pozostały jeden procent rozdzielam między osoby wciągnięte w winę przez żonę.
A ja na to patrzę tak, jeżeli przyjdziesz do mnie i powiesz np. "potrzebuję żebyś zaprowadziła mnie do szpitala bo muszę natychmiast dostać (jakiś) lek" a ja w tym czasie powinnam np. odprowadzić swoją Zuzię do przedszkola i mówię "najpierw odprowadzę Zuzię" a Ty "nie bo to za długo i może się coś stać" to ja też mam wybór ;) Jeżeli powiem "idź sama albo czekaj" a Ty pójdziesz bo takiego wyboru dokonałaś to mnie nie zwalnia z odpowiedzialności ;) też miałam wybór mogłam najpierw pójść z Tobą do szpitala (razem Zuzią) a potem odprowadzić ją. Obie strony mają wybór i obie go dokonują i za ten wybór ponoszą odpowiedzialność ;)
Jak to można zdradę ładnie w słowa ująć
Zdrada ma różne oblicza i nazwy tak samo jak różne motywy i okoliczności, przyczyny i skutki
edit_ ja mając świadomość że Twój wybór może być niebezpieczny powinnam "zweryfikować" swój upór tudzież "prywatne korzyści" i wiesz myślę że jeżelibym tego nie zrobiła byłabym "bardziej winna" niż Ty bo Ty ryzykowałaś własnym życiem a ja ... czyimś ;)
"potrzebuję żebyś zaprowadziła mnie do szpitala bo muszę natychmiast dostać (jakiś) lek" a ja w tym czasie powinnam np. odprowadzić swoją Zuzię do przedszkola i mówię "najpierw odprowadzę Zuzię" Ale ja się odnoszę do konkretnego przypadku z historii Przyjaciel zaprowadzał mamę do szpitala, a nie dziecko do przedszkola. W środku nocy człowieka nie wiezie się do szpitala z byle jakiego powodu. Wybrał zdrowie matki.
Motywy mogą być różne podałam po prostu taki przykład nie ma znaczenia ... mógł zabrać obie do samochodu odwieść ją do domu a mamę do szpitala , zauważ nie wiadomo czy odwiezienie do szpitala było w tym przypadku pilne , mógł wezwać karetkę, miał dług wdzięczności a nawet gdyby nie miał ona była jego przyjaciółką. W tym akurat przypadku aspektów moralnych i etycznych jest znacznie więcej niż widać na pierwszy rzut oka ;)
Po części winę ponoszą wszyscy zainteresowani łącznie z mężem.
Łącznie z mężem????? No tak, zapomniałem że czytając fora na których wśród wypowiadających się przeważają kobiety można dowiedzieć się, że: - jeśli mężczyzna zdradza to jest to wina wyłącznie mężczyzny, bo świnia, drań i w ogóle faceci tacy są, - jeśli zdradza kobieta, to oczywiście jest to wina... wyłącznie mężczyzny bo o nią nie dba, nie kocha, nie daje poczucia bezpieczeństwa itp.
A nie nie Wronek to nie ja, już gdzieś pisałam że gdy się pojawia ta trzecia lub ten trzeci to nigdy nie jest tak, że winna jest tylko jedna osoba o ile pamiętam gdzieś w temacie "wszyscy święci..." Jeżeli pojawia się zdrada to znaczy że coś mocno szwankuje w związku. Co do oceny samego "aktu" moralnie etycznie społecznie to też można podyskutować bo różna jest uczciwość ludzi i różne rodzaje postępowania w takich przypadkach
Przykład : zgrzyta mocno w związku nie od wczoraj :) , rozmawia partner z partnerką jedna ze stron mówi " nie odpowiada mi taki układ albo robimy tak albo tak" "licz się że..." itd
Bywa na prawdę różnie ;)
A nie nie Wronek to nie ja, już gdzieś pisałam że gdy się pojawia ta trzecia lub ten trzeci to nigdy nie jest tak, że winna jest tylko jedna osoba o ile pamiętam gdzieś w temacie "wszyscy święci..." Jeżeli pojawia się zdrada to znaczy że coś mocno szwankuje w związku.
Ale jak by nie było, faktyczną winę można przypisać tylko temu kto zdradza. Partner/ka tej osoby może przyczynić się do tego co się stanie, może być współwinny/a rozkładu czy problemów w związku, ale nie samej zdrady - bo ostateczną decyzję "go / not go" podejmuje zawsze zdradzający.
Inna sprawa ze sytuacje w życiu bywają różne i trudno jest jednoznacznie i w każdym przypadku zdradę potępić. Co prawda wydawało by się, że kiedy w związku dzieje się źle i nie ma widoków na naprawienie tego, to dojrzały człowiek powinien podjąć decyzję o zakończeniu związku i odejść albo wziąć rozwód, a nastęnie układać sobie życie od nowa, zamiast szukać przygód na boku. Ale wiadomo, że często podjęcie takiej decyzji jest bardzo bardzo trudne.
Inna sprawa ze sytuacje w życiu bywają różne
OOOO właśnie bardzo różnie ;)
O! Widzę, że nawet fajnie to wyszło W mojej grupie jak dostaliśmy zagadkę były dwa stronnictwa - żona (jako, że jest kowalem własnego losu) oraz mąż (jako, że to on ją doprowadził do tego wszystkiego - nie dawał jej tego na czym jej naprawdę potrzebowała a jej nadal na nim zależało, skoro tak bardzo chciała wrócić).
Historia opowiedziana na wstępie nie jest moim zdaniem pełna. Brakuje bowiem aspektu kokluszu i gradobicia. Wówczas sprawa byłaby jasna
O! Widzę, że nawet fajnie to wyszło W mojej grupie jak dostaliśmy zagadkę były dwa stronnictwa - żona (jako, że jest kowalem własnego losu) oraz mąż (jako, że to on ją doprowadził do tego wszystkiego - nie dawał jej tego na czym jej naprawdę potrzebowała a jej nadal na nim zależało, skoro tak bardzo chciała wrócić).
Jakieś dziwną macie grupę. Obiektywnie rzecz biorąc jak napisałem na początku winę można przypisać tylko mordercy, ale w sumie nawet jemu nie z uwagi na chorobę psychiczną. Mężowi żadną miarą nie widzę jak można przypisać winę. Żonie - oczywiście można powiedzieć ze "sama jest sobie winna" - ale to puste słowa, bo przecież nie mogła przewidzieć że za zdradę i inne grzeszki spotka ją coś takiego.
PS: przyszło mi jeszcze do głowy w kontekście Twojego posta i wcześniejszej wymiany z indy, że to że żona chciała wrócić do męża zamiast zostać z kochankiem znaczy IMO tyle, że nie szukała u kochanka tego czego mąż jej nie daje, tylko szukała przygody na boku po której jednak chciała wrócić do swojego biednego zdradzonego męża.
że nie szukała u kochanka tego czego mąż jej nie daje, tylko szukała przygody na boku po której jednak chciała wrócić do swojego biednego zdradzonego męża. Jedno nie wyklucza drugiego. Tzn. szukała tego czego nie miała w swym mniemaniu od męża, ale i niekoniecznie chciała go zostawić. W końcu nic tak nie cementuje związku jak wspólny kredyt na 40 lat
Dla mnie sprawa jest oczywista. W tym w przypadku zabił morderca winę ponosi morderca. A ze chory psychicznie - to tylko powód żeby go nie zabić od razu tylko najpierw leczyć. Reszta jest bez znaczenia.
Wdawanie się w kwestie zdrady jako choroby i przyczyny zła miedzy ludźmi - jest hipokryzją. Wg nieoficjalnych obserwacji ponad 80% ludzi w ciągu życia ma związki pozamałżeńskie.
A skoro tak to nie róbmy ze "zdrady" nie wiadomo jakiego problemu
Seks spowszedniał. Zaczął sam wchodzić do naszych domów w gazetach, reklamach, filmach w ogolnodostepnych kanałach TV. Jeszcze chwile i świat sie zwymiotuje tym co tak piękne, miłe, fajne i podniecające - zostalo przez bezwzgledny, wielomilionowy pornobiznes - zochydzone, uwulgarnione i zobrzydliwione do granic wytrzymalości.
Pozamałżenskie kontakty seksualne to powoli przestaje być zdrada we współczesnym społeczeństwie - bo zdrada to koniec wszystkiego a seks... staje się niemal niewinny dla niektórych wręcz stał się normą. Naprawdę wystarczy machnąć ręką i nie zauważyć... a wszystko będzie jest jak było.... Albo... wszystko się zawali. Zdecydowana większość kobiet i mężczyzn - tak naprawdę... uczy się zamykać oczy.
Wielkie awantury i rozstania - to raczej filmowe opowieści niż rzeczywistość. Ci którzy zawsze byli fair i kochali głeboko i prawdziwie i dawali z siebie wiecej niż dostawali - ci maja prawo czuć się zranieni zdradą partnera.
Reszta - niech zrobi rachunek sumienia Dziś "nie zdradzanie się" okazuje się chlubną rzadkością czyli wychodzi poza normę
Pruderia, zakłamanie, hipokryzja - smiechu warte, ale wkurza mnie kiedy osoby o których doskonale wiem, że nie są bez skazy - wchodzą na ambonę i zaczynają nauczać... pouczają... grożą palcem.
Problem jednak tkwi w tym ze świat milczy bogobojnie i robi wielka aferę z tego co stało sie normą. Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień jak mawiał pewien mądry Żyd.
Mysle ze ludzie naprawdę szczęśliwi ze sobą nie mają potrzeby szukania innych partnerów. Żadna pokusa nie straszna gdy w sercu prawdziwa miłość, szczęście i poczucie odwzajemnienia uczuć. Tylko że taki stan osiąga się wraz z dojrzałością umysłu a większość ludzi pobiera się w wieku, w którym ilość oleju w mózgu jest na głębokiej rezerwie.
Jeśli mój syn powie mi ze chce się żenić - powiem mu nie zgadzam się. Najpierw z nią dwa lata pomieszkaj, zobacz czy potrafisz zaakceptować ja bez makijażu, czy nie wkurzają cię jej gaziki na umywalce, wlosy w wannie i czy jesteś szcześliwy w łóżku. Jak jest ok - masz moje błogoslawieństwo - jak nie - to szukaj dalej, aż znajdziesz, albo popracuj nad sobą zeby zaakceptować to za co masz mieć pełną odpowiedzialność na całe życie.
W 2000 roku na 1600 slubów/rok w Katowicach było 1800 rozwodów! Dane wiarygodne z USC. Dlaczego ? Przyczyn pewnie jest wiele ale miedzy innymi dlatego że 70% ciąż w Polsce jest nieplanowanych z tego ponad polowa to wpadki prowadzące do malżeństwa. (mówi wam to ginekolog praktyk...)
Uważam że należy przestać żyć w zakłamaniu. Zdrada to OBJAW choroby małżeństwa a nie choroba sama w sobie (no chyba ze ktoś rzeczywiscie jest CHORYM uzależnionym w prawdziwym sensie tego słowa seksoholikiem - ale seksoholizm to - holizm jak każdy inny - ma swoje źródło, tlo i przyczyny w psychice - jest to jak każdy -holizm - poważna choroba psychiczna prowadząca do unieszczęśliwienia osoby chorej i jej otoczenia)
Kto ponosi winę za zdradę jednego z partnerów? To osobne Winę ponosi ten kto nie kocha naprawdę i od dawna przed zdradą oszukuje te drugą stronę będąc z nią z powodów innych niż miłość. Np: bo tak trzeba, bo są dzieci, bo... rodzina, bo... przyzwyczajenie, bo... szkoda nerwów... bo nie wierze żeby ktoś inny mnie chciał... itp.
Pytanie naprawdę brzmi kto ponosi winę za to, że oszukujemy sami siebie... ? Może rodzice którzy nie kochali i nie nauczyli jak kochać, wierzyć, wybaczać, szanować, otaczać opieką, oczekiwać, myśleć racjonalnie? A może los - ze to nie TA kobieta i nie TEN mężczyzna...
Może ty Może on Może ona Może oni A może jednak ja...
Primum non nocere.
Winę ponosi ten kto nie kocha naprawdę i od dawna przed zdradą oszukuje te drugą stronę będąc z nią z powodów innych niż miłość. Np: bo tak trzeba, bo są dzieci, bo... rodzina, bo... przyzwyczajenie, bo... szkoda nerwów... bo nie wierze żeby ktoś inny mnie chciał... itp.
Yhm, ostatnio spotykam się często z takimi sytuacjami. Ciężko komuś wytłumaczyć, że trwanie w takim związku nie ma najmniejszego sensu. A "im dalej w las, tym więcej drzew"
Pytanie naprawdę brzmi kto ponosi winę za to, że oszukujemy sami siebie... ? Wiara w miłość. Którą mi tu próbujesz zniszczyć... YenZorze
Ciężko komuś wytłumaczyć, że trwanie w takim związku nie ma najmniejszego sensu. To nie tłumacz Albo sam dorośnie do decyzji albo nie. To strasznie indywidualne jest, ale jeśli ktoś się decyduje w trwaniu w takim związku to jego decyzja i też jego będą konsekwencje. A będą :)
Wiara w miłość. Którą mi tu próbujesz zniszczyć... YenZorze
Jak co co napisałem przeczytasz sobie jutro, pojutrze, za pół roku zrozumiesz jak bardzo wierze w miłość.
Bo tętniącej życiem Miłości się nie da oszukać. Miłości gorącej i rozpalonej uśmiechem - nie da się zdradzić. Zdrada pojawia się wówczas kiedy miłość gaśnie lub wydaje się bardzo daleko mimo ze osoba jest bardzo blisko.
Ale jeśli to jest Miłość - to nawet po zdradzie można ja odbudować. Jeśli to nie była Miłość albo jeśli zupełnie zgasła - to już nic jej nie uratuje i nic z tego nie będzie
Jest takie zdanie z którym się głęboko nie zgadzam
Jeśli miłość/przyjaźń gaśnie to nie była miłość...
To nie prawda. Największa i najprawdziwsza miłość to tylko drzewo. Jeśli nie jest podlewany z obu stron - więdnie. A kiedy opadnie mu ostatni listek - miłość umiera... I można mimo zgodnu miłości nadal żyć obok kogoś kogo się kochało tyle ze zwiazek przypomina taki... suchy, zwiędły, martwy kij. Ludziom się wydaje ze coś tam jeszcze jest - ale to tylko trup w doniczce.
Jeśli o miłość dbasz z czasem rośnie wielki dąb który wytrzyma sztorm ale huraganu nie wytrzyma - w końcu to tylko drzewo...nawet wielkie może umrzeć.
Dlatego o miłość trzeba dbać. Pielęgnować ją, nawozić podlewać... Jeśli się tego nie robi miłość choruje. Czasem sama się zbiera - po lekkim przeziębieniu, czasem potrzebuje leków, kroplówek a nawet operacji - którą muszą wykonać inni ludzie "lekarze miłości" czyli przyjaciele, rodzina, czasem dzieci - żeby ją uratować. A potem taka miłość może wymagać rehabilitacji przez dni tygodnie i lata - ale skoro to miłość - to warto! Miłość jak zdrowie - to dar który można stracić przez własną głupotę oraz zaniedbanie.
ważny edit: Z OBU STRON! Podlewanie przez jedna stronę może wystarczać na samym początku na początku - póki drzewko jest małe... ale potem potrzebuje więcej wody i czułości niż może dać jedna osoba... muszą być dwie. Jak jednej jest pół albo ćwierć... albo nic... to człowiek szuka brakującego kawałka... i tyle - jakkolwiek by tego nie nazywać.
Ja wierzę w miłość. Dlatego jestem sam
O nie kochany taka miłość to grzech
Miłość napisał/a:
może jednak pozostańmy przy "ptaszyna"
Ja się nie dziwię Yen, jak zobaczyłem pierwszy raz Ptaszynę, też się zakochałem
YenJCo napisał/a:
Miłość napisał/a:
może jednak pozostańmy przy "ptaszyna"
ouuups faktycznie to na pewno jakiś wirus czy cóś
Dla mnie sprawa jest oczywista. W tym w przypadku zabił morderca winę ponosi morderca. A ze chory psychicznie - to tylko powód żeby go nie zabić od razu tylko najpierw leczyć. Reszta jest bez znaczenia.
Wdawanie się w kwestie zdrady jako choroby i przyczyny zła miedzy ludźmi - jest hipokryzją. Wg nieoficjalnych obserwacji ponad 80% ludzi w ciągu życia ma związki pozamałżeńskie.
A skoro tak to nie róbmy ze "zdrady" nie wiadomo jakiego problemu
Seks spowszedniał. Zaczął sam wchodzić do naszych domów w gazetach, reklamach, filmach w ogolnodostepnych kanałach TV. Jeszcze chwile i świat sie zwymiotuje tym co tak piękne, miłe, fajne i podniecające - zostalo przez bezwzgledny, wielomilionowy pornobiznes - zochydzone, uwulgarnione i zobrzydliwione do granic wytrzymalości.
Pozamałżenskie kontakty seksualne to powoli przestaje być zdrada we współczesnym społeczeństwie - bo zdrada to koniec wszystkiego a seks... staje się niemal niewinny dla niektórych wręcz stał się normą. Naprawdę wystarczy machnąć ręką i nie zauważyć... a wszystko będzie jest jak było.... Albo... wszystko się zawali. Zdecydowana większość kobiet i mężczyzn - tak naprawdę... uczy się zamykać oczy.
Wielkie awantury i rozstania - to raczej filmowe opowieści niż rzeczywistość. Ci którzy zawsze byli fair i kochali głeboko i prawdziwie i dawali z siebie wiecej niż dostawali - ci maja prawo czuć się zranieni zdradą partnera.
Reszta - niech zrobi rachunek sumienia Dziś "nie zdradzanie się" okazuje się chlubną rzadkością czyli wychodzi poza normę
Pruderia, zakłamanie, hipokryzja - smiechu warte, ale wkurza mnie kiedy osoby o których doskonale wiem, że nie są bez skazy - wchodzą na ambonę i zaczynają nauczać... pouczają... grożą palcem.
Problem jednak tkwi w tym ze świat milczy bogobojnie i robi wielka aferę z tego co stało sie normą. Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień jak mawiał pewien mądry Żyd.
Mysle ze ludzie naprawdę szczęśliwi ze sobą nie mają potrzeby szukania innych partnerów. Żadna pokusa nie straszna gdy w sercu prawdziwa miłość, szczęście i poczucie odwzajemnienia uczuć. Tylko że taki stan osiąga się wraz z dojrzałością umysłu a większość ludzi pobiera się w wieku, w którym ilość oleju w mózgu jest na głębokiej rezerwie.
Jeśli mój syn powie mi ze chce się żenić - powiem mu nie zgadzam się. Najpierw z nią dwa lata pomieszkaj, zobacz czy potrafisz zaakceptować ja bez makijażu, czy nie wkurzają cię jej gaziki na umywalce, wlosy w wannie i czy jesteś szcześliwy w łóżku. Jak jest ok - masz moje błogoslawieństwo - jak nie - to szukaj dalej, aż znajdziesz, albo popracuj nad sobą zeby zaakceptować to za co masz mieć pełną odpowiedzialność na całe życie.
W 2000 roku na 1600 slubów/rok w Katowicach było 1800 rozwodów! Dane wiarygodne z USC. Dlaczego ? Przyczyn pewnie jest wiele ale miedzy innymi dlatego że 70% ciąż w Polsce jest nieplanowanych z tego ponad polowa to wpadki prowadzące do malżeństwa. (mówi wam to ginekolog praktyk...)
Uważam że należy przestać żyć w zakłamaniu. Zdrada to OBJAW choroby małżeństwa a nie choroba sama w sobie (no chyba ze ktoś rzeczywiscie jest CHORYM uzależnionym w prawdziwym sensie tego słowa seksoholikiem - ale seksoholizm to - holizm jak każdy inny - ma swoje źródło, tlo i przyczyny w psychice - jest to jak każdy -holizm - poważna choroba psychiczna prowadząca do unieszczęśliwienia osoby chorej i jej otoczenia)
Kto ponosi winę za zdradę jednego z partnerów? To osobne Winę ponosi ten kto nie kocha naprawdę i od dawna przed zdradą oszukuje te drugą stronę będąc z nią z powodów innych niż miłość. Np: bo tak trzeba, bo są dzieci, bo... rodzina, bo... przyzwyczajenie, bo... szkoda nerwów... bo nie wierze żeby ktoś inny mnie chciał... itp.
Pytanie naprawdę brzmi kto ponosi winę za to, że oszukujemy sami siebie... ? Może rodzice którzy nie kochali i nie nauczyli jak kochać, wierzyć, wybaczać, szanować, otaczać opieką, oczekiwać, myśleć racjonalnie? A może los - ze to nie TA kobieta i nie TEN mężczyzna...
Może ty Może on Może ona Może oni A może jednak ja...
Primum non nocere.
No proszę jak ja ostatnio zgodna jestem i to w całej rozciągłości 100% (owo) identyczny "patcz" na ogląd klarujący pogląd
Primum non nocere.
to nie ten kodeks YenZor-ze tu mi bardziej pasuje Tertium non datur ze względu na to całe uwikłanie ale to czysta dywagacja bo ja w tym nikłym procencie reliktuuff jestem
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|