|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Eghm...
Festiwal Szantowy we Wrocławiu uważam za jak najbardziej udany.
Zaczęło się w środę zespołami miejscowymi. O dziwo klub cały był wypełniony po brzegi. Podobnie z resztą było w czwartek, podczas przesłuchań konkursowych. Co tu dużo mówić - jeśli ktoś odpowiednio wcześniej nie zadbał o miejsce siedzące, to miał przechlapane.
Sam konkurs był według mnie "dziwny". Nie rozumiem niektórych zasad, odczuwam tez pewien dysonans, widząc na scenie wiele młodych i początkujących zespołów razem z np: Wypłoszowym "Znienacka". Dla mnie to prawie to samo, jakby taki North Wind rok temu wziął udział w konkursie. Jednym słowem - starzy wyjadacze dostali zupełnie zasłużoną i zrozumiałą pierwszą nagrodę.
Jeżeli chodzi o pozostałe zespoły to chyba najbardziej utkwiły mi w pamięci występy dwóch zespołów: Happy Crew oraz Indygo (dla zachowania jasności - bynajmniej nie dlatego, że oba zespoły w większości składają się z samych dziewczyn!... no... a przynajmniej nie świadomie ). Co do Indygo - wg mnie dziewczyny nie miały możliwości pokazania "na co je stać". Nagłośnione tragicznie, nieprzyzwyczajone i całkowicie niepasujące do małej, ciasnej i przede wszystkim - zadymionej tawerny*** były po prostu skazane na porażkę. Dajcie im warunki jak np: na PPP w Tychach, to z pewnością pokażą swój warsztat.
Hmmm, jeśli chodzi o Happy Crew - eeeeeh . Nie wiem, czy to skład zespołu, czy też ich świetne przygotowanie (z resztą - docenione przez samo Jury), a może sentyment związany z możliwością poznania Ani Góreckiej, przesympatycznej Passatowej przewodniczki młodego zespołu, która to w Bytomiu regularnie przelewa swoją wiedzę i doświadczenie z zakresu muzyki, ale jedno jest pewne - po prostu chapeau bas! Dwa utwory - z jednej strony własny wkład - przepiękna ballada, z drugiej zaś - powrót do korzeni (i niech diabli porwą tych Jurorów, którzy takie gesty nazywają "powielaniem", "chodzeniem na łatwiznę" - tutaj chodzi o tradycję) - naprawdę utkwiły mi w pamięci. Jeśliby do tego dorzucić fakt, że miałem kilkakrotnie możliwość porozmawiania z członkami zespołu, to zaryzykowałbym stwierdzenie, że właśnie o to w szancie chodzi. Nie tylko o samą pieśń, ale i również o to, co Szantymen sobą, swoim sposobem bycia reprezentuje. "Alfabet Morsa", po porażce, swoim zachowaniem udowodnił, że nawet dziesiątki prób by im nie pomogły. Ostatnio słyszy się o niesmacznych zachowaniach wykonawców polskiej sceny. Gdyby więcej było młodych zespołów jak Happy Crew to sądzę, że przynajmniej nie musiałbym się martwić o to, że pewnego dnia wstyd będzie mi przyznać się do słuchania i śpiewania pieśni morza. Raz jeszcze - wielkie wyrazy uznania.
Swoją drogą - mam ogromną przyjemność trzymania w swojej ręce płyty "crossing the waves" - owocu współpracy pomiędzy Happy Crew a młodymi ludźmi z Cobh (Irlandia). Sam pomysł przeprowadzenia jednej z "wymian", jakie to stają się coraz bardziej popularne wśród polskich szkół, właśnie pod wezwaniem pieśni morza, uważam za kapitalny. Oczywiście, płyta sama w sobie nie może równać się z wielkimi wydawnictwami bardzo doświadczonych zespołów, ale przecież nie o to chodzi. Utwory w większości sięgają do tradycyjnego kanonu pieśni żeglarskiej - Whiskey O, Henry My son, Return Song etc. Nie brak jednak również autorskich utworów. Jeżeli mam być szczery - jest coś dziwnego, tym samym niepowtarzalnego w wykonaniu jednego z utworów. Wyobraźcie sobie grupę dziewczyn w wieku około 10 lat. A teraz wyobraźcie sobie, że one tym słodkim głosem śpiewają całkowicie a capella pieśń nt whiskey, intonując "We've drunk whiskey since we were born". Tradycja tradycją, ale żeby przy tym "coś ważnego na tej drodze .nie. zagubiło nam się". No ale bez względu na kwestię moralizatorsko-etyczno-whatever to mnie tam się podoba .
Jeżeli chodzi o piątek, sobotę, to jestem zadowolony. Po pierwsze - poznałem Hambawenah, zarówno jeśli chodzi twórczość jak i ich samych. I również byłem zmuszony zaliczyć jedno wielkie WOW. Celtyckie klimaty w wykonaniu elektronicznym połączone z tradycyjnymi flisackimi pieśniami? Miodzio. Teraz przynajmniej mamy dowód na to, że emigrując do Irlandii powracamy do korzeni. Cztery Refy, nie wiem czy z powodu mojej prośby skierowanej do Jerzego Rogackiego, czy też z powodu własnych planów, zagrały kilka "zapomnianych" utworów. To znaczy tych, na których ja się wychowałem (tutaj pozwolę sobie na małą dygresję - to przez Cztery Refy zostałem spaczony muzyką żeglarską, oddałem się żeglarstwu, a duszę zaprzedałem morzu) - jak np: Campanero. Pewnie nie wiele osób przychodzących sporadycznie na szanty wie o istnieniu takich utworów, a jeśli nawet wie, to pewnie ich pamięć kończy się na kilku słowach refrenu. Cóż też się dziwić - samym wykonawcom zapomniało się kilka wersów pieśni, jednak jest to potknięcie dla mnie całkiem zrozumiałe. No i przynajmniej przez chwilę poczułem się dowartościowany, wziąwszy pod uwagę fakt, że te stare utwory doskonale pamiętam ;) . ALE zaskoczeniem dla mnie ogromnym było wiele nowych utworów. Co tu dużo mówić - Cztery Refy się nie obijają, tylko ciężko pracują, wciąż rozbudowując swój repertuar... czego nie można powiedzieć o Mechanikach Szanty. Może i zrobili swego czasu wiele, może i śpiewają utwory, które wiele osób uważa za kwintesencję sceny żeglarskiej. Ale - na bogów - granie IDENTYCZNEGO repertuaru w TEJ SAMEJ KOLEJNOŚCI przez kilka lat to lekka przesada. Bez obrazy, ale wiele innych zespołów byłoby przeze mnie znacznie milej widzianych niż Mechanicy.
Sąsiedzi - na szancie klasycznej pokazali naprawdę klasę. Jak usłyszałem, że mają się pojawić, z początku zrobiłem minę w stylu: "?Que?". Sąsiedzi, szanta klasyczna, i że niby a capella jeszcze? A tu niespodziewajka. Co więcej, Kamil (jak już go zmolestowałem odpowiednio, wypytując o wszystko do tego stopnia, że nawet spokojnie zjeść mu nie dałem) groził mi, że ich nowe utwory zostaną wydane na płycie w okolicy maja tego roku. No i wygląda na to, że znowu mój budżet się skurczy - bo chyba się uzależniłem od tego ich nowego brzmienia. Banana Boat również mnie zaskoczyli, wykonując nowe utwory. A jednak coś tam tworzą, wolno, ale tworzą (nie to żebym się upominał o jakąś nową płytę).
Perły i Łotry niestety dostały po głowach od organizatorów, bo kazano im grać programowo o 01:00. Ale czekać było warto - pojawiły się (stosunkowo) nowe utwory, które szybko zyskały aprobatę wśród publiczności. Tak trzymać!
Całość zamykała msza żeglarska, która odbyła się w niedzielę o 15:00. Perły i Łotry śpiewały zarówno utwory tradycyjne (kościelne) jak i bardziej "żeglarskie" (w odpowiednio ocenzurowanej momentami wersji ). Ksiądz był niesamowity, a kazanie było przepełnione różnymi nawiązaniami do tradycji żeglarskiej (kobiety portowe włączając). Podczas pierwszego czytania, przy fragmencie dot. "pełnego kielicha", Doktor sugestywnie spojrzał w stronę pozostałych Łotrów - aluzja została odpowiednio odebrana cichym śmiechem w kilku rzędach słuchaczy .
Dodając do tych wszystkich koncertów zabawę i wspólne śpiewanie do rana w klubie Łykend praktycznie przez cały festiwal, spokojnie można powiedzieć - było świetnie. Było niepowtarzalnie.
Ups, chyba się trochę rozpisałem... no nic, ja tutaj tę całkowicie nieoficjalną relację umieszczam z myślą, że może kogoś zainteresuje mój całkowicie subiektywny punkt widzenia.
Pozdrawiam serdecznie, Milo
***[hej, organizatorzy - odrobinę rozsądku! konkurs pieśni, w dużej mierze bazującej na a capella, w którym bierze udział wiele młodych osób, odbywający się w pełnej papierosów tawernie!? To nie pomyłka. To porażka, żałosny pomysł i szczyt idiotyzmu. Chcecie oceniać warsztat wykonawców, czy to, czy potrafią wytrzymać, gdy inni wydzierają się przy kielichu paląc niemiłosiernie papierosy? Bartek Kiszczak musiał kilkakrotnie upominać publikę, aby uszanowała konkursantów. A wystarczyło oficjalnie zakazać rozmów i palenia podczas konkursu.]
ech, święte słowa, jeśli chodzi o miejsce jakie zostało wybrane do przeprowadzenia konkursu... Dodam jeszcze, że czas również nieszczęśliwy: nie każdemu łatwo odwołać piątkowe zajęcia (czy to zwolnić się ze szkoły czy z pracy), a wrocławski festiwal jest tylko jednym z wielu. Tymczasem potencjalny konkursowicz musi sobie takich dni w roku na konkursy zarezerwować dużo więcej. I nie powinny to być czwartki.
Milo - tak się zastanawiam: To ja takie wielkie halo wokół siebie robiłam, a Ty nawet nie zanotowałeś, że we Wrocławiu byłam
Bo ja tu o występujących wykonawcach pisałem, a nie o wielu świetnych ludziach, których miałem okazję poznać . No... a gdybym kogoś innego zaczął wspominać to zawsze pojawia się ryzyko, że kogoś pominę . Heh, mam dziwne wrażenie, że w obu wypadkach dostałoby mi się po głowie .
@Domi: Swoją drogą, wielkie wyrazy uznania za poświęcenie na koncercie w Łykendzie...
-- Post Scriptum et Nota Bene na przyszłość - Szanowni Szantymaniacy, co byście na błędach się mych uczyli, albowiem najwygodniejszą taka nauka jest: smyczek jest urządzeniem drogim i nie wypada sprzedawać go za cenę dwóch piw. Należy pokusić się o sensowniejszy kurs wymiany .
Pozdrawiam, Miłosz "CoNieWiedziałCoZeSmyczkiemSkrzypaczkiZrobić" M.
smyczek jest urządzeniem drogim i nie wypada sprzedawać go za cenę dwóch piw
Oj tak Milo - za to jeszcze i Ty i Żwirek i Krzysiek dostaniecie po głowie...
P.S. Wspomnij jeszcze przecudowną Polę, z którą wywijałeś na parkiecie - zapewne jeśli tego nie zrobisz w najbliższym czasie to i tak się o to upomni
Post Scriptum et Nota Bene na przyszłość - Szanowni Szantymaniacy, co byście na błędach się mych uczyli, albowiem najwygodniejszą taka nauka jest: smyczek jest urządzeniem drogim i nie wypada sprzedawać go za cenę dwóch piw. Należy pokusić się o sensowniejszy kurs wymiany
kurcze, gdybym wiedzial to bym sie udal do łykendu (bo to sie dzialo zapewne w tej knajpie) moze bym za 5-6 piw zakupil skrzypce lub gitare jakas :P
Muszę przyznać, że jeszcze nie mogę otrząsnąć się po pobycie we Wrocławiu. Najbardziej czuję się zaskoczona tym, że coraz większe wrażenie robią na mnie zespoły, które wcześniej nie wzbudzały mojej sympatii. Muszę również przyznać, że wróciłam do domu zakochana Obiektem moich westchnień stał się Michał Wójcicki Jego luz i swoboda na scenie ujęły mnie i to bardzo.
I korzystając z okazji chciałabym podziękować wszystkim, których spotkałam we Wrocławiu. Dziękuję za rozmowy, wspólną zabawę i okazaną pomoc. dla Was.
a właśnie że się nie upomnę... a Milo to Smyczkowy Zdrajca i tyle ... no dobra- ale rewelacyjny tancerz mam to udokumentowane ja mam jedną sugestię w kwestii organizacyjnej... nazwijmy to... "identyfikatory"... dla mnie klapa totalna... paseczki w różnych kolorach, zależnie od dnia festiwalu, którymi dekorowano nadgarstek... szczęście mieli Ci z zielonymi, bo przyjechali dopiero w sobotę i jeszcze jakoś to wyglądało... ja z moim od czwartku, po 3 dniach kąpieli, noszenia ubrań z długim rękawem i zahaczania paseczkiem co bądź o bardziej wystające części zabudowy... czułam się mało komfortowo... wiem że idziemy z duchem czasu ale być może warto by pomyśleć o innym materiale na ów oznaczenie gromady... i zupełnie jeszcze osobiście- od 14 lat zostawiam sobie na pamiątkę identyfikatory... dziwnie wśród nich wszystkich wygląda wymięty, potargany pasek, nie wiadomo skąd... buziaki dla wszystkich
Rok temu była bardzo fajna plakietka.
ja mam jedną sugestię w kwestii organizacyjnej... nazwijmy to... "identyfikatory"... dla mnie klapa totalna... paseczki w różnych kolorach, zależnie od dnia festiwalu, którymi dekorowano nadgarstek... szczęście mieli Ci z zielonymi, bo przyjechali dopiero w sobotę i jeszcze jakoś to wyglądało... ja z moim od czwartku, po 3 dniach kąpieli, noszenia ubrań z długim rękawem i zahaczania paseczkiem co bądź o bardziej wystające części zabudowy... czułam się mało komfortowo... wiem że idziemy z duchem czasu ale być może warto by pomyśleć o innym materiale na ów oznaczenie gromady... i zupełnie jeszcze osobiście- od 14 lat zostawiam sobie na pamiątkę identyfikatory... dziwnie wśród nich wszystkich wygląda wymięty, potargany pasek, nie wiadomo skąd...
Mi też się nie podobaja te papierowe paseczki (też jestem zawziętym kolekcjonerem wisiorkow/identyfikatorow :D ) ale wg organizatora jest to jedyny sposob, ktory uniemozliwi przekazanie identyfikatora i wejscie osob postronnych tam gdzie nie powinny (lepsze żółte/zielone/niebieskie niż różowe opaski ktore ten organizator dawał w zeszłym roku na innych koncertach/festiwalach bo człowiek sie czul hm cokolwiek dziwnie idac przez miasto z takim na nadgarstku)
Nie wyrzucaj tego potarganego paseczka bo dzieki niemu (i kawałkowi np bialej tasmy izolacyjnej) mozesz wejsc na wiekszosc imprez we wroclawskiej wff ;] Wiekszosc artystow/prasoludków ktorych znam to paseczki po prostu zrywa i następnego dnia skleja je taśmą.
po pierwsze czułam się... dziwnie... naznaczona... nieraz w Łykendzie słyszałam drwiące pytanie gdzie mnie tak jak zwierzątko potraktowano ... jeżeli paseczki muszą być to może z czegoś innego ... w hotelach też taki badziew (czyt.: pasek) dają... (all inclusive ) ale z zupełnie innego materiału, opisany nazwą hotelu a tu- kawałek niebieskiego czegoś... jeśli chodzi o wchodzenie do garderoby... na większości festiwali funkcjonują imienne identyfikatory ważne jedynie z dokumentem tożsamości... nie wnikam jak i czy są sprawdzane bo tu nie o tym... zdecydowanie wolę czasem pobyć incognito a z paseczkiem nie było to możliwe a na sklejony różnymi sposobami panowie z ochrony kiwali nosem... pzdr ciepło
a na sklejony różnymi sposobami panowie z ochrony kiwali nosem...
No właśnie... Ja np. w piątek rano miałam odrobinę wolnego czasu, więc chciałam się wybrać do solarium... i co? Zonk! Paseczka na stałe na ręce mieć nie chciałam... Natomiast po całym dniu noszenia go na jednej ręce razem z postrzępioną bransoletką - całe to białe "cuś" było rozwalone... i się rozklejało... Więc trzymałam tą opaskę zegarkiem - żeby nie spadła...
Dziwne to... dziwne...
Opaski tego typu są normalne w większości cywilizowanych krajów.
Żródło: Strona Pereł i Łotrów: http://www.perlyilotry.pl...les_pirates.jpg
Opaski tego typu są normalne w większości cywilizowanych krajów. Niedługo "normalne" będzie wszczepianie chipów pod skórę... fuuuj Mam pytanko do kolekcjonerów identyfikatorów: czy zbieracie tylko własne, czy cudze też? Mam na zbyciu stado identyfikatorów prasowych z różnych imprez i targów turystycznych. Chceta? Zapraszam do zgłoszeń na PW. Przepitraszam za OT, już znikam
cieszę się, ze mogłam własnoręcznie... tudzież własnonadgarstkowo uświadomić sobie, w jakże cywilizowanym świecie żyję niestety/ stety do pasków się nie przekonam... i już cała Pola a co do identyfikatorów- ja mam stado swoich... wiecie jaki przegląd?? kiedyś sie pochwalę miłej nocki i pzdr ciepło
Hmmm no tak, ja tu chciałem porozmawiać o tym co się komu we Wrocławiu podobało, a tu mi o wyższości plakietek nad opaskami godojom. Blah. Grrr. Wrrr.. Ciamcia-ramcia.
Każdą razą - jako żem był się dowiedział czasu swego, iż wici po mieście niosą, a ptaszki i inne płazo-gady w listowiu śpiewają, że Pani Kapitan Załogi Wesołej (Happy Crew przez co poniektórych zwanej), nijaka 'Ana', dostęp do forum co najmniej niezachwycający ma, to w obawie o jej niemożność przeczytania mych wcześniejszych słów aprobaty, Skrzypaczkę i Polę prosić śmiem o serdecznych pozdrowień z mojej strony przekazanie, kolejny raz za wspaniałe spotkanie zarówno Pani Kapitan jak i Załodze dziękując ;).
... i zapraszam do Wrocławia na koncert Koryckiego i Poręby 28 marca....
A ja przy okazji przekazuję, że z powodu fatalnego samopoczucia przez cały mijający tydzień moja relacja znowu z opóźnieniem się ukaże. Materiał foto już obrobiony, wypowiedzi zebrane, zbieram wszystko do kupy. Jutro powinno być!
Milo - Twoja wypowiedź Mamie Anie, jak i całemu Happy Crew została przekazana - mailowo jak i ustnie. Moim skromnym zdaniem odezwą się w niedługim czasie, żeby osobiście przekazać Ci wyrazy wdzięczności za tak cudowną wypowiedź na ich temat, a także za czas spędzony we Wrocławiu.
A Bóg zapłać... tylko że ja nie rozumiem po co wyrazy wdzięczności za opinię ;p. Ja tylko stwierdzałem fakty
P.S. No tak, teraz już wiem skąd tyle setek postów na forum, za każdym razem jak tutaj wchodzę... Bo jak taka Skrzypaczka z MNem siedzą po nocach i tylko czekają na jakąś nową wiadomość.... Grrr...
Bo jak taka Skrzypaczka z MNem siedzą po nocach i tylko czekają na jakąś nową wiadomość....
Milo - nie rób z nas spamerów
BTW. Maciek i Adam z Happy Crew niedawno zarejestrowali się na forum. Trzeba dać im chwilkę - pewnie się rozkręcą i zaraz coś nam tutaj napiszą
(...) Oczywiście, płyta sama w sobie nie może równać się z wielkimi wydawnictwami bardzo doświadczonych zespołów, ale przecież nie o to chodzi. Utwory w większości sięgają do tradycyjnego kanonu pieśni żeglarskiej - Whiskey O, Henry My son, Return Song etc. Nie brak jednak również autorskich utworów.
A ja Ci powiem Drogi Milo, że niektóre płyty "tych bardzo doświadczonych" tak mnie nie ruszyły jak ta. Po drugie, któreż to utwory są autorskie, bo jakoś nie widzę. A przypominam, że mowa o płycie zespołów Happy Crew i dzieci z Cobh
Przy okazji: w opisie utworów z płyty Happy Crew znalazły się zdumiewające błędy! Ani "Szantymen", ani "Pieśni powrotu", ani "Szanta pompowa" to nie są utwory tradycyjne!!! Mają konkretnych autorów - Bob Watson / Jim James / Tony Goodenough. Te informacje nie są trudne do zdobycia!
Nom, to co MN nadmienia to też mi przeszło przez myśl, ale miałem pewność tylko co do tych dwóch pierwszych wymienionych, przyznam się bez bicia. Szanty pompowej po prostu aż tak dobrze nie kojarzę :(.
Kamilu! Nieporozumienie się wkradło, więc chciałbym to wytłumaczyć. Pisząc "nie mogą się równać" miałem na myśli czysto techniczną stronę. I tyle, nic więcej. Proste skojarzenie prostego człowieka -> praca głosem młodych ludzi a wielu artystów polskiej sceny, którzy mają za sobą niejedną szkołę muzyczną. No i też napisałem, co by nie wyszło, że przesładzam ;).
Co do autorstwa - OK, niech Ci będzie, nie autorski utwór, ale autorska aranżacja. ;). I dla mnie to nie jest płyta tylko i wyłącznie dzieci z Cobh i Happy Crew, ale i również wszystkich osób, które przyczyniły się do jej powstania.
Co do "Whiskey" - jak dla mnie jest OK, jest to chyba mój ulubiony utwór z płyty (sorry Happy Crew, ale dzieci z Cobh - bo z tego co wiem to oni w tym utworze śpiewają - po prostu mają jakąś taką niewinność?, urokliwość?, słodycz? w głosie - jak się słucha to banan na pełnej gębie ). A to hasło o ewentualnym dysonansie tematyczno-wiekowym to raczej w formie dygresji Kamilu. Daleko mi do moralizatorskiego patosu, w szczególności że sam to rozumiem - do tej pory pamiętam jak w podstawówce podśpiewywałem o tym, że "W Bristolu żyła jedna mała, która zgrabną rufkę miała." ;p. I ZAWSZE uchodziło mi płazem .
A co do kwestii merytorycznej, którą napomniałeś - ja od wolę rum ;).
Pozdrawiam, Milo
no i mamy jasność w każdej kwesti i milo się zrobilo :))))))
pozdrawiam
Również się cieszę... nie wiem czemu, ale miałem jakieś odczucie, że ciągle masz mi za złe tamto wtrącenie w połowie kiełbasy... Ja NAPRAWDĘ nie chciałem!
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|