|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Dziś tylko - pożegnalne z festiwalem . No i zwycięzcy. Ale będą następne.
to ja się dorzucam z fotkami z pierwszego wieczoru festiwalowego
i kolejne...
Jej. Cudnie zobaczyć zdjęcia. Tak się tylko zastanawiam, dlaczego Szanty nad Żurawiem? Kurcze, aż tak było odlotowo? :) Żałuję, żałuję,żałuję, że nie ruszyłam czterech liter i nie przybyłam.
Ja tez chcialam przybyc!!! Ale nie moglam... z Amsterdamu troche daleko...
Tak się tylko zastanawiam, dlaczego Szanty nad Żurawiem? Kurcze, aż tak było odlotowo? :) Żałuję, żałuję,żałuję, że nie ruszyłam czterech liter i nie przybyłam. Emu! I żałuj! To "nad" z powodu pory - ale i trochę z przekory - wszak POD Żurawiem festiwal się nie odbywa . Jak tłumaczył prowadzący koncert Jurkiel ma to swoje odzwierciedlenie w angielskojęzycznej nazwie festiwalu.
Świstak, zdjęcia cudne :) Miło popatrzeć i powspominać gdański klimat szant spod Neptuna :) A gdzie Ci umknęli Panowie z zespołu Klang? Pozdrawiam :)
Rozmazani wyszli, bo zapomniałam statywu i "z ręki" robiłam, albo z oparcia ławeczki
Oglądając zdjęcia z "Szant pod Żurawiem" zauważam, że fotografia w szantach zmierza w dobrym kierunku, czego, niestety, nie mogę powiedzieć o samej muzyce. Produkcje sceniczne niektórych zespołów, w tym i tych przeze mnie lubianych, poszły zbyt mocno w komercję i muzyczkę dla pospólstwa. Z pieśnią morza miało to niewiele wspólnego, a czasami zgoła nic.
Ludziska, chyba nie tędy droga, albo przestańmy nazywać takie imprezy festiwalami szantowymi.
to jeszcze parę fotek Gdańska z tego samego dnia. Tak dla dodania "atmosfery"
To ja zamieszczam trochę swoich zdjęć
http://picasaweb.google.c...yPodUrawiem2008
Produkcje sceniczne niektórych zespołów, w tym i tych przeze mnie lubianych, poszły zbyt mocno w komercję i muzyczkę dla pospólstwa. Z pieśnią morza miało to niewiele wspólnego, a czasami zgoła nic.
Ludziska, chyba nie tędy droga, albo przestańmy nazywać takie imprezy festiwalami szantowymi.
Rysiu, a co konkretnie Ci się nie podobało - co byś zmienił? Pytam szczerze i bez złośliwości, wiesz o tym.
Szanty pod Żurawiem vel Neptun Shanites to moim zdaniem mimo wszystko impreza szantowa, czy też związana z piosenka "okołowodną" - temu chyba nie zaprzeczysz. A że żaglowców już coraz mniej, że praca rąk została zastąpiona przez maszyny, to i muzyka też uległa zmianom - to w końcu bardzo żywa gałąź, która wciąż się rozwija i ewaluuje. W każdym razie my z wielką przyjemnością zagraliśmy na Długiej i tylko zawsze jest mi żal, że w swoim zabieganiu kolejny raz nie udało mi się wielu posłuchać, z wieloma porozmawiać - z niektórymi wymieniliśmy tylko kiwnięcie ręką... eh...
Agata, przyjemne bardzo fotki :)
wciąż się rozwija i ewaluuje No tak, ale przecież ten kierunek ewolucji nie wszystkim się musi podobać. Tym bardziej, że szanty co zawsze było COŚ INNEGO - muzyka INNA. A teraz się robi coraz bardziej mainstreamowa. Chyba o to chodziło Ryszardowi - jeśli tak, to oczywiście podzielam jego obawy.
Do Edka i nie tylko do Niego - również będąc dalekim od złośliwości.
Słucham dużo muzyki morza, najczęściej w wykonaniach gigantów tego gatunku i brzmią mi w uszach jej charakterystyczne zaśpiewy i akordy. Podstawą ewolucji muzyki morza jest dla mnie bowiem surowa pieśń z pokładów żaglowców, to jest ten korzeń, z którego coś tam wyrasta nowego, to jest ta baza, na której winno się rozwijać własne pomysły muzyczne.
Oczywiście dopuszczam odstępstwa od tej generalnej zasady, bo gdzieś przecież trzeba upchać choćby "babskie" śpiewanie w stylu "Powrotów II" lub "Jak fala" Betty Blue, czy inne piękne i mądre ballady, że wspomnę tu tylko o twórczości Janusza Sikorskiego.
Na festiwalu SZANTOWYM, o którym mówimy, tych brzmień z korzenia płynących było jak na lekarstwo, a czarę goryczy przelał mi występ Banana Boat. Lubię Ich i cenię jako mądrych i przemiłych facetów, ale to, co zaprezentowali w Gdańsku, porywając przy tym publiczność, w warstwie dźwiękowej i charakterze nawet pieśnią morza nie trąciło. Równie dobrze mogli wystąpić na jakiejkolwiek imprezie masowej z przyśpiewkami.
Jaki ponadto poleciał w świat sygnał? To jest prawidłowy kierunek ewolucji pieśni morza, bo właśnie ta produkcja została nagrodzona.
Wybaczcie mi wylaną żółć, która jest w tym wypadku szczerym odruchem troski, a nie chęcią przyłożenia komukolwiek.
No co Ty, Ryszard !
Kochany Rysiu, kochane Szantymaniaki! Hmmm... jako ten wywołany do tablicy spróbuję się ciutkę obronić, dobrze? Rysiu napisał:
Na festiwalu SZANTOWYM, o którym mówimy, tych brzmień z korzenia płynących było jak na lekarstwo, a czarę goryczy przelał mi występ Banana Boat. Lubię Ich i cenię jako mądrych i przemiłych facetów, ale to, co zaprezentowali w Gdańsku, porywając przy tym publiczność, w warstwie dźwiękowej i charakterze nawet pieśnią morza nie trąciło. Równie dobrze mogli wystąpić na jakiejkolwiek imprezie masowej z przyśpiewkami.
1) Nagrodzona piosenka nosi tytuł Moby Dick i stanowi interpretację jednej z najważniejszych powieści marynistycznych w historii kultury Zachodu. Jak na przyśpiewkę, ciut ta piosenka za poważna. Jej tekst jest następujący:
Moby Dick Banana Boat Słowa: Paweł Jędrzejko Muzyka i aranżacja: Tomasz Czarny
Wieloryba wielkie oko Zimne jak ostra stal Rejestruje twarze wrogów Na śmierć pojedynek trwa…
Miraż umyka – wiecznie ruchomy groźny, milczący wal… Płynny jak morze sens naszej drogi – człowiek we władzy fal.
Dumny Ahab w morze patrzy Zimne jak ostra stal Świat rozumem chce zawłaszczyć Na śmierć pojedynek trwa… Miraż umyka – wiecznie ruchomy groźny, milczący wal… Płynny jak morze sens naszej drogi – człowiek we władzy fal.
Biały olbrzym – to pytanie Zimne jak ostra stal. Biel przyniesie rozwiązanie Na śmierć pojedynek trwa…
Tyle już istnień zmiótł groźny, milczący wal… Tyle już było burz – człowiek we władzy fal.
Milczy kosmos, milczy niebo Zimne jak ostra stal My na morzu, w walce, w biegu Na śmierć pojedynek trwa…
Miraż umyka – wiecznie ruchomy groźny, milczący wal… Płynny jak morze sens naszej drogi – człowiek we władzy fal. Tyle już istnień zmiótł groźny, milczący wal… Tyle już było burz – człowiek we władzy fal.
2) Aranżacja zasadza się na zaśpiewie szantymena i odpowiedzi chóru
3) Banana Boat w zasadzie od początku swojego istnienia w sposób zdeklarowany tworzy pieśni morza zakładając, że pieśń morza - jako gatunek - żyje. Tak jak "powieść" - gatunek ewoluujący i przechodzący różne transformacje od osiemnastego wieku - zmianom podlegać mogą także szanty i pieśni morza: cały czas charakterystyczna dla tych gatunków poetyka jest zachowana, zmienia się jedynie to, że nie traktujemy jej już jako pieśni pracy, lecz jako utwór o charakterze estradowym, czyli artystyczny, nie pragmatyczny. Owszem, mamy w repertuarze utwory tradycyjne, ale naszym zasadniczym celem jest przekształcenie repertuaru w całkowicie lub niemal całkowicie autorski. Stąd tak wiele czasu zajmuje nam przygotowanie kolejnej płyty.
4) Nawet do "Moby Dicka" można pompować zęzy lub podnosić reje!
5) Oprócz "Moby Dicka" zaprezentowaliśmy na scenie jeszcze kilka utworów, w tym trzy tradycyjne szanty
6) Jedna czy druga piosenka "popowa" w Gdańsku jest jak najbardziej na miejscu, ponieważ wśród spacerowiczów Długiego Targu są nie tylko Szantymaniacy: z całym szacunkiem dla naszej publiczności, impreza jest także imprezą miejską, a więc "odhermetyzowanie" występu przy pomocy jednej czy dwóch piosenek wydaje się gestem sensownym.
Czy wybroniłem się jakoś?
Uściski,
Paweł
"tylko winni się tłumaczą" :D - na stos! na stos! na stooooossss!!!!
albo do Stavanger!!!!!! :D
Kamilku, za tego wspólnego Stavangera w Turbocie masz u mnie FLACHĘ!!! A w powyższej wypowiedzi chodziło mi tylko o sformułowanie Rysia, że "to, co [Banany zaprezentowały] w Gdańsku, porywając przy tym publiczność, w warstwie dźwiękowej i charakterze nawet pieśnią morza nie trąciło". Jakie kryteria należałoby wobec tego przyjąć, żeby poza nawias muzyki morskiej nie usunąć na przykład Ryczących, Perełek, Klangów, czy Gdańskiej Formacji Szantowej? Po prostu zastanawiam się nad kryteriami kwalifikacji utworu czy zespołu jako reprezentatywnego dla "muzyki morza". Buziaki! Paweł
To jeśli ja mogę wtrącić swoje 3 grosze. 1) Zgadzam się z Synchro co do charakteru Szant pod Żurawiem - jest to impreza jak najbardziej miejska, miasta portowego, ale nadal miasta. Zresztą scena na środku Długiego Targu dobitnie dowodzi, że organizatorom chodziło o przyciągnięcie jak największej rzeczy publiczności. Gdyby to była impreza wyłącznie dla miłośników szant i wodniaków gnieździlibyśmy się gdzieś przy porcie.
2) zarzuty Rysia myślę, że odnoszą się do zachowań "pod publiczkę" typu "dziewczyny piszczą a chłopaki ryczą" - rozumiem, że bardziej tradycyjnym miłośnikom szant może się to nie podobać, jest to trochę festyniarskie, ale.... porywa publikę za każdym razem bez względu na to czy występ jest na scenie w środku miasta czy w tawernie żeglarskiej. Dobra, "in the jungle" za Chiny Ludowe nie jest pieśnią morza
3) Moby Dick jest G E N I A L N Y i kropka, choć fakt, że nie jest szantą w tradycyjnym tego słowa znaczeniu,tylko raczej poetyckim spojrzeniem na morze i zmaganie się z nim. Czy to jeszcze szanta? Nie. Czy pieśń morza - stanowczo TAK. Można znów stoczyć dyskusję na temat co szantą jest a co nie, co zespół określany szantowym powinien śpiewać a czego nie.
4) Co do jakości występów nie tylko Bananów, ale także innych zespołów - nie wiem jak się słyszeliście na scenie, ale fakt pozostaje faktem, że na widowni efekty nie były najlepsze. Myślę, że problemy z odpowiednim ustawieniem mogły wpłynąć na odbieraną jakość występów. Przyznaję szczerze, jeśli chodzi o głosy słyszałam lepsze występy Bananów, ale w czasie występu Sąsiadów też miałam wrażenie, że część głosów niknie, skrzypce albo było słychać za bardzo, albo wcale. Tak więc moja krytyka bardziej odnosi się do akustyka imprezy niż do występujących.
A tak w ogóle to fajnie było posiedzieć i posłuchać. Poręby szczególnie. Ukłony, Świstak P.S. Zabierzcie mnie do Turbota następnym razem.....
Kochany Pawle i kochani inni wykonawcy oraz Szantymaniacy. Problem szant nie leży w tekstach, bo te, moim zdaniem, mają się zupełnie dobrze. Przykładem choćby Twoje teksty, Pawełku i tu wyznam, że w niektórych z nich "...ja [jestem] zakochany do bólu...". Trudno pominąć też twórczość "Jurkiela", "Ignaca", czy też rosnącej nam na naszą Osiecką - "Kwiatuchy", a także wielu innych. Nie o tekstach też na kanwie Szant pod Żurawiem napisałem; tam nie było o nich ani słowa.
To, co mnie autentycznie martwi, to muzyka, a konkretnie kierunek jej /jak to mówicie/ ewolucji. Nasze piosenki coraz częściej są "taplane" tylko w warstwie tekstowej, a muzyka to czystej wody pop, lub bardzo bliska tego "gatunku". Coraz rzadziej można usłyszeć jakieś folkowe brzmienia, a przecież muzyka morza to folk.
Nie mam nic przeciwko ślicznym, mądrym i ładnie wykonanym utworom wykraczającym poza folkowe praźródła, ale buntuję się słysząc pop-ową sieczkę. A bunt mój wynika z obawy, że jeśli taki kierunek ewolucji jeszcze jakiś czas potrwa, to roztopimy się w popowej nijakości i miernych przebojach jednego sezonu. Zamiast swojej muzyki mieć będziemy papkę dla mas, bo większy /poza Goliatem ze Starego Testamentu/ zawsze wygrywa.
Rozumiem, Pawle, że konieczny jest ukłon do płatnika imprezy i musi koncert odpowiadać szerszym gustom. Kwestia jednak w proporcjach, pozwalających z jednej strony uczynić zadość tym gustom, a jednocześnie nie zatracić charakteru imprezy. Na mój gust poszliśmy już w tym dogadzaniu szerszym preferencjom muzycznym zbyt daleko.
W poprzednim swoim poście poczyniłem jedno nadużycie, za które przepraszam. W polemicznej gorączce potraktowałem nagrodę Banana Boat jako nagrodę "za całokształt" występu, a nie za konkretny utwór. Nie znam na tyle dobrze innych tekstów, aby krytykować werdykt jurorów, zresztą bym nie czynił tego, nawet je znając.
Negatywne odczucia po Bananowym występie jednak we mnie pozostają. I po części cieszę się, że to na Nich wypadło, bo przynajmniej jest jakaś podstawa do dyskusji o sprawach fundamentalnych dla naszego ruchu szantowego, której by pewnie nie było, gdyby trafiło na kogoś maluczkiego. Nadal trwam w swoim odczuciu, że wytęp Banana Boat był bliższy w swoim charakterze muzyce pop niż muzyce morza. O tym charakterze decydowała, moim zdaniem, nie tylko sama muzyka /o tekstach nie mówię/, ale równie silnie przekaz sceniczny. Niektórzy nazywają to dobrym kontaktem z publicznością, a na mój gust przybrało to już formę przesadną, charakterystyczną dla zachowań pewnych "gwiazd" telewizyjnych.
Wymieniłeś, Pawle, szereg zespołów, zadając pytanie jak zakwalifikować Ich muzykę. Do tego zestawu można dodać i innych wielkich i właśnie to jest problemem. Qvo vadis sea song?
Nie jest moim zamiarem obrażenie kogokolwiek, a jeśli nie udało mi się dołożyć należytej staranności w ważeniu słów, to z góry przepraszam.
edit: poprawiłem błąd gramatyczny
Nie od dziś prezentuję zupełnie zbieżne poglądy do Ryszardowych. Niestety, stare prawo kultury głosi, że każdy niszowy nurt, jeśli tylko stanie się bardziej popularny (co z szantami się stało w pewnym momencie), wcześniej czy później zostaje wchłonięty przez popkulturę. Bananów to ja bym się jeszcze nie czepiał - oni od początku założyli sobie szerokie spektrum (od "silesian" szanty przez stylizowane pieśni współczesne po pop). Gorzej z innymi "wielkimi", którzy niegdyś wyznaczali kurs (szantowy!), a obecnie w znacznym stopniu rozmienili się na drobne grając "pod publiczkę" (Stare Dzwony, Ryczące Dwudziestki). Jeden argument Pawła muszę niestety spróbować podważyć. Pewnie, że "Szanty pod Żurawiem" to impreza bardziej masowa, dla nieszantowej publiczności i tam taki repertuar był jak najbardziej wskazany. Tylko że Banany śpiewały praktycznie to samo np. na Wieczorze Poezji Morskiej na "Szantkach" w 2007 r. A to jest impreza tzw. "klimatyczna", gdzie wykonawcy starają się (lub powinni!) grać spokojniej, bardziej "niszowo" (jedyny "inny" - wspaniały zresztą - występ Bananów to Zaduszki Szantowe 2006, ale tam był Collins...). Miejsce tu nie ma nic do rzeczy, problem jest inny. Synchro sam kiedyś na tym forum przyznał, że Banany nie grają wielu swoich piosenek. Bo nie porywają ludzi, nie bawią. Są zespoły, które potrafią po rozpalających publikę hitach zagrać jakąś nowość, spokojną balladę czy coś surowego. Inne w takiej sytuacji "jadą" hitami do końca. Publika szaleje, zespół bisuje - czy nie o to chodzi? Dla mnie nie... Szanty nie zginą, bo pozostaną jeden-dwa zespoły, które chcą i potrafią je wykonywać, może jedna-dwie imprezy, gdzie organizator będzie chciał na nie stawiać i może kilkaset osób w całym kraju, które będą chciały tego słuchać. I może dwa-trzy zespoły na scenie "szantowej", które będą grały dobry folk. A "Moby Dick" jest fajny!
Mn, fakt, że fajnie jakby na, jak to okresliłeś, niszowym koncercie, było bardziej kameralnie i autorsko.... hm... ale, kurczę, który zespół tak właśnie gra? Repertuar dla szerokiej publiczności jest taki, a dla niszowej kompletnie inny. A może "pobudzenie" zespołów do zagrania na bardziej kameralną nutę byłoby ciekawym pomysłem? Ale to sprawa organizatorów, żeby za wymóg postawić taki program występu, żeby wpisywał się w jakiś określony temat.
Rysiu, Michałku, Świstaczku - i inne kochane Szantymaniaki!
O przyszłość szanty raczej bym się nie obawiał: ten tradycyjny nurt, który przypomina nam o korzeniach, jest ciągle reprezentowany: mamy Cztery Refy, Flash Creep, North Wind, mamy Leje na Pokład, mamy w końcu rewelacyjnych Sąsiadów. Powstają także nowe obiecujące zespoły, takie jak Pod Wiatr. Poza tym - w repertuarze Dwudziestek, Perełek, Bananów - także jest sporo tradycyjnej szanty, tyle, że wykonywanej w aranżacjach charakterystycznych dla tych formacji. Summa summarum - myślę, że dobrze, że istnieją wśród nas formacje reprezentujące wszystkie odcienie i barwy muzyki morza: od opcji wiernych tradycji poprzez wszelakiej maści uwspółcześnienia aż do Nowej Szanty, pisanej, komponowanej i aranżowanej dziś. Nie ma też sensu wykluczanie poza nawias "muzyki morza" tych, którzy tradycyjni nie są, bo chyba na tym polega ewolucja tej muzyki, że biegnie w różnych kierunkach: definicyjne granice "muzyki morza" się rozszerzają.
Można natomiast dyskutować nad zachowaniami scenicznymi: oczywiście, że Wam, "starym wyjadaczom", nie trzeba zachęty typu "dziewczyny piszczą" - ale publiczność popularna dzięki takim gestom zaczyna wchodzić z wykonawcą w interakcję i wychodzi z koncertu ze świadomością, że była dla artystów ważna, że artysta dał tejże publiczności okazję do odetchnięcia od codzienności. Ludzie bawią się na różne sposoby, a tam, gdzie publiczność "znawców gatunku" stanowi zasadniczą mniejszość - szczególnie istotne jest, żeby wszystkich do zabawy zachęcić. Rozumiem, że Was jako wieloletnich wielbicieli szanty to nie musi interesować, a nawet czasami Was to irytuje, ale nas MUSI to obchodzić. I zwykli ludzie, którzy trafiają pod takie sceny, jak gdańska przypadkowo - są nam (i organizatorom) za to wdzięczni. Ale wiedzcie, że ja doskonale rozumiem Wasze zarzuty: zachowujemy się na scenie jak showmani, ale... kimże innym my jesteśmy? Mamy dawać ludziom radość - i po to nas się zaprasza. I jest cudownie, jeżeli taki show da się połączyć z rewelacyjnym nagłośnieniem, bo wtedy przy okazji jeszcze jest czysto. Faktycznie, pierwszego dnia wszystkie zespoły zeszły ze sceny sfrustrowane, ale już następnego dnia było świetnie, bo organizatorzy wyciągnęli wnioski. I śpiewało się rewelacyjnie! Niestety, nie możemy obiecać, że nie będzie już "dziewczyny piszczą" ani popowych przerywników - jeżeli w Waszych oczach to dyskwalifikuje, to przynajmniej pomyślcie, że takie piosenki bywają dwie albo trzy na często półtorejgodzinny koncert.
Inną sprawą są kompozycje: pisząc "świeżynki" staramy się, żeby jednak zachowały elementy poetyki tradycyjnej - np. układ zaśpiew szantymena i odpowiedź chóru z przedłużoną samogłoską tam, gdzie w szancie tradycyjnej następuje pociągnięcie, ale przecież wtedy, kiedy od tego odstępujemy także czynimy to celowo. Oczywiście, że można takiej muzyki nie lubić, ale to kwestia gustu. Dla nas - Bananów - najważniejsze jest to, by nie ustawać w poszukiwaniach ciekawych rozwiązań i być sobą: nie grać "jak Dwudziestki", "jak Johnny Collins", "jak Stan Hugill", "jak ktośtaminny". My przez dziesięć lat wypracowaliśmy styl muzyczny bardzo dla nas charakterystyczny i nie sądzę, żeby ktoś się pomylił co do wykonawcy nawet gdy jakiś utwór usłyszy w MP3 po raz pierwszy nie widząc twarzy śpiewających. Uważam też, że sprowadzenie utworów takich, jak "Stavanger", "Moby Dick" czy "Wachta wśród gwiazd" do popu - jest po prostu nieuprawnione, bo więcej w tym elementów folku, niż czegokolwiek innego. A już z pewnością wydaje mi się, że wszystkie one są morskie, choć niekoniecznie niepoetyckie.
Co więcej - to chyba zaczyna kwalifikować tę dyskusję do innego wątku - wiemy wszyscy, że cała masa utworów tzw. morskich ma lądowe korzenie, więc dlaczego mielibyśmy uznać, że pieśni kubryku (do których należy na przykład Whiskey in the Jar) mają bardziej "morskie" melodie, niż pieśni lądowe z tego samego okresu? Warto się nad tym zastanowić, więc zapraszam do dyskusji!
Uściski dla wszystkich!
Paweł
P.S.: Michałku, na Szantkach nie było połowy wykonanych przez nas w Gdańsku utworów, bo to nowe rzeczy, które znajdą się na nowej płycie (jeżeli w końcu znajdziemy chwilę oddechu, żeby ją nagrać).
Michałku, na Szantkach nie było połowy wykonanych przez nas w Gdańsku utworów Oczywiście wiem - chodziło mi o to, że były tam "Zęza", "Day-oh", "Negroszanta", "Englishman in New York" - a była to świetna okazja by zaśpiewać "Requiem dla Bieszczadów", "Arktykę", czy coś z nieśpiewanych rzeczy z płyty. Tego również oczekuje publiczność... O przyszłość szanty klasycznej ja bym się jednak obawiał. Mamy np. imprezę "Euroszanty & Folk". Wydawałoby się, że powinny tam grać przede wszystkim zespoły szantowe. A z wymienionych przez Ciebie są tylko Refy i Sąsiedzi. Nie ma Lejków, nie ma Flash Creep (BTW, szanty to margines ich repertuaru), nie ma North Wind (tego żal mi najbardziej - odkąd zobaczyłem ich wspólny występ z Collinsem i Mageeanem niecierpliwie czekam na powtórkę - GDZIE mam ją zobaczyć, jak nie na takiej imprezie????), są za to zespoły, które z szantą i folkiem nie mają nic/prawie nic wspólnego. Kończąc wątek Bananów - ja bym czasem chciał widzieć u Was bardziej zróżnicowane występy. Np. bardziej szantowy na imprezie szantowej, popowy na masowej, mieszany na imprezie "dla wszystkich"...
Pawełku, załóż nowy wątek
Niestety, stare prawo kultury głosi, że każdy niszowy nurt, jeśli tylko stanie się bardziej popularny (co z szantami się stało w pewnym momencie), wcześniej czy później zostaje wchłonięty przez popkulturę.
Michałku śmiem twierdzić, że Twój pogląd jest bardzo nośnym...ale mitem. Jeżeli ktoś jest świadomym artystą, który konsekwentnie realizuje swoje zamierzenia to najczęściej nie on jest wchłaniany przez popkulturę, ale śmiem twierdzić, że istnieje proces wręcz przeciwny. To tzw. popkultura (czymkolwiek ona jest) "dostosowuje sie" do danej osobowości. Mam podać przykłady? Pokaż mi chociaż jedną płytę np. Milesa Davisa stworzoną pod publiczkę. To samo dotyczy np. Franka Zappy i wielu innych. Prawdziwa sztuka zostaje prawdziwą sztuką niezależnie od ilości słuchaczy i ich opinii na jej temat. Czy np. "Pasja wg. Św, Mateusza" J.S. Bacha była lepszym dziełem zanim odkrył ją dla mas Mendelssohn? Problem wbrew pozorom nie dotyczy muzyki a słuchaczy (konkretnie ich snobizmu) To snobizm pozwala wielu z nas szczycić się słuchaniem muzyki niszowej i to snobizm każe wielu z nas poddawać ostracyzmowi wiele tak znakomitych a popularnych wśród tzw. "mas" utworów jak np. przysłowiowa wręcz "Keja" i "Hiszpańskie Dziewczyny".
A już myślałem, że to jest dział FOTOREPORTAŻE.
Michałku śmiem twierdzić, że Twój pogląd jest bardzo nośnym...ale mitem. Hm, wydaje mi się, że jest przyjmowany dość powszechnie... Niszowy jazz + popkultura = np. smooth jazz. Niszowy hip hop + popkultura = hiphopolo. Niszowe szanty + popkultura = szantopolo... itd ::D:D:D Pewnie, zawsze zostaną artyści idący swoją ścieżką, ale masy idą w inną stronę... Czy nie jest tak na scenie szantowej?
Qvo vadis sea song?
Tego nie wie nikt. Po co tak naprawdę wiedzieć? Po co wylewać żale, że ktoś gra tak albo siak? Wiecie co w sobotę śpiewaliśmy (SMW) pływając jachtem w okolicach Giżycka?
"Rwijmy stąd, bo burza na nas wali"
Istnienie wielu nurtów w jednym nurcie powoduje, że nie ma nudy. Kto powiedział, że któregoś dnia nie zaśpiewamy szanty a capella? Że nie potrafimy? Spróbować zawsze można. A kto powiedział, że któregoś dnia "Perły i Łotry" nie zaśpiewają przy akompaniamencie przesterowanych gitar? Zachowując własny styl każda formacja może eksperymentować, bo grać i śpiewać należy to, co w duszy gra.
Pozwólmy przemówić muzyce z serc płynącej. A "serce to jest muzyk improwizujący".
Biadolenie nad szantą przypomina mi czasem chór płaczek idących w pogrzebowym kondukcie. A przecież szanta wciąż żyje!
Halo, ja nie umarłam.
Podpisano: Szanta.
Pozdrawiam, Grzywa.
Grzywa, z tym biadoleniem, to chyba przesadziłes ;)
Dyskusja jest podstawą tego forum, choć zgadzam się, że może akurat ten wątek powinien służyć trochę innym celom - fotoreportaż, czyli omówienie samej imprezy podparte zdjęciami ewentualnie uwagi i opinie na temat samego festiwalu - mocno odbiegliśmy od meritum tego akurat wątku :)
Tak więc chętnie poczytałbym wypowiedzi szanownych forumowiczów na temat występów pozostałych zespołów - nie tylko Bananów ostatniego dnia :) I żeby od razu uciąć niemiłe docinki - nie oczekuję skupiania się na Trzech Majtkiach
Chętnie też poczytałbym wypowiedzi samych zespołów, bo jak na razie z występujących zanotowałem tu tylko wypowiedzi Pawła i Kamila, a przecież na forum funkcjonuje wielu wykonawców :)
Przygotowuję - ułomną z natury rzeczy - relację internauty :) na portal. Będzie wzbogacona opiniami widzów. Niestety nikt inny się nie kwapi, a ja śledziłem transmisję, więc "coś tam" widziałem...
Z tego co obejrzałem i posłuchałem najbardziej spodobał mi się zespół "SĄSIEDZI". Kamil i Spółka - szacuneczek.
Pozdrawiam, Grzywa.
PS. Gdzie można zdobyć ten "islandzki(?) kawałek"? Jest świetny i piknie wykonany był. Jaki jest tytuł tej pieśni?
Już wkrótce na płycie. Tytuł - "Sigurd".
I co do Sąsiadów "... pod Żurawiem" z Tobą się Darku zgadzam. Wypadli zdecydowanie korzystnie, a na tle większości nawet bardziej niż korzystnie, mimo że byli wyjątkowo źle nagłośnieni.
Ważne również, że mieli u szerokiej publiczności dobry odbiór, a to zadaje kłam twierdzeniu, iż dla tego szerokiego odbiorcy trzeba grać inaczej i opracować szczególną na tę okazję choreografię. Sąsiadów broniła muzyka i to, jak ją wykonują. Byli strawni dla prawie wszystkich.
Rysiu... to, że Sąsiedzi są świetni nie zadaje kłamu niczemu, co wcześniej napisałem. To, co napisałeś, wskazuje jedynie na Twój zestaw preferencji, który w stu procentach szanuję, rozumiem i - po części - podzielam. Michasia, którego zresztą bardzo lubię, także rozumiem. Ale jako wykonawca, który spotkał się już z ponad trzema setkami zestawów publiczności jestem raczej skłonny przychylić się ku opinii o wyizolowanym pojęciu muzyki morza, jakie reprezentujecie: jesteście smakoszami, a nie publicznością szeroką. I choć jestem jak najdalszy od nazywania Waszej pozycji snobizmem, muszę powiedzieć, że gdyby grać koncerty, które Wam odpowiadałyby w stu procentach, muzyka morska rozwijałaby się w takim kierunku jak w Holandii czy w Niemczech. Jest mi przykro, ale niestety - ja się pod tym nie podpiszę i wolę tworzyć rzeczy nowe niż wyłącznie hołdować reliktom z przeszłości, które szanuję jako moje korzenie. Nie widzę siebie w archeologii: jestem żeglarzem, który Atlantyk przepłynął pod żaglami trzykrotnie, mam ponad pięć i pół tysiąca godzin przepływanych od chwili uzyskania stopnia sternika morskiego, od dziesięciu lat śpiewam na różnych scenach od Fulneku w Czeskiej Republice do Nowego Jorku - i wydaje mi się, że wiem, co ludziom w duszy gra. Pamiętajcie: ja jestem showmanem dla ludzi, a nie dla wysublimowanej śmietanki. Strasznie mi przykro, jeżeli Was rozczarowuję, ale nie zamierzam udawać kogoś, kim nie jestem. Piszę własne piosenki - i zamierzam ten "trynd" kontynuować. A klasykę - którą uwielbiam - pozostawiam tym, którzy życzą sobie ją eksplorować. I jak rozumiem - Rysiu i Michaś stanową publiczność tych ostatnich, choć i ze mną napiją się wódeczki i na koncert także - dla relaksu przyjdą! Całusy! Paweł
gdyby grać koncerty, które Wam odpowiadałyby w stu procentach, muzyka morska rozwijałaby się w takim kierunku jak w Holandii czy w Niemczech Oj, nie zgadzam się tu z Pawełkiem (którego lubię nie mniej, niż on mnie)! Dowolne nagranie chóru niemieckiego czy holenderskiego a kawałek klasycznego repertuaru Sąsiadów, Czterech Refów, North Wind czy duetu Szurawski & Muzaj. Toż to niebo a ziemia! Zapodajmy sobie np.: - "Sigurda" w wykonaniu Sąsiadów, a następnie "Sigurdkvadet" zespołu Krauka - "Szantę saletrową" Czterech Refów, a następnie "Saltpetre Shanty" Amerykanów z Boarding Party - "Pull Down Below" North Wind, a potem Stormalong John Różnice są bardzo widoczne - a ww. znakomici wykonawcy zagraniczni są i tak nieporównywalnie bardziej "strawni" niż jakikolwiek szantowy chór. Nie ma mowy o nazywaniu "reliktem przeszłości" porywającej pieśni Sąsiadów, tak jak coraz bardziej wyrafinowanych aranżacji North Wind (na nowoczesność tych ostatnich słusznie zwrócił uwagę Taclem). W Poznaniu, gdzie publiczność mała nie jest (sporo większa niż zimowego PPP) taką samą ekstazę wywołały perkusyjne dźwięki EKT, "NWP" GooRoo w 2006 r., jak i klasyka Refów, wysublimowany folk Jeży w 2007 r. Jeżeli pamiętasz Pawle "Szantki" w 2007 r. - to tam największe owacje dostały nie popularne BB czy 4R, a... PWTŁJ. Muzykę "trudną" można skutecznie promować, tylko oczywiście trzeba mieć pomysł na to. W folku takie festiwale są - obok "Zamku" eksplorującego modny folk celtycki odbył się np. kapitalny "Ethno Port" w Poznaniu, gdzie tłumy waliły na muzykę bardziej niszową i trudną w odbiorze (w mojej opinii) niż nasze szanty.
Powtórzę jeszcze raz: utwory Bananów, nowe w szczególności, uważam za bardzo dobre. Neo-szantowa melodia, świetne teksty... Jeżeli jednak zespół chce być wyłącznie grupą showmanów dla szerokiej publiczności, tym samym MUSI dopuszczać krytykę (jak choćby ta w wykonaniu Ryszarda). Niektórzy artyści mówią: "gramy dla publiczności, a nie garstki krytyków...". Inni wolą publiczność małą, ale wierną i głęboko przeżywającą. Jednego mi u Bananów brakuje - zróżnicowania atmosfery i repertuaru w zależności od rodzaju imprezy i publiczności. Widziałem to raz - na Zaduszkach w Kielcach - ale widziałem też fanów BB psioczących, że zamiast 100 raz "Day-oh" woleliby rzadko śpiewaną "Arktykę" (nie mówiąc o rzeczach w ogóle nie śpiewanych).
Michasiu, Pisząc o "relikcie z przeszłości" mam na myśli tradycyjne, istniejące już często od stuleci pieśni: to, że są często pięknie aranżowane i znakomicie wykonywane nie zmienia faktu, że są utworami już istniejącymi, a ja chcę pisać rzeczy własne - które przecież nie wiszą w powietrzu, tylko stanowią kolejny etap ewolucji. Nie do końca masz też rację, gdy sądzisz, że ewolucja szanty w Niemczech i Holandii stanęła: wykonywaliśmy koncerty z zespołami niemieckimi i holenderskimi, które także używają współczesnych instrumentów. Jednak one wszystkie nieomal religijnie trzymają się zbioru istniejących, tradycyjnych pieśni - i innych rzeczy nie robią. I zaznaczam: nie chodzi mi tutaj o wieloosobowe chóry - to nie ewolucja, tylko wykonania nieomal takie, jak mogły wyglądać przed stu laty.
W kontraście - zobacz, Michaś, jak Irlandczycy traktują własną muzykę: mają szacunek dla tego co było, ale przecież "nowoczesna irlandczyzna" powstaje cały czas. I podobnie, jak neoszanta - ma swoich zwolenników i przeciwników. Ale ta muzyka żyje, bo cały czas się rozwija: nie ogranicza się do "archeologicznych poszukiwań" tego, czego ktoś jeszcze nie znalazł. O to mi głównie chodzi.
A otwartość na krytykę - oczywiście; przecież nie dyskutowalibyśmy, gdybyśmy nie byli na krytykę otwarci. Tym bardziej, że dzięki Tobie i Rysiowi zwracamy uwagę na rzeczy, których być może inaczej nie zauważylibyśmy.
Cały czas jednak nie do końca rozumiem "różnicowanie repertuaru": wprowadzamy do koncertów coraz więcej rzeczy nowych; "Arktykę" śpiewamy już standardowo, a Day-Oh jest jednym z tych "sztandarowych hitów", na które ludzie czekają. Mamy w repertuarze utwory spokojniejsze i szybsze, mollowe i durowe, bardziej tradycyjne i całkiem nowoczesne. A poza tym - weź Michałku pod uwagę, że Ty, Rysiu - i większość forumowiczów jesteście na kilkudziesięciu koncertach szantowych rocznie: średni słuchacz idzie na dwa koncerty w roku - i to przy założeniu, że festiwal jest akurat w pobliżu. Często robimy eksperyment pytając ze sceny ile osób słucha nas po raz pierwszy - i bez wpadki, 70 do 80% słuchaczy nigdy nas nie słyszało. Dla nich to, co dla Ciebie jest nudne i osłuchane - to nowinka. A nawet "starzy wyjadacze" żądają "Day-Oh", "Negroszanty", czy "Englishmana" kiedy w Gnieździe piratów na przykład robimy koncert życzeń. Sprawdź kiedyś!
Musisz mi Michałku zaufać: patrząc na to wszystko ze strony sceny, widzę coś innego, niż Ty. Przecież nie ze złośliwości wykonujemy ten sam lub podobnie skonstruowany repertuar w różnych miejscach. A kilku mądrych starszych kolegów poradziło nam kiedyś, żeby w czasie koncertu na jeden utwór nowy przypadały cztery dobrze znane: odwrotnie może być tylko na płycie, bo ludzie przychodząc pod scenę chcą PRZEDE WSZYSTKIM usłyszeć znane hity wykonawcy. Trochę jak inżynier Mamoń
Buziaki,
Paweł
Każdy z Zespołów dokonuje wyboru - albo gra dla P.T. "Mamoniów", albo dla P.T. "Ryszardów i Michałów". Wszystko potem, jest już tylko konsekwencją. Próby obsłużenia "wszystkich" i jazda okrakiem, kończą się niestety najczęściej uszkodzeniem krocza. Kusi mnie by napisać, że wybór jest zgodny z tym - gdzie komu bliżej... Ale nie chcę nikogo urazić (tym bardziej, że w sprawach tej "wódeczki" - mam jeszcze zaległości...). Dlatego ograniczę się do realistycznej konstatacji: Na graniu dla "Mamoniów", wychodzi się na swoje. Łatwiej i prędzej.
Pozdrawiam.
Jako Mamoń wypowiem się za siebie a nie za całą resztę Mamoniów. Mimo że należę do szerokiej rzeszy Mamoniów wbrew temu co pisze Michał "głęboko przeżywam" i zgodzę się z Synchro że jeden nowy utwór na cztery już znane to dobra proporcja, a kwestię czy się "na swoje wychodzi" jak określił to Jurek pozostawię do rozstrzygnięcia zespołom bo ja tylko Mamoń jestem. I mam taką dygresję może warto pamiętać, że co Mamoń to gust, co wieczór to inny nastrój i to, co mi brzmiało we czwartek nie znaczy, że w sobotę tak samo mi zabrzmi. Niestety nigdy nikt z nas nie będzie w 100% obiektywny ani ja jako Mamoń ani wykonawcy nawet krytyk patrzy przez pryzmat wiedzy i… gustu, swojego gustu.
Jureczku kochany, kochane Szantymaniaki -
Nie jestem wcale pewny czy szybciej i łatwiej: utwór tradycyjny, który przetrwał często ponad wiek, przeszedł próbę czasu - jest, by tak rzec - wypróbowanym "hitem". Utwór nowy trzeba wymyślić, napisać, skomponować i zaaranżować - i nie ma żadnej gwarancji, że się spodoba, a już całkowicie żadnej, że się przyjmie. Jest wiele takich utworów, nad którymi naharowaliśmy się jak woły, a mimo to - nie "zapaliły". A przecież to często wiele tygodni pracy. To łatwe? Nie sądzę. A taką wraz z Bananami obraliśmy ścieżkę.
Uważam też, że Jerzy ma rację mówiąc, że istotne jest "co komu bliższe": ja uwielbiam słuchać Jurka, bardzo lubię Refy, North Wind, Flash Creep, Sąsiadów, Jeży czy Hambę - wysłuchałem dziesiątki, jeżeli nie setki ich koncertów i z pewnością wysłucham kolejnych. Ale nie chcę robić tego, co robią oni, ani tak jak robią to oni. Lubię koncerty wysokoenergetyczne i rozrywkowe, choć cały czas się upieram, że repertuar mamy zróżnicowany: od "Round the Bay of Mexico" poprzez "Nawigatora" do "Arktyki", "Moby Dicka" czy "Wachty wśród gwiazd". A to, że w koncerty (w zależności od czasu ich trwania) wplatamy jeden, dwa lub trzy utwory z zupełnie innej, popowej bajki jest faktem i celową decyzją. Gramy dla ludzi: Michaś, Jerzy, Rysiu - dostają od nas "Star of the County Down" czy "Rollera Bowlera", średni słuchacz dostaje komplet, natomiast ludzie, którzy znaleźli się na koncercie przypadkiem i nie mają pojęcia o szantach - czy szerzej: muzyce morza - dostają po prostu zróżnicowaną muzykę a cappella. Krocze - całkiem w porządku
Nie widzę w tym żadnego pójścia na łatwiznę: piszemy własne utwory i bawimy się z publicznością bo to lubimy najbardziej. Pisząc nowe utwory ryzykujemy, że się nie spodobają i że wiele włożonej energii nie da oczekiwanego efektu. Uczymy się skomplikowanych harmonii. Eksperymentujemy z rozwiązaniami muzycznymi. Wcale nie uważam, żeby to było "pod publiczkę" - bo to przede wszystkim jest pod nas. Nie "wysilamy się" żeby się przypodobać, tylko całkiem szczerze lubimy się bawić tak, jak się bawimy. Staramy się realizować nasze koncepcje najlepiej jak potrafimy. Jesteśmy pod sceną punktualnie; nie gramy dłużej niż nam przysługuje, żeby nie zabierać innym wykonawcom ich czasu, szanujemy fanów. A że przy okazji jest to często na rękę organizatorom, którzy muszą się liczyć z CAŁĄ publicznością - to i fajnie.
Nie mogę uwierzyć, że naprawdę chcielibyście zmienić Banany: są, jakie są, a przecież równolegle istnieją także zespoły wykonujące muzykę Wam bliższą. Kwestia wyboru, prawda?
Jureczku, a kiedy skonsumujemy tę wódeczkę? Może na PPP? Wtedy ja będę miał trochę luźniej w pracy, a Ty i tak będziesz w Tychach... Co Ty na to?
Uściski,
Paweł
A już myślałam, że obejrzę kolejne zdjęcia...może by tak tą dyskusję przenieść do innego działu????
...może by tak tą dyskusję przenieść do innego działu????
Dokładnie
Taaa pytanie odkąd wydzielić, bo wiele postów jest i o Żurawiu, i o Bananach.
ale to jest dział Fotoreportaże...a nie Podyskutujmy o...
O! A to niespodzianka - nie zauważyłem :) Coś z tym zrobimy, hihi.
To przerzucić do działu Koncerty i Festiwale, nadal z tytułem Szanty pod/nad Żurawiem, bo w końcu od tego cała dyskusja się zaczęła....
Występ Sąsiadów na "Szantach pod Żurawiem" nie był łatwy. Niestety pierwszego dnia rzeczywiście były spore problemy z nagłośnieniem. Podobno spóźniła się, i to dość sporo, ekipa ze sceną no i stąd obsuwa i problemy. Na próbie nawet to nieźle wyglądało ale podczas koncertu... słyszalność na scenie mieliśmy... zróżnicowaną. Widzę dwa plusy tej sytuacji. Plus dodatni: jeśli słuchacze uważają, że występ nasz wypadł nieźle, to znaczy, że jednak sobie poradziliśmy. Plus ujemny - jakżeż nasz koncert mógł zabrzmieć, gdyby wszystko było OK? No ale zdarza się... nie pierwszy i nie ostatni z pewnością.
W kwestii dyskusji, kto dla kogo, komu bliżej i tak dalej. Zawsze przed występem przed dużą publicznością trochę obawiam się koncertu. Jak zareagują widzowie, którzy przyjechali na Banana Boat, EKT, Zejmana czy Mietków. Czy będą nas słuchać, czy nasz repertuar ich nie znudzi...? I od dwóch lat jestem mile zaskakiwany zawsze tym, że ludzie, CI SAMI, którzy przed chwilą piszczeli na "Bananach", tańczyli taniec "Klangów", czy "wydzierali się" przy EKT, słuchają nas ze skupieniem. N I E S A M O W I T E !!! I choć moja dusza "szołmena i energicznego gościa" (Pawle doskonale Cię rozumiem) początkowo bardzo się buntowała, chciała skakać, robić szoł, grać same "irlandy" dziś z pokorą odbieram od Kuby przed graniem listę utworów na dany koncert, bo widzę, że jest miejsce na "szoł" i na odrobinę zadumy. Nawet na dużych plenerowych festiwalach. Róbmy po prostu swoje, to w czym jesteśmy najlepsi.
Dlatego... W całej tej dyskusji nie powinien brać udziału Paweł tylko raczej organizatorzy (odpierając zarzuty - znów powtórzę Pawle - winni się tłumaczą, a Wy nie jesteście przecież winni) . Chętnie dowiedziałbym się jaki jest klucz zapraszania zespołów na festiwale SZANTOWE. Co decyduje o tym, że jedne zespoły są zapraszane regularnie a inne wcale. Dlaczego niektórzy organizatorzy ponoszą "ryzyko" :) i zapraszają wykonawców "trudnych" w odbiorze, a inni tego nie robią, choć w nazwie jak byk "szantowy"?
Słusznie też Paweł zwraca uwagę na fakt, że Ja, Michał, Ryszard i jeszcze paru, bywamy w roku na bardzo wielu koncertach. To Michale bardzo wypacza nasz odbiór. Moja ulubiona "piękność z powiatu Down" już mi tak zbrzydła, że słuchać nie mogę :))) Rację miał mój dziadek, że to ucho nie oko ma wybierać żonę :)))) To sprawia, że po którymś koncercie z kolei zaczynamy tęsknić za tym repertuarem Refów, Bananów, Mechaników, który słyszeliśmy kiedyś.
Świat idzie do przodu. Nie martwi mnie to, że zespoły tak rzadko wykonują dziś repertuar tradycyjny. Martwi mnie to, że widzowie, a co za tym idzie organizatorzy festiwali tak rzadko od nich tego oczekują.
Ale skoro tak nam brakuje tych szant, to po prostu zorganizujmy festiwal, gdzie warunkiem uczestnictwa będzie repertuar "klasyczny" (cokolwiek to znaczy :p) aż do bólu i już. I wtedy Bananki zatańczą tak jak im się zagara :))))... w kontrakcie hihihi
Festiwale, gdzie organizator czegoś od zespołu WYMAGA - są wielką rzadkością. Zespół po prostu przyjeżdża i gra to, co chce... Ostatnio J.R. "kazał" Tonamom śpiewać klasyczne kawałki na "Kubryku" - wyszedł najlepszy (moim zdaniem) z widzianych przeze mnie koncertów Tonamów od momentu reaktywacji. Są nieliczne festiwale, gdzie "powinno się" lub "trzeba" grać "inaczej" - "Rubin", "Zaduszki"... Wciąż nie wiem, dlaczego nikt nie wpadł na genialny w swej prostocie pomysł - zorganizujmy festiwal SZANTOWY! Warunek: same szanty, 100% szant! Wszystko, co da się z naszej sceny wycisnąć. Pewien jestem, że wielu na to czeka. Może nie "tysięczne tłumy", ale... setki prawdziwych i oddanych fanów.
Festiwale, gdzie organizator czegoś od zespołu WYMAGA - są wielką rzadkością. Zespół po prostu przyjeżdża i gra to, co chce...
Granie pod określone wymogi bo ktoś tak chce to jest chyba właśnie komercja... Tak mi się wydaje
Ja myślałem właśnie o okiełznaniu komercyjnych zapędów niektórych zespołów w ten sposób.
Ja myślałem właśnie o okiełznaniu komercyjnych zapędów niektórych zespołów w ten sposób.
Jeżeli jakiś zespół uważa się za komercyjny to się go nie zaprasza. Moim zdaniem nikt poza członkami zespołu nie ma prawa ingerować w to co oni wykonują (No może producent w studiu, ale to przecież też za zgodą grupy). Nie rozumiesz, że jeżeli zespół pod wpływem nacisków rezygnuje z siebie to przestaje być autentyczny (czytaj uczciwy artystycznie) Pozdrawiam
Ja płacę (jeśli jestem organizatorem) - ja wymagam. Chcę usłyszeć taki koncert jak na festiwalu .... - wymagam. Chcę te kawałki, a nie inne - wymagam. No, chyba że zespół ma w repertuarze rzeczy, których nie lubi grać?????
Np. organizuję koncert SZANTOWY. Bananów zaproszę, ale mają śpiewać same szanty. Organizuję koncert ZADUSZKOWY. Nie może się obejść bez "Bieszczadów". Itd...
Np. organizuję koncert SZANTOWY. Bananów zaproszę, ale mają śpiewać same szanty. Itd...
Jestem ciekawy czy zawrzesz to w umowie... A w dodatku znowu sprawa rozbija się o definicję szanty.
Bez przesady z formalizmem - po prostu umówię się ustnie i nie wyobrażam sobie, by zespół zrobił mnie w konia. A definicja szanty moim zdaniem jest bezsporna ("Pieśni spod żagli" Wadowskiego - twórcy polskiego odpowiednika "shanty", "Encyklopedia żeglarstwa PWN"). Szanta to szanta. To samo, co angielskie "shanty".
A definicja szanty moim zdaniem jest bezsporna ("Pieśni spod żagli" Wadowskiego - twórcy polskiego odpowiednika "shanty", "Encyklopedia żeglarstwa PWN"). Szanta to szanta. To samo, co angielskie "shanty".
prosto i zwyczajnie: szanta to szanta
pozdrawiam
Ech, kochani, zaczynamy wracać do tych samych kwestii: dyskutowaliśmy kiedyś nad "kluczem" doboru zespołów na festiwale, rozmawialiśmy już o zróżnicowaniu festiwali, rozmawialiśmy o preferencjach Organizatorów i wymogach miast, o tym, czym jest impreza zamknięta, a czym otwarta.
Rozmawialiśmy także o komercji - i wtedy wyraźnie napisałem, że zespół, który przyjmuje honorarium za występ jest zespołem komercyjnym z definicji, ponieważ sprzedaje dobra niematerialne. I jako taki - podlega odpowiednim przepisom prawa, także prawa handlowego.
Rozmawialiśmy również o naszych własnych preferencjach: i w tym względzie bardzo chciałbym Michałku, żebyś przemyślał rzecz następującą: Kubryk, jedna z najbardziej szanowanych imprez szantowych, to festiwal organizowany przez Refy: jeżeli gdzieś, to właśnie tam, na kameralnym nieomal Kubryku, zbierają się wielbiciele szanty tradycyjnej. Jak więc wyjaśnisz fakt, że dwa ostatnie nasze występy na Kubryku - zwyczajne, nie specjalnie "utradycyjnione" - przyniosły nam dwie nagrody publiczności? Głupi naród, czy co? Sądzisz, że przyznaliby nam podwójną, gdybyśmy śpiewali szanty wyłącznie tradycyjne?
Rozmawialiśmy także o tym, że religijne trzymanie się słownikowej definicji jest gestem wynikającym z "chciejstwa" a nie z "obiektywności" prawd słownikowych. Michaś, zobacz słowniki osiemnastowieczne i przyjrzyj się definicjom takich słów, jak "kobieta", "Afryka", czy "dobro". Gdybyś chciał się tego trzymać dziś, prawdopodobnie miałbyś na głowie całą serię pozwów do sądu .
A ja sam - jak wiecie - podzielam zdanie Kamila: jest nas wielu, jesteśmy kolorowi i świetnie, że tak jest. I nie dajmy się zwariować: nasz świat jest taki fajny, bo jest w nim miejsce i dla Sądziadów, i dla Bananów, i dla North Windów, i dla Strefy Mocnych Wiatrów - i nie sądzę, że jakakolwiek jednostka powinna uzurpować sobie prawo do decydowania za ogół. Jednostka po prostu powinna wybierać koncerty na jakie chce chodzić - i tyle! Jestem wobec tego także za tym, by zorganizować imprezę całkowicie i absolutnie tradycyjną. Jestem pewien, że bardzo wiele osób na nią przyjdzie: sam bym przyszedł!!! Gdzie i kiedy?
Uściski,
Paweł
szkoda, że nia ma już "słynnego" KRZYWEGO domu kultury w Miechowicach
ale może w Gliwicach, w spalonym teatrze, kiedy? może w czerwcu 2009?
Ja jestem ZA: można to jeszcze zorganizować w Starym Porcie, w Cafe Muza, w Czarnej Perle, u Michasia w Poznaniu w Auli UAM, w Szczecinie u Miry - kwestia dogadania się i bardzo wyrazistego zaznaczenia, że to jest właśnie to, co chcemy - jako ideodawcy - pokazać. Jestem pewny, że zespoły także chętnie przygotują repertuar wyłącznie tradycyjny, tak dla odmiany! Uściski, Paweł P.S.: Tłumaczymy Townleya? Kamilku, czy możesz przerzucić cały ten wątek tekstowy (tzn. za wyjątkiem zdjęć) do sekcji o Bananach? Tam by to lepiej pasowało, bo to jeden wielki offtop.
Pablo... Ty tłumaczysz, ja co najwyżej zgaduję :)))))
To taki mały wkład w dysputy... Muzyka ponad podziałami.
Oraz Urywek z Sąsiadami w grze..
Jabba, jeszcze! :)))
Jabba, jeszcze! :))) Wiele tego jest... I mało które się nadają na ogólne Forum...
mailem? (magdus_90@op.pl - z góry dziękuję )
Łokej Troszku je musze pościskać co by kablem poszły. Spodziewaj się niebawem.
jabba sąsiadowe jakbyś mógł na maila gazeta@szantymaniak.pl
ze zgodą na umieszczenie ich na naszej stronce?
plizzz
dzięki
Jabba... TrzyMajtkowe na adres Ci znany, jeśli możesz :)
Bo przecież Bartosika się nie doproszę he he he
Bo przecież Bartosika się nie doproszę he he he Edek! Tu nie chodzi o prośbę tylko o Czas! Ale cóż - przeczytałem posta - posiedziałem i zacząłem wklejać - kiedy byłem przy wciskaniu "Podgląd" (była 1.30) pojawiła się informacja "Błąd połączenia". Jedyny z tego zysk, to to, że czekając na łącze obrobiłem Sąsiadów (będą jak wrócę) Ale w końcu - Proszę Państwa! Trzy Majtki!
A teraz Sąsiedzi cz.I
Gdzież mnie, nędznemu pstrykaczowi do Waszmości. Szacun Mariuszu.
Gdzież mnie, nędznemu pstrykaczowi do Waszmości. Tomek! Nie wygłupiaj się!
Sąsiedzi cz.2
W następnym odcinku (ostrzej proszę!): Tylko kiedy?
Miałem wielką ochote być tam z Wami
Bartosiku genialne fotki!
Sssciskam yen
świetne fotki :)
Zgodnie z zapowiedzią.
To się dorzucę
Ifonka fajne fotki
bardzo fajne fotki! pół roku później, ale zawsze
Świstak nie ważne że pół roku . Ifonko fotka nr 2 jest fantastyczna
Dziękuję, dziękuję Jak się dogadam z moim dyskiem twardym to jeszcze coś dorzucę ;)
śpiewająca pacha.jpg Popłakałam się ze śmiechu...
A swoją drogą, to objawił nam się tu niniejszym kolejny talent fotograficzny!
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|