|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Rejs szantymaniaków Mazury 2007
08.07.2007 Drogi Panie, szczęśliwie dotarliśmy na stanicę, choć nie odbyło się to bez ciekawych perypetii. Jedna z grup zwiedziona instynktem taksówkarza nie dotarła na miejsce w określonym czasie. W tej jednak, która przybyła znajdował się boski Grześ, który swym urokiem osobistym Pana z Bosmanatu i co za tym idzie otrzymał klucze. Było mokro, szaro i smutno. Do czasu, kiedy nie weszliśmy na pokład – oczywiście. Rozochocona, entuzjastyczna załoga sprawiła, że dzień mógł być tylko piękniejszy. Rzeczywisty kapitan a boski Grześ sprawnie otaklował łódkę. Wie Pan, co? Drogi Panie, pierwszy odcinek drogi przebyliśmy na silniku kierunek był oczywisty „Biedronka” w Giżycku ku naszemu ogromnemu zdziwieniu i rozczarowaniu jednocześnie odkryliśmy, że w sklepie owym są tylko trzy gatunki złotego trunku a żaden z nich nie odpowiadał naszym wyrafinowanym podniebieniom. Co można było zrobić? Kobiety pozostały w sklepie, sam Pan rozumie jeść coś trzeba, a mężczyźni udali się w poszukiwaniu alkoholu. Jedna i druga załoga dotarła z zapasami na łajbę. Wyruszyliśmy w drogę. No gdzie mogliśmy popłynąć drogi Panie? – kapitan zadał kierunek i ruszyliśmy przez Niegocin, Boczne do Zatoki Zimny Kąt. Dobiliśmy do brzegu i w cudowny sposób nastąpiło samonaprawieie miecza.
między "osobistym" a "Pana z Bosmanatu" ma być "oczarował"
Albo
który swym urokiem osobistym Pana z Bosmanatu
Co Grześ urokiem osobistym? co Grześ zrobił Panu z Bosmanatu?
9.07.07 Witaj ponownie Drogi Panie. O poranku zbudziły nas dziewczęta, które skotłowane na dzióbku wstały skoro świt. Śniadanie zostało przygotowane, skonsumowane, łódka przygotowana a kotwica wyrwana. Jacht płynął jak marzenie, co prawda kapitan trochę marudził, ale załodze się podobało. Jednak szczerze muszę przyznać Drogi Panie optymizm nasz ograniczyła benzyna a raczej jej brak. Znalazł się jednak mężczyzna, dobry człowiek, który pozwolił nam skorzystać ze swej uprzejmości i zholował nas do… No właśnie Drogi Panie nie do końca kanału. Odcumowano nas przed wylotem z kanału, załoga musiała używać pagajów i innych tego typu rzeczy, aby łódź nie wpadła na beton i wyszła z kanału. Dalej było lepiej. Na pełnych żaglach i pęcherzach przepłynęliśmy jezioro Tajty i zapewne już Pan ma przed oczyma te trzy mosty przed Mikołajkami. My też mieliśmy ich świadomość. Wiosła dzierżona w dłoniach, osoba przy sterach i boski kapitan żebrzący o pomoc – i tu kolejny sukces, kolejne holowanie. Port w Mikołajkach przywitał nas masą tandety, kolejek i całkiem niezłą toaletą. Zatankowani, wypróżnieni i szczęśliwi wyruszaliśmy dalszą drogę i tak aż do jeziora Mikołajskiego. Vis a vis przystani Wierzba zacumowaliśmy łajbę. Co prawda maszt wchodził nieco w krzaki a nasz kapitan chciał podać obiad na wodzie, ale i tak było świetnie, wszak najlepsza załoga zjada do syta i w ucieczce przed komarami zaryglowała się wewnątrz Szczęścia Henryka. Noc była długa i obfita w nowe doświadczenia, pogonie za krwiożerczymi komarami, masaże przez-koszulkowe czy rozmowy lekko podszyte podseksami.
(ja przepraszam wszystkich za orty staram się jak mogę ale nie zawsze wychodzi...)
czy rozmowy lekko podszyte podseksami
To ciekawe, ciekawe Karolino co piszesz. Kontynuuj...
przepłynęliśmy jezioro Tajty i zapewne już Pan ma przed oczyma te trzy mosty przed Mikołajkami Khem... chyba Tałty. Tajty są pod Giżyckiem.
mn, nie czepiaj się, króliczku...
Daj dziewczynie pisać... Nie podchodź aż tak "naukowo" do tego:-), Michał.... Przecież to nie dziennik pokładowy.....
PZDR
mn, nie czepiaj się, króliczku... Aj, no znacie mnie przecież...
wszystkich a w szczególności Michała przepraszam za nieścisłości ale jak wiele osób zapewne zauważyło nasz dziennik nie polegał na dokładnym podawaniu pozycji i trasy A ja na Mazurach byłam w tym roku po raz pierwszy.
Tomek co Ty taki niecierpliwy...:-P
a w szczególności Michała Karolinko, Ty wiesz... ja nie wymagam przeprosin (no bo przepraszać to można za poważne rzeczy), a już w szczególności od Ciebie! Kontynuuj dziennik (też jestem niecierpliwy), czytam z ciekawością!
Tomek co Ty taki niecierpliwy...:-P
Męska ciekawość Karolino...
Przecież to nie dziennik pokładowy..... Hmmm... to właśnie JEST nasz Dziennik Pokładowy, który zastaliśmy po przybyciu na łajbę... tylko Karolina się nudziła i zapełniała jego puste stronice opowieściami
10.07.07 O poranku nie napisze Drogi Panie, bo krew zalewa mnie aż do tej pory, me rozczarowanie było tak wielkie, że przekroczyło nawet moje oczekiwania, do sedna: LAŁO! Męska część załogi zdecydowała się na kąpiel (głupcy). Po mimo deszczu, braku wiatru i wie Pan jeszcze, czego, wypłynęliśmy. I tak aż do Rucianego, jedyną atrakcją była śluza. Wie Pan, co? Mężczyźni, którzy mają urok mają w życiu łatwiej. Nasz przeuroczy kapitan przed obiadem kupił sobie gofry i załatwił sobie prąd. Kobiety wysłano po zakupy. Szczęśliwi, bo wykąpani odganialiśmy zły omen a z nim i deszcz. Udaliśmy się do tawerny, ale sam Pan najlepiej wie jak ta pozorna tawerna wygląda a więc zamówiliśmy „po piwku” a kosmici porwali nam kapitana, który pierwszy raz zamówił cole. Nadal nie wiemy gdzie znajduje się nasz boski kapitan, choć mężczyzna podobny do niego właśnie się ze mną zaręczył. Okazało się Drogi Panie, że to nie koniec opowieści na dzień dzisiejszy. Załoga (co prawda w nie pełnym składzie) wybrała się, aby uświęcić porę wieczorną. Co robili? Nie w stanie jestem opisać, ale ich powrót był zauważalny. Rano okazało się, że z powodu lekkiego odurzenia załogi straciliśmy zapasy cebuli, a kapitan o mało, co nie pozbył się palca. Co prawda cebuli nam brak, ale kapitan zabandażowany jest w stanie funkcjonować w 95% (podobno utracił pewne zdolności – ale nie chce o tym opowiadać).
11.07.07 Poranek odstawał nieco od tych, które razem już przeżyliśmy. Wie Pan młodzieńczość rządzi się swoimi prawami. Pokład zalany krwią kapitana zrobił jednak przerażające wrażenie. Wszystko stało się jasne, gdy zbudziła się cała załoga. Małgorzata zwana oprawcą dźgnęła boskiego kapitana. Razem starali się zbudzić Karolinę śpiącą na apteczce, starania te nie przyniosły jednak pożądanego skutku. Zawinięto, więc kapitana zmurszałym bandażem, który pamięta zapewne rejsy pierwszych kapitanów tego jachtu i wszyscy udali się na spoczynek. Poranek w porcie jest zgoła inny niż te, które razem przeżyliśmy. Mycie naczyń, szybka kąpiel, dokupienie zapasów, śniadanie i w drogę. Wojtek zwany Cicikiem lub Cićkiem, jak kto woli, nabawił się objawów wczesno-grypowych, więc nieco osłabieni wyruszyliśmy z portu. Obraliśmy kierunek na Karwicę, aby dotrzeć do Krzyży. Marta obrała ster a Karolina otrzymała wiadro i szczotkę, aby doprowadzić pokład do stanu pierwotnego. Fale płynęły ospale a wiatr podrygiwał nami od czasu do czasu. Dotarliśmy do portu docelowego. Odnaleźliśmy osobę, której szukaliśmy. Mężczyźni zdobyli ogień, więc udaliśmy się na posiłek. Dziewczęta szybko zapoznały się z przybyłymi do portu żeglarzami a było ich niewielu. Trunki lały się bez opamiętania. W cichym porcie rozbrzmiał śpiew i muzyka. Niepozorne dotąd dziewczęta wspomagane działaniem alkoholu roztańczyły się i hulały wraz z nowo poznanymi.
Niepozorne dotąd dziewczęta wspomagane działaniem alkoholu roztańczyły się i hulały wraz z nowo poznanymi.
Czekamy Karolinko na nastepne zapisku z tego niezwyklego rejsu. W szczegolnosci na wydarzenia z w/w cytatu. Pozdrawiam!
Niepozorne dotąd dziewczęta wspomagane działaniem alkoholu roztańczyły się i hulały wraz z nowo poznanymi. no ja Cię proszę! :) zaraz wyjdzie na to, że tylko pod wpływem potrafimy się bawić... ale zabawa była przednia - mogłaś zostać z nami a nie iść spać... :)
... bawić potraficie się zawsze ale ten widok z relacji świadków (rzetelnych) był niecodzienny. A ja tego dnia nie poszłam spać tak wcześnie tylko Wy balowałyście do rana
Ha...ha... teraz tlumaczyc sie bedziecie dziewczyny! Kto i kiedy wczesniej poszedl spac? Ja tam czekam na dalszy ciag dziennika. Trzymajcie sie mocno i zawsze razem!
Nadal nie wiemy gdzie znajduje się nasz boski kapitan, choć mężczyzna podobny do niego właśnie się ze mną zaręczył
pamiętne zaręczyny plastikowym kółeczkiem z Tymbarka :D psze państwa, przed Państwem skryba Karolina Marzec-Szymańska :P
nie no z tym dwuczłonowym nazwiskiem to koleżanka pojechała, a tak Grześ się ze mną zaręczył dlatego że: sprzątając i gotując nadaje się na narzeczoną, co nie niesie jednak za sobą faktu zamążpójścia bo do tego trzeba mieć jeszcze inne zdolności.
i Marta zasiała panikę...
Marek. To było na tej imprezie, ktorej nie pamietasz
Cicik nie możesz wiedzieć bo Ty ja przespałeś
Cicik nie możesz wiedzieć bo Ty ja przespałeś Bo ja to bym tylko spał (nie mylić z odpoczywaniem )
12.07.07 Pozdrawiamy Drogi Panie z Krzyży! Nasza załoga zgrała się już na tyle ze każdy posiada swoje obowiązki, jedni ważniejsze, drudzy mniej ważne, ale jakże potrzebne. Znamy też już swoje cechy albo to, co daliśmy po sobie poznać. Pozwoli Pan, że rozpocznę od mężczyzny, wiem, że nie jest to w dobrym tonie, ale stanowisko owego waszmościa nie pozwala mi zrobić inaczej. Grześ – nasz boski kapitan – mężczyzna o niezmierzonym pokładzie uroku osobistego, przy jego prezencji i elokwencji spokojnie można dać Wierę opowieścią o kobietach marynarzy, przy tym niezwykle opanowany i profesjonalny, wymarzony materiał na kapitana. Marta – spokojna do wiatru trzech w skali Beauforta, powyżej nerwowa i lekko wrzaskliwa. Niezwykle pomocna. Jedyna kobieta, która w pełni rozumie komendy kapitana, co nie oznacza, że zawsze je wykonuje. Z wielkim poświęceniem pracuje na łódce, po pas na przykład umoczona w lodowatej wodzie. Gosia – głos rozsądku (dopóki się nie napije). Dobrze posługuje się nożem. Chętnie wykonuje prace wszelakie. Rejs nauczył ją już kilku nowych męskich słów. Wojtek – zwany Cićkiem. Posiadacz patentu, znający Mazury i ich porty. Cichy spokojny, niewadzący nikomu. W ekstremalnych wypadkach jego wzrost pozwala na to, aby służył jako maszt. Karolina – to znaczy Twoja wierna powierniczka mój Panie. Moja rola sprowadza się do ściśle kobiecych zajęć: myję, gotuję i czasem wymasuje kapitana. Chwile spędzam również na korespondencji pisanej do Pana. Pozwoli Pan ze powrócę do historii dna dzisiejszego. Zbudziło nas poranne słońce, niestety blask promieni słonecznych nie cieszył nas zbyt długo. Szaro-niebieskie niebo okryte chmurami towarzyszyło nam całą drogę. Ostatni odcinek do Wierzby przebyliśmy na silniku, ale trzeba odkrywać dobre strony – mieliśmy paliwo!
13.07.07 Nie będąc przesądnymi Drogi Panie wyruszyliśmy 13-tego w piątek w dalsza drogę. Rozbudził nas dźwięk telefonu, a w nim (telefonie) pytanie: Jeszcze śpicie? Na nasz pokład w Mikołajkach miał dołączyć Wojciech Paluszkiewicz. Okazało się ze przewspaniały zespół Banana Boat, z którym ów strudzony wędrowca przybył na Mazury, wyruszył ze Śląska nieco wcześniej, co spowodowało na naszym pokładzie lekkie poruszenie. Wiatru mieliśmy jak na lekarstwo, prawie tyle samo, co czasu. Banany dotarły do Mikołajek odrobinę przed nami i przy piwie przekazali nam naszego kompana. Droga do Giżycka była długa, lecz przyjemna, dziś właśnie w Twierdzy Boyen trwa festiwal szantowy. Nasza załoga dotarła na miejsce nieco spóźniona wprost na początek występu zespołu Banana Boat. Muzyka bawiła nas do samej nocy.
14.07.07 Pozostaliśmy w porcie cały dzień Drogi Panie. Rozpierzchliśmy się po Giżycku i tyle nas widzieli. Byli tacy, co spotkali się ze znajomymi i tacy, którzy we własnym towarzystwie przemierzali miasto. Dziewczyny dokupiły, co trzeba i troszkę więcej. Wieczorem odbywał się festiwal, udało się nam (dzięki pomocy naszych przyjaciół) wejść bez opłaty wstępnej, mała rzecz a zawsze 30 zł w kieszeni. Wracaliśmy z owej imprezy bardzo na raty od 24.00 do samego rana. Nigdy nie przypuszczałam Drogi Panie, ze samotny spacer po Giżycku jest taki przyjemny.
W kwestii sprostowania. Ja bilet kupilem
15.07.07 Niedziela jest jednym z tych dni, w których niektórzy silniej, niż co dnia pragnienie oddania kultu. Tak wiec część z nas udała się do kościoła, inni wymienili to na śniadanie. Dziś w porcie spotkamy się z wieloma osobami, z łódkami zespołu Sąsiedzi i z przyjaciółmi kapitana. A naszej łajbie pływa jeszcze Wojtek Paluszkiewicz, niestety jutro musi wracać już do pracy. Zapewne trudno jest sobie Panu wyobrazić jak na Konradzie zmieści się 6 osób, ale musi mi Pan uwierzyć – ciasno, ale przyjemnie. Kapitan opuścił nasz pokład i nocował na innej łajbie, dzięki czemu była nas nadal piątka. Noc była wyjątkowo krótka, trwała może trzy godziny. Ale za t ognisko…, zapewne Pan jeszcze pamięta tego typu imprezy. Fakt, że posiadaliśmy chwilowo gitarzystę uświetnił jedynie wieczór. Wymyśliliśmy tez nowa komendę: - Gdybyś wyluzował lewego szota było by za****cie! - Wyluzowałem lewego szota i jest za****cie! Jak my kochamy naszego kapitana!!!
część z nas udała się do kościoła, inni wymienili to na śniadanie Profanacja!!!
hmmm... komu przyjemnie temu przyjemnie...ja spałam z toshką... źle Ci było? ;] toż to normalnie luksus spać tylko we dwie na dzióbku :D
16.07.07 Noc była krótka Drogi Panie, a co za tym idzie dzień zaczął się późno. Rozbudziły nas promienie słoneczne oraz lekkie pretensje posiadacza sąsiedniej łódki. Co oznaczało jedynie tyle, że impreza była świetna. Pierwszym naszym celem było odwiezienie Wojtka do Giżycka, którego do samego pożegnania maltretowaliśmy hasłem: „A keje znasz?” Dzień wcześniej wyrzucił on tekst Kei do jeziora. A więc Drogi Panie dotarliśmy do Giżycka zacumowaliśmy w kanale, pożegnaliśmy Wojtka i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Zabrakło nam benzyny, ale to nas nie zrażało, jutro będziemy w Sztynorcie. Zacumowaliśmy w Zimnym Kącie i zarezerwowaliśmy 1/3 kei. Niebawem dopłynęły cztery łódki zespołu Sąsiedzi i dwie przyjaciół kapitana. Czas płynął leniwie aż do chwili, gdy Sąsiedzi usiedli przy ognisku. Melodyjność muzyki, śpiew i zabawne teksty konweniowały ze sobą tworząc razem z okolicą integralność klimatu. Nagle przy ognisku liczba ludzi wzrosła znacznie. Wie Pan, co profesjonalizm to profesjonalizm. Śpiewaliśmy tez wiele biesiadnych piosenek, a my fanklub Leje na Pokład nie mogłyśmy sobie przypomnieć pełnego tekstu awionetki, ale, od czego są telefony.
Ja chciałem powiedzieć ze w roku 2008 rejs będzie 10 razy lepszy ale trzeba tez ludzi żeby kilka jachtów popłynęło wiec.... zacznijcie już myśleć o wyjeździe(sternikami sie nie przejmujcie na pewno sie znajda, może nie będą tacy jak boski kapitan ale na pewno będą ok):p hehe
17.07.07 Zastawieni przez wiele łodzi wypłynęliśmy ze znacznym opóźnieniem. Promienie słoneczne, znikomość wiatru spowodowały znaczne rozleniwienie załogi. Nagle jednak ktoś wpadł na innowacyjny pomysł (nie opatentowany, polecamy) zatkaliśmy odpływy w kokpicie szmatkami i napełniliśmy go chłodną mazurska wodą, było cudownie, słońce już nam nie przeszkadzało, mogliśmy płynąć i płynąć aż na koniec świta i prawie tak się stało, bo dotarliśmy do Sztynortu. W drodze odbyła się walka na wiadra. Odnotowaliśmy straty w ilości: miska sztuk jedna, ale sąsiednia załoga wykonała udane podejście i wyratowała miskę. Byliśmy przemoczeni, ale był to ten rodzaj przemoczenia, który doprowadził nas do euforii. Jeszcze tylko krótka kąpiel przed wejściem do portu, holowanie, zacumowanie i upragniony obiad. Drogi Panie, tak w zasadzie, czego by nam nie podano byłoby dobre. Wieczorem koncert szantowy i jego rozwinięcie w tawernie. A gdy już zamknięto tawernę to przecież łódka jest dobra na wszystko.
wróciło! dzięki Ci o Wspaniała :D
18.07.07 Ewenement Drogi Panie zbudził nas dziś kapitan. A co ciekawsze krzyknął, że wypływamy za ½ h. Uzupełniliśmy zapasy, zjedliśmy pyszne śniadanie. Świeże bułeczki z serem, szynka, pomidorem i ogórkiem po prostu rozpływały się w ustach. Do tego nieco majonezu, coś zimnego do picia i znane nam już słowa kapitana: „Smacznego kochana załogo” powodowały, że byliśmy w siódmym niebie. Wiatr nie rozpieszczał nas jednak a nasze zdolności percepcyjne nie pomagały nam w walce z przeciwnościami. Miecz opuściliśmy na przykład po dobrej godzinie od wypłynięcia. Gdy dopłynęliśmy na Mamerki okazało się, że ekipa Sąsiadów musiała stanąć gdzieś indziej. Tak czy siak postanowiliśmy się dobrze bawić. Kupiliby drewno na ognisko za 15 zł od wywrotki a co było dalej to już chyba nikt nie pamięta. Ważnym zaznaczenia wydaje się Drogi Panie fakt, że był to ostatni wieczór spędzony w pełnym składzie naszej załogi jak i z dwoma sąsiednimi jachtami „Laurą” i „Tą 3-cią”.
jeszcze, jeszcze troszeczkę :D
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|