|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Ale się porobiło na tym forum. Nie wiem czy po takich emocjach jakikolwiek temat będzie interesujący, ale spróbuję, co mi tam. Rozpatrywaliśmy co piją szantymaniacy, gdzie i co jedzą , a ja chcę zapytać, czy szantymaniakom zdarza się żeglować? Myślę że tak, niektóre awatary mówią same za siebie. Ze źródeł zbliżonych do dobrze poinformowanych wiem, że wielu wykonawców posiada patenty żeglarskie. Nie sądzę by zdobywali je po to, żeby powiesić je na ścianie. Reasumując, co szantymaniaków "kręci" w żeglarstwie? Gdzie już pływali? Gdzie chcą popłynąć i dlaczego? Pozdrawiam Ewa
Ja będę pływać w tą sobotę :) i to na naszej kochanej cudnej Solinie :)
czasem kiedyś tam były Mazury. Ostatnio tylko lokalnie. Czyli Miedwie, Pojezierze Drawskie i Zalew Szczeciński.
A ja dopiero od tego roku. Mazury.
Mnie się zdażyło żeglować lokalnie - na Pogorii i na Pławniowicach - dopiero zaczynam. W tym roku miałam zacząć kurs - ale niestety złamana nóżka nie pozwala mi na to.
Ja żegluję od czterech lat. Głównie Mazury (Śniardwy z przyległościami typu Tyrkło), ale zdarzył mi się skok w bok pod tytułem "Bałtyk". Popłynęliśmy sobie wtedy prześlicznym jachtem ze Szczecina do Svaneke. Było cudownie. Ale niestety straciłam rękawiczki, które na psiej wachcie przymarzły mi do koła :/ Tak czy siak - sport jest rozwijający, dający satysfakcję. A kiedy jeszcze jest ciut ekstremalnie to kręci mnie to najbardziej... :)))
Ja wożę się "pod szmatami" od sześciu lat (MAZURY) a od zeszłego roku morze... i chcę więcej...
Witam. Trochę popływałem i pokochałem kilka jachtów. S/Y Roztocze - (mój pierwszy raz) cudowny, klimatyczny jacht z duszą. Wracałem na niego kilkakrotnie i wrócę znowu. S/Y Zawisza Czarny - magiczna chałupa, zaczarowana załoga i to ożaglowanie (cacuszko) wrócę na pewno. S/Y Głowacki (Rutkowski) - chyba się nie zakochałem. S/Y Bies - lekko zdezelowany blaszak który dzielnie walczył ze sztormem (11) gdy my umieraliśmy ze strachu robiąc po trzy wachty z rzędu. I wreszcie S/Y Rzeszowiak - ukochany bo nasz. Niestety po ubiegłorocznym wypadku jeszcze się nie podniósł. Będę nim pływał. Był kilka razy Adriatyk, ale to gdzieś pomiędzy morzem a śródlądziem. Mazury - lubię, ale kocham Solinę bo piękna i nasza. Nocne Soliną pływanie, niesamowite zatoczki, "te same twarze od rana", jak w domu. Pozdrawiam i chyba pojadę na Solinkę bo mi smaka zrobiliście.
Ostatnio bardzo mało. Ale w tym roku sztokholmskie Szkiery... I białe noce, kiedy można właściwie całą noc żeglować przy dobrej widoczności wśród tysięcy małych wysepek. Ech... Kolacyjka w małej zatoczce, z wodą błękitną jak w lagunach południowych mórz, i potem dalej... W Szwecji przeżyłem też rejs fajnym parowcem po jeziorze rynnowym ze Sztokholmu do Kingsholmu. 4 h w jedna strone. Troche jak na Mississippi
Cóż, moje żeglarskie doświadczenia są następujące: - Rejs po Morzu Tyrreńskim - Włochy (Fiumicino-Anzio-Ponza-Ventotene-Ischia-Gaeta i powrót) w 1994 r. - Mazury - 1988, 1989, 1990, 1991, 1992, 1993, 1994, 1995, 1996, 1997, 1998, 1999, 2000, 2002 - dwa razy, 2003 - dwa razy, 2004, 2005, 2006. Patent ż.j. zrobiony w Nowej Wsi-Zamek na Jez. Zbąszyńskim w 1996 r.
Dwa razy startowałem w regatach T.I.G.A. Yacht w Sztynorcie (1999-XI miejsce, 2000-V miejsce) jako załogant.
Powiało morską bryzą i zapachem trzcin. Z maleńką nutką zazdrości czytam wypowiedzi Bongosa i Ignaca, ja też chciałam na Solinę i... się nie udało.
Joasiu, czy Trzebież jest dalej tam gdzie była i co słychać na j.Dąbie
Ciekawa jestem Tomku, jak znajdujesz żeglarstwo, bo piszesz że dopiero niedawno się tym zainteresowałeś.
Basiu, wiosenne kursy są zdecydowanie ciekawsze od jesiennych, napewno Ci się spodoba.
Słowiku, z żeglowaniem jest jak z chodzeniem po bagnie - WCIĄGA, nie dziwię Ci się żę chcesz więcej(vide post Tomka O.)
Asiu, w jakim terminie był ten rejs, kiedy przymarzły ci rękawiczki?
Rafale, jak zwykle potrafisz wprowadzić klimat - dzięki.
Pozdrawiam Ewa
Joasiu, czy Trzebież jest dalej tam gdzie była i co słychać na j.Dąbie
E.T. - w Trzebieży nadal nie da rady ugotować makaronu na pokładzie, bo rzuca łódkami na przystani, jak na kolejce górskiej Trzeba po "zaparkowaniu" wynieść się z łodki, chyba, ze ktos chce sobie zęby powybijac, przeniesc gastronomie na trawke i czekajac na obiad - delektowac sie trzeszczeniem want i skrzypieniem łódek
Za to zrobili piękną promenadę (chociaż na początku wakacji dojechać do Trzebieży od strony Polic mozna było tylko chyba czołgiem albo wozem terenowym - kładli jakieś kanalizacje i rozkopali wszystkie drogi w Trzebieży całkowicie...). Usypali też "plażę" - więc ładnie się zrobiło A przystań - jak przystań -w sumie niewiele się zmieniła. Do sklepu nadal daleko, płot tak samo dziurawy, a i łódki z reguły te same...;-)
A na Dąbiu rozmnażają się katamarany i orły bieliki (a to już NAD Dąbiem , a betonowiec nadal jak zwykle dla "nowych" jest punktem "wycieczkowo-historycznym", a dla "starych" wygodną pomocą w zlokalizowaniu "Tych-Co-Wstali-Wcześniej-I-Zwinęli-Się-Z-Chełminka-Do-HOMu-Przed-Nami-I-Nie-Wiemy-Gdzie-Są-Aktualnie" ("Robimy trzecie kółko wokół betonowca!") albo też naturalnym obiektem przyrodniczym jak moreny czołowe, czy cuś...;-)
A JAK WIEJE! Ech... A ja myślałam tyle lat temu, że Mazury to jest taka wielka rzecz... Zweryfikowałam pogląd, jak znalazłam się na Roztoce i pobujało i zawialo i zapach morza się przywlókł A co dopiero na "własciwym" Zalewie...
(dopiero tam poczułam wybitnie na własnej skórze pojęcie "fali poprzecznej" brrrrr.... i zasadę: "Jeśli nadciągający obiekt jest większy od ciebie conajmniej 10 razy i ma na burcie obcojęzyczną nazwę, to lepiej nie znajdować się na środku toru wodnego, nawet jeśli potrzebujesz tego toru do zmiany halsu" )
A ja tylko Mazury i Mazury. I tak od 24 lat mniej więcej Na razie wystarcza mi to, ale mam takie cichutkie, jak ta myszka, marzenie, żeby kiedyś na Bałtyk, a tak na prawdę na Karaiby si udać. Trzymajcie kciuki, może się uda...
E.T.: O dziwo to był koniec września (2004)! Historia jest autentyczna. Wracaliśmy na Świnoujście. Stałam za sterem prawie 3 godziny. Siąpił taki drobny deszczyk i było [sama ocenzurowałam] zimno. Kiedy przylazł mój zmiennik odjęłam ręce o koła i... spody rękawiczek zostały :)
A ja jestem dziecko wychowane na mazurskich rejsach. Pierwsze Mazury tak gdzieś pewnie '85 (nie pamietam ale tak by wyszło bo podobno 3 lata miałam), ostatnie 2002. Mniej więcej do 12 r.ż nie wyobrażałam sobie że można coś innego w wakacje robić niż żeglowac po WJM. W 2001 zrobiłam patent żeglarza ku uciesze mojej rodziny... a przede wszytkim moich harcerzy. A od 2002 jakieś lata posuchy nastały i jedynie turystyczne pływanie Omegą od czasu do czasu mi sie zdarza. Obecnie łamię sobie głowę nad zaproponowanym mi przyszłorocznym rejsem ... tyle że teraz to już morze.... więc może??
"Szkiery to dzielo lodowca. Sztokholmski Archipelag składa się z setek wysp, wysepek i nagich skał-rezultat ciągle wypiętrzającego się lądu. Zróżnicowana jest fauna i flora. Większe wyspy wewnętrzne pełne są gęstych iglastych i liściastych lasów, siedliska saren,zajęcy i borsuków. Mniejsze wysepki, gęsto zalegające zewnętrzną część archipelagu porośnięte są niską wegetacją i mają bardziej północny charakter. Sztokholmskie szkiery to prawdziwy rezerwat przyrody, pełen przeczystych jezior i nietkniętej natury. Allemansrätt- czyli prawo do biwakowania na prywatnych wyspach, jeśli pozostanie zachowana pewna odległość od zabudowań i pomostów, daje unikalną możliwość dobijania do niemal każdej wyspy." (za http://hem.passagen.se)
Mapa Szkierów:
Garść zdjęć które robiliśmy ja i moja żona Monika podczas rejsu:
ja chce na żagle!...
niech mnie ktoś zaprosi...
ładnie prosze
ps. ja tylko jako balast.. ale jestem bardzo komunikatywna.. i ponoc ze mna jest zabawnie
Zapraszam :)
Tylko że mapa Szkierów u mnie nie odpala, więc nie wiem gdzie mamy jechać :)
Teraz chodzi?
czyli, że co?
To ja dokleje zdjęcie z Mazur
Ufff....dwa dni braku dostępu i ilość wszystkich postów na forum mnie stłamsiła, ale musiałam przejrzeć. Proszę się nie śmiać, kobiety lubią być dobrze poinformowane.
Jayin, czytając twoją odpowiedź mam wizualizację jednej z bram torowych i "statku o napędzie mechanicznym, dłuższym niż 50m, holującym...coś tam w drodze" i naszego jachtu płynącego z Gocławia do Świnoujścia a potem dalej... zdecydowanie te o "napędzie mechanicznym" są za duże.
Lorka, spróbuj! Mnie się bardzo podobało i nie powiedziałam ostatniego słowa jeśli chodzi o mój udział w jakimś rejsie po Bałtyku.
Ania, wierzę Ci, Bałtyk tak ma, w porcie podkoszulek i krótkie spodenki a na morzu, sztormiak dwa swetry i polar, o czapce nie wspomnę.
Olu, jak masz szansę "wyrwać się" na morze, to zrób wszystko żeby Ci się udało. Będziesz miała okazję zobaczyć kawałek "większej" wody.
Rafał, no co mam napisać? To jest moje cichutkie marzenie, żeby Alandy zobaczyć na własne oczy, ale jakoś się nie składało. Wiem że tam jeszcze rokrocznie jest jakiś festiwal, czy jakieś swięto?.. nie za bardzo pamiętam o co chodzi... może mógłbyś przybliżyć.
Tomek, gdzie szalałeś tą omegą konkretnie? Jakie to jezioro? Nic nie widzę bo fok zasłania.(zdjęcie-miodzio!)
Ewa
Tomek, gdzie szalałeś tą omegą konkretnie? Jakie to jezioro? Nic nie widzę bo fok zasłania.(zdjęcie-miodzio!) Chyba było to Necko. Blisko mam do Augustowa, więc mogę co weekend śmigać choćby na pół dnia :D
[quote="konda"][color=blue]ja chce na żagle!...
Ania, spróbuj rozejrzeć się na własnym podwórku, tam też muszą być żeglarze a to sympatyczny i pozytywnie zakręcony "światek", podobnie jak szantymaniacy. Jak widać te "światki" się przenikają. A może wybierzesz się na kurs żeglarski? Pozdrawiam Ewa
kurs zeglarski wymaga czasu.. a ja nie mialam urlopu od 3 lat... :( dlatego wygodniej jest sie do kogos "podpiąć" :)
moze kiedys mąz się zlituje i zabierze .. :)
Ania, zacznij od tego: www.morka.pl a potem: www.skiper.pl albo: www.seamaster.pl a resztę internet Ci dopowie. Pooglądaj stronki w internacie, napewno znajdziesz coś dla siebie.
Jest również takie powiedzonko: Jak Ci praca w żeglarstwie przeszkadza - rzuć pracę! Pozdrawiam Ewa
Odpowiadam na pytanie : zdarza się i to jeszcze jak ! Raz wyszedłem z domu popływać i nie było mnie 217 dni - Japonia i z powrotem.
I co? Ja mam teraz sobie wyobrazić jak płynąłeś do Japonii, tak? Chętnie, ale napisz coś więcej, bo jestem ciekawa, jak do tego doszło. Wyobraźnie mam nieźle rozwiniętą z racji tego, że za czasów mojego dzieciństwa nie było internetu a programy telewizyjne były dwa, 1 i 2, ale nieźle prosperowały biblioteki. Jak się czyta książkę bez obrazków to trzeba umieć sobie wyobrazić, na podstawie opisu, jak coś wygląda. Znajdź trochę czasu i napisz jak było. Musiałeś płynąć po wodach, które ja znam tylko z mapy, albo z internetowego "google Earth". Podziel się wspomnieniami...proszę.
Ewa
Ja to w sumie żegluję od urodzenia. kurs zrobiłam 3 lata temu i niemal co roku jeździłam na Mazury (w zeszłe wakacje aż trzy razy). ciągnie mnie jednak na morze (szczególnie na Bałtyk).
Tak z tego co czytałam w tym temacie to co najmniej jedna osoba cały czas od dłuższego czasu jeździ na Mazury, więc mam pytanie: Nie nudzi się to? Takie ciągłe pływanie po tych Mazurach? Pewnie to wynik tego, że ciągle jeździłam z rodzicami (tylko raz z rówieśnikami), ale powoli zaczyna mi się to nudzić...
a to zdjęcie z tegorocznego wypadu na Mazury(proszę nie przetważać)
co najmniej jedna osoba cały czas od dłuższego czasu jeździ na Mazury, więc mam pytanie: Nie nudzi się to? Chyba o mnie chodzi :) 17 z 20 moich rejsów mazurskich było z rodzicami, ale wolę z nimi niż wcale. Natomiast ze znajomymi to jest faktycznie zupełnie inna bajka - nowa jakość, zupełnie inna rzecz! Teraz mogę być kolejnych 20 razy :) A widziałaś wszystko na Mazurach? Byłaś na Stręglu, na bunkrach, w Sztynorcie, Dobie, na Tajtach, na Wojnowie? W Okartowie, na Tyrkle? Na Rosiu? Na końcu Nidzkiego? Patrząc na Twą datę ur., to musisz poczekać troszkę na samodzielne rejsy, ale warto... zdobywaj doświadczenie, bo bycie szefem na łódce wymaga długiej praktyki jako załogant... Mazury potrafią być niebezpieczne.
Na bunkrach byłam w tym roku, w Sztynorcie nie raz (dwa razy w tym roku), na Tajtach w sumie też w tym roku (ale tylko na chwilę), na Nidzkim też w tym roku... Czy to "Dobie" to nie chodziło czsem o Dobskie (tam też byłam w tym roku)?
Sama nie mogę płynąć, ale mam pełnoletnią siostrę z patentem, a poza tym mogę jechać na obóz (tak jak w tym roku), w prawdzie jednym z opiekunów był mój ojciec, ale większość czasu spędzałam ze znajomymi. No i jak płynęliśmy to często też przyjmował taktykę "mnie tu nie ma" i w sumie to same sobie radziłyśmy.
A co do tego, że Mazury mogą być niebezpieczne to coś otym wiem: szkwał przeżyłam jak miałam z 5 lat. Dużo się też nasłuchałam, że Śniardwy są nizwykle niebezpieczne, ale tak się złożyło, że jak dwa razy tam byłam to akurat niemal wcale nie wiało... NO i w tym roku ( na obozie) w lipcu przez całe dwa tygodnie wioło tak w granicach od 0 do 1, może 2 stopni w skali Beauforta i ci co robili tam kursy mieli pewne trudności ze zdaniem egzaminu na j.Żywieckim (wiało ok.3 i wogóle nie byli na to przygotowani).
Doba to jest sympatyczna wiocha na pd-zach brzegu Dobskiego. Mógłbym tam jeszcze Fuledzki Róg dorzucić - fajny widok na jezioro z 3 stron. Na Mazurach to jest tak, że można kilka lat tam pływać i nie przeżyć ciężkich warunków, a potem w końcu jak nie przywieje... Z bardziej niebezpiecznych rzeczy pamiętam porwanie grota na... Bocznym. Wiało wtedy stale 7 stopni, a podmuchy dochodzily do 120 km/h. Gradobicie na Kisajnie to przy tym bułka z masłem. Szóstka na Śniardwach też. Reasumując - bywały chwile na Mazurach, gdzie miałem duszę na ramieniu.
Mówiąc już o tych różnych "wiochach", to pływając z moimi rodzicami, raczej nie mam szans na zobaczenie wielu z nich. Nie dlatego, że oni dbają o luksus i stają tylko w takich miejscach jak np. Mikołajki lub Sztynort... Oni mają wyznaczone dwie trasy i pływają tylko po nich (np. na każdym rejsie płyną do Naftoremontu). Ostatnio w prawdzie zaczynają rozważać opłynięcie tych mniej znanych rejonów Mazur, ale bardziej prawdopodobne jest, że popłyniemy na Bałtyk (z czego się bardzo cieczę)
pływając z moimi rodzicami, raczej nie mam szans na zobaczenie wielu z nich No właśnie!!! Kiedy przestałem pływać z rodzicami, wreszcie była szansa na bardziej hardkorowe miejsca. Stręgiel, Roś, a planujemy jeszcze szlak Sapiny... Bardzo lubię takie niszowe miejsca na Mazurach, np. na Wojnowie w szczycie sezonu pływają 2 łódki na krzyż... to samo na Tyrkle i wschodnich Śniardwach. A gdzie jest ten Naftoremont, coś kojarzę, ale niedokładnie...
Naftoremont (teraz już NawigatorXXI) Jest na Tałtach, mniej więcej naprzeciwko wejścia do kanału.
Aha. Między Starymi Sadami a Jorą Wielką. Kojarzę. W tej okolicy ja zawsze staję albo w zatoce Skanał - polecam szczególnie, albo powyżej drutów na prawym brzegu jak się kończy las, koło wiochy Stare Tałty.
No proszę! Ktoś wreszcie zna Tyrkło. Tam stawiałam swoje pierwsze "żeglarskie" kroki. Nasze zgrupowanie ma swoje miejsce w połowie "drogi" między Okartowem a Jaworznem. Cudowne miejsce. A ile wspaniałych wspomnień z nim związanych! Kolega, który złamał maszt naszej "omki" pod mostem... Ech.
Moje najśmieszniejsze wspomnienie z Mazur: moi starsi utopili w Mikołajkach foka (przez przypadek). W sumie nie wiem jak to się mogło stać, ale przez cały czas gapił się na to jakiś kolo i gdy żagiel poszedł na dno łaskawie raczył ich o tym poinformować. Oni próbowali go wyłowić pożyczoną od kogoś węgką, ale jadyną rzeczą jaką udało im się wydobyć z jeziora był jakiś stary, zardzewiały garnek:)
No i jeszcze jak mój tata nabierał kiedyś wodę do wiadra i zaczął nas pouczać, że wszystko na jachcie powinno być przywiązane, w szczególności wiadra. potem usłyszeliśmy "Uuupss! ". Okazało się, że nie przywiązał wiadra.
Mogłabym te śmieszne wspomnienia tak bez końca wymieniać, ale wątpie, że to kogoś zainteresuje:)
planujemy jeszcze szlak Sapiny...
Proponuję czymś lekkim, żeby się dało przenieść. Z"kabinówką" będzie problem, no i to jest wiosłowanie pod prąd, ale jest zajefajnie.
Pozdrawiam Ewa
Nie jestem żeglarzem. Jako 12-latek próbowałem, ale nie wyszło. Za bardzo balem sie wody. Już jako stary student pożyczyłem od znajomych maleńką żaglóweczkę i popływałem sam po jeziorze Orzysz... i teraz będzie o zdradliwości Mazur.
Kiedym spokojnie dopłynął do przystani, dosiadł się starszy znajomy i przejął ster. Wypłynęliśmy ponownie i... uderzył szkwał. Urwało ster, a pagaja nie mieliśmy. Kolega dowiosłował do przystani płetwą steru...
Wypadki się zdarzają i nic na to nie można poradzić. Ale po co od razu się zniechęcać? Na twoim miejscu nie pływałabym raczej sama na "małych żaglóweczkach":)
też z tych żeglujujących jestem. Szlak WJM mam prawie cały przepływany wzdłóż i wszerz, a tylko 4 wyprawy odbyłam: 1 obóz zorganizowany i 3 wyjazdy ze znajomymi (pochwalę się: byłam inicjatorką, organizatorką i sternikiem wszystkich trzech ) Najpiękniejsze miejsce, jakie odwiedziłam, to zat.Pilwa na Dobskim. Zwłaszcza, gdy nocuje się na kotwicy, na samym środku zatoki, burta w burtę dwie łajby, i przez całą noc można po prostu podziwiać gwiazdy... a jak przychodzi dzień, to tak pięknie się czerwieni cała okolica... mmm.... No dobra, jest całe mnóstwo pięknych miejsc na Mazurach Pływałam też po jez.Bukowo (zachodnipomorskie) - tam patent robiłam i DZ poskramiałam A teraz marzy mi się morze... oj, jak mi się marzy! Tylko w kieszeni jakoś za mało, żeby sobie na rejs marzeń pozwolić
zat.Pilwa Przepiękne miejsce! Stałem tam kiedyś cały dzień. Na mojej liście przebojów znajdują się również: niezliczone miejsca na Nidzkim i Bełdanach (najlepiej poza sezonem), Roś w całości, końcówka Tyrkła, Tałty k. Starych Tałt i zat. Skanał, leśny biwak k. Jagodnego Wielkiego w pobliżu Kuli, dzika Gilma na Dobskim, Kalski Róg na Święcajtach, "krowia wyspa" na jez. Stręgiel, Pajęcza i Czarci Ostrów na Śniardwach (też raczej poza sezonem), binduga Port na Kaczerajnie. Poza tym lubię Węgorzewo, Sztynort, a uwielbiam wręcz Popielno. Polecajmy sobie fajne miejsca na Mazurach :)
Pięknie też jest na jeziorze Nidzkim tam "za drutami" gdzie już nie pływa ani biała flota, ani narciarze wodni, ani skutery. Polecam okolice Czapli, ale "za winklem" i zatokę Harcerską. Trzeba tylko sobie zabrać więcej jedzonka bo tam nie ma gdzie kupić.
Ewa
Widać że zima idzie, wszystkim się na wspominki zbiera a do sezonu jeszcze kawałek. Wspominajcie, wspominajcie szybciej czas przeleci.
o taak.. na wspominki się zebrało. a jak do tego dochodzi oglądanie zdjęć, to już nic więcej się nie chce, tylko spakować tobołki i ruszać na żagle!
a jak do tego dochodzi oglądanie zdjęć podzielcię się tymi widokami, pliz
Zgodnie z życzeniem Szanownej Pani!
Ostatnie zdjęcie zatytułowałbym: No to plusk!
Dodam, że 30 sekund później zrobili klasycznego "grzyba".
Amaya, dziękuję
No to chyba im zabrakło komendy "Zbiórka na mieczu"
Nie ma za co... Przy okazji, szukając, odbyłam krótką podróż sentymentalną. Łza się w oku zakręciła i w głowie zostały tylko woda i wiatr.
Ja też się podzielę...
Dorzucam swoje trzy grosze:)
a ja tez co wrzuce:)
zauważyłam, że w moich zbiorach foto więcej ludzików jest, więc kilka wesołych scenek też pokażę, a co bardzo trudno mi jest zdecydować, czy dane miejsce jest piękne, czy ludzie, z którymi tam byłam, to sprawili.
ojoj.. mogłabym tak duużo jeszcze wkleić
(mam nadzieję, że się udało te zdjęcia wkleić.. robię to pierwszy raz )
kliwer, ale świetne fotki! tam to się dziaaało pewnie
Kliwer, ale Mazury to to chyba nie są...
Freak!, Basia, ela, fotki jak marzenie Poczułam wodę wokół stóp, wiatr we włosach i pocałunek przygody Pozdrawiam
Tak wcześniej nie wspomniałam, ale na morzu też byłam... mały rejsik na Zatoce Gdańskiej się zdarzył... Ale marzy mi się rejs taką Pogorią, na przykład...
Właśnie wróciłam z rejsu Pogorią. To był mój pierwszy raz na morzu i ... zakochałam się.
Zazdroszczę... Może masz jakieś fotki, którymi chciałabyś się podzielić z żądnymi morskich przygód szantymaniakami Byłabym ci dźwięczna.
Pogoria.. mm.. podziwiam z brzegu tylko, gdy stoi w gdyńskim porcie. Marzy mi się rejsik, oj marzy... a jak już o Pogorii, to czy ktoś wie może, czy na The Tall Ships Race można jakoś się na Pogorię załapać? I ile taka przyjemność kosztuje? Bo na ichniejszej stronie nic nie ma na ten temat... :(
Ewa, ...można w morzu się zakochać Miałem przyjemność w tym roku wraz z Jabbą popływać na Darze Młodzieży. Oj działo się. Była przepiękna pogoda, wspaniała załoga i ostry kapitan ;)
Mnie się zdarza, a i owszem. Ale nie powiem od kiedy żegluję, bo się wstydzę ;) Patent ż.j. AD 2006, fizycznie jeszcze chyba nie istnieje (choć podobno PeZetŻet już wydaje), na razie mam tylko kwitung zaświadczający zdanie egzaminu, któren miał miejsce 15. X.
Patent nie jest dowodem na to że, jest się żeglarzem, on tylko uprawnia do prowadzenia stosownych jednostek pływających. Napisz proszę, co spowodowło że postanowiłaś zdobyć patent.
Ewa
Moim zdaniem, z żeglarstwem jest jak z chodzeniem po bagnie - WCIĄGA
Patent nie jest dowodem na to że, jest się żeglarzem, on tylko uprawnia do prowadzenia stosownych jednostek pływających. A czy ja coś w ogóle mówiłam na ten temat? Uważam, że jednym z aspektów bycia żeglarzem jest pewien stan ducha. Ja się czuję żeglarką i dla mnie akurat moje zdanie jest ostateczne i wiążące. No, ale można powiedzieć, że z tym też jest jak z byciem kierowcą, nie każdy posiadacz prawa jazdy od razu jest z powodu samego faktu jego posiadania dobrym kierowcą i też jestem tego świadoma - w końcu practice makes perfect.
Patent ż.j. AD 2006, fizycznie jeszcze chyba nie istnieje (choć podobno PeZetŻet już wydaje),
A tu napisałaś o patencie, ale jest takie ważne, kiedy go uzyskałaś, ważne jest to że pływanie jachtem żaglowym Ci się podoba, dlatego pytam co Cię zafascynowało w tej dziedzinie.
E
zdanie egzaminu, któren miał miejsce 15. X.
Niektórzy czekają na patent od lipca:)
Droga Makenzen, dla mnie żeglarstwo jest religią i piłka nożna jest religią. Oba wyznania się nie wykluczają. Kobiety nigdy nie zrozumieją piękna futbolu. Albo skojarzą go z bandą szalikowców.
Kobiety nigdy nie zrozumieją piękna futbolu. Albo skojarzą go z bandą szalikowców. Nie byłabym tego taka pewna. To, że ja w tym nie widzę nic pięknego (mimo że czasem oglądam mecze, szczególnie te ważne), nie znaczy, że wszystkie kobiety na świecie mają tak samo. Ba, nawet miałam kiedyś koleżankę, dla której piłka nożna była całym światem. Tak więc ja bym proponowała nie generalizować ;)
Mówcie sobie co chcecie o tych wyższych wartościach żeglarstwa (nie mówię, że się z tym nie zgadzam) i o tym, że patenty o niczym nie świadczą, ale... Patent jest jak prawo jazdy, jak go nie masz i cię złapią to kicha. Bez patentu nawet nie możesz wypożyczyć żaglówki. I w sumie to dobrze, bo gdyby na wodę wypływał każdy bez jakiejkolwiek o tym wiedzy, to by był jeden wielki bajzel.
Bez patentu nawet nie możesz wypożyczyć żaglówki. I w sumie to dobrze, bo gdyby na wodę wypływał każdy bez jakiejkolwiek o tym wiedzy, to by był jeden wielki bajzel. i tutaj wlasnie polaczylas posiadanie patentu z posiadaniem wiedzy o zeglowaniu. a jak juz inni zauwazyli ten (zbedny) kawalek papieru absolutnie NIE gwarantuje tego ze czlowiek na lodce obok ma wystarczajace umiejetnosci do prowadzenia lodzi :) potwierdza jedynie zdanie egzaminu przed komisja i to wszystko :) jesli chcesz sie o tym przekonac usiadz w wakacje w gizycku albo mikolajkach przy porcie i poobserwuj z godzinke co sie wyrabia :)
potwierdza jedynie zdanie egzaminu przed komisja Zdanie egzaminu już dowodzi pewnej wiedzy, choć to i tak za mało...
Zdanie egzaminu już dowodzi pewnej wiedzy... ...albo skorumpowania "dawcy" i "biorcy" w każdym razie w przypadku prawa jazdy. O łapówkarstwie podczas egzaminów żeglarskich nie słyszałam - może się po prostu o tym głośno nie mówi
Ale ja mówię o faktycznym zdaniu egzaminu, a nie o kupieni patentu na targu
żeglowanie jako sama czynność jest po prostu przyjemne, poza tym daje poczucie wolności (wolność jest jedną z nadrzędnych dla mnie wartości), w pewnym sensie też jest przygodą, ciekawym doznaniem. Żeglowaniem się trzeba upajać, przeżywać je, kontemplować. To także zbiór pewnych "rytuałów" i wartości, swoisty "folklor", kultura i filozofia
Ładnie to napisałaś. Jeśli to nie tajemnica, to powiedz czy masz zamiar "zakosztować" Bałtyku lub, innej "większej wody" czy pozostaniesz na śródlądziu? (Od razu mówię, lubię jedno i drugie. Nie będę dyskutować o wyższości swiąt Wielkiej Nocy, nad świętami Bożego Narodzenia)
E
Ale ja mówię o faktycznym zdaniu egzaminu, a nie o kupieniu patentu na targu A ja se jaja robię, taka już moja natura ;)
Ewa ---> dziękuję póki co pobujam się po śródlądziu, ale na Bałtyk kiedyś na pewno się skuszę. Na razie chciałabym podszlifować to, co już umiem (a raczej odświeżyć to, co już zapomniałam ) Ten Bałtyk to program najwcześniej na rok 2008. Może jakieś rejsidła stażowe? Choć nie wiem, czy będę kiedyś robić sternika, już się dość egzaminów w życiu nazdawałam, fu!...
nie wiem, czy będę kiedyś robić sternika, już się dość egzaminów w życiu nazdawałam, fu!... Hi, hi to zupełnie inny rodzaj egzaminu, tu człowiek się uczy , bo chce, bo mu to do czegoś potrzebne, jest stres ale pozytywny.
E
Mówcie sobie co chcecie o tych wyższych wartościach żeglarstwa (nie mówię, że się z tym nie zgadzam) i o tym, że patenty o niczym nie świadczą, ale... Patent jest jak prawo jazdy, jak go nie masz i cię złapią to kicha. Bez patentu nawet nie możesz wypożyczyć żaglówki. I w sumie to dobrze, bo gdyby na wodę wypływał każdy bez jakiejkolwiek o tym wiedzy, to by był jeden wielki bajzel.
I tu się nie do końca zgodzę... mnie w pływanie wciągnęła koleżanka (daleko szukać-mówię o toshce). Nie jest to jakieś tam wielkie pływanie.Kilka razy zabrała mnie na omegę w zeszłe wakacje (dzięki Bogu mamy w Tychach urocze jeziorko zdatne do pływania). Ale to wystarczyło żeby mnie oszołomić i "wciągnąć jak bagno". Nie mam jak do tej pory patentu i wcale nie mam pewności czy kiedykolwiek będę go robić. Ale to wcale nie znaczy, że nie znam podstaw pływania. Kiedy pierwszy raz wsiadałam na łódkę byłam totalnie zielona. toshka tłumaczyła mi cierpliwie: "to jest rufa, to grot, to szekle" itd... Teraz wiem jak prawidłowo złożyć foka czy co się robi na hasło "BOM!!" albo "chroń dziób!". I wcale nie jest mi do tego potrzebny patent. Patent jest tylko formalnością potrzebną, jak wspomniałaś, do wypożyczenia łódki. Mój kumpel, z którym również pływam, praktycznie od dziecka żegluje i wszystkie potrzebne umiejętności i wiedzę ma w małym palcu (+ niezbędną intuicję), a wcale nie ma patentu. Momo, że pływa lepiej niż niejeden patentowicz. Więc jak dla mnie sprawa patentu jest dość kontrowersyjna... Co broń Boże nie znaczy, że jestem przeciwniczką patentów. Chodzi mi tylko o to, że nie TRZEBA go mieć, żeby pływać i znać się na rzeczy.
Co broń Boże nie znaczy, że jestem przeciwniczką patentów. A ja jestem, z powodów, które wymieniłaś. Zresztą, innym socjalistycznym wynalazkom też jestem przeciwny.
Nie do końca o to mi chodziło, że bez patentu ani rusz. Ja poszłam na kurs, bo uznałam, że sama chcę prowadzić jacht, a nie być tylko "załogantem na posyłki". Prawnie i tak na razie nie mogę (z racji wieku). Poza tym nie chodzi tylko o prowadzenie jachtu, chodzi też o przepisy. A na kurs nie idzie się tylko po patent przecież... Na kursie zdobywa się podstawową wiedzę na temat żeglowania, przepisów, etyki, budowy jachtu, itd.
Rozumiem i nie neguję choć mam to szczęście zdobywać tą samą wiedzę "pokątnie" hehe..
o.. i teraz piszesz poprawnie :) na kurs idziesz nie dla papierka ale dla siebie :) bo zdajesz sobie sprawe ze musisz cos wiedziec zeby lodke prowadzic. i w zaden sposob nie jest to zwiazane z patentem :) zreszta kurs.. przepisow masz pare i mozesz ich sie sama nauczyc :) wezelkow wszelakich rowniez. to samo tyczy sie etyki. smiem twierdzic ze budowa lodzi drewnianej na kursie na ZJ jest zbedna :) ja sie musialem tego uczyc i co? plywam na laminatowych wydmuszkach i nie korzystam z tej wiedzy :) tak naprawde to kurs daje ci mozliwosc poplywania na poczatku z kims kto ci wszystko pokaze ladnie na wodzie i objasni co i jak :) a to duzo :)
Wiecie co, jak robiłam kurs na patent (trwało to rok), nie wiedziałam, że można dostać patent po 2tygodniowym rejsie po Mazurach. Gdy się o tym dowiedziałam, zwątpiłam w patenty. Moje przygotowania do dostania tego 'papierka' trwały na tyle długo, że zdążyłam nauczyć się wielu rzeczy, zdążyłam zrozumieć istotę tego sportu/hobby, nabrałam pokory, poznałam żeglarstwo z naprawdę wielu stron. Zdałam egzamin, popłynęłam na Mazury i byłam pewna swoich umiejętności. Nie wierzę, że po 2 tygodniach można nabrać na tyle doświadczenia, by być kompetentym do brania na siebie odpowiedzialności za jacht i za ludzi na tym jachcie. Dlatego też ważniejsze jest dla mnie to doświadczenie (nawet zdobywane pokątnie, przez kilka-kilkanaście nawet lat u boku taty, brata, koleżanki) aniżeli dokumencik. No ale jest też druga strona medalu. Bez dokumentów nie jesteś w stanie udowodnić tego, że potrafisz żeglować... p.s. Chcę na morze......
Nie wierzę, że po 2 tygodniach można nabrać na tyle doświadczenia, by być kompetentym do brania na siebie odpowiedzialności za jacht i za ludzi na tym jachcie.
Zgadzam się. Potrzebna jest jeszcze praktyka, im więcej tym lepiej.
Ewa
Hi, hi to zupełnie inny rodzaj egzaminu, tu człowiek się uczy , bo chce, bo mu to do czegoś potrzebne, jest stres ale pozytywny. Racja, choć muszę przyznać, że egzaminem na ż.j. denerwowałam się o wiele, wiele bardziej niż na mgr! Poszłam na ten pierwszy egzamin po może dwóch godzinach snu, zupełnie nieprzytomna, całe szczęście tego dnia było zimno, więc to mnie jakoś orzeźwiło i trochę postawiło na nogi. Żołądek zawiązany na węzeł ratowniczy, a śniadanie sprzed dwóch dni gotowe do powrotu w każdej chwili na stały ląd ;) Ale wróciłam z tego boju z tarczą.
Tak, do tego rodzaju sprawdzianów życiowych podchodzi się bardzo ambicjonalnie, ale frajda po pozytywnym wyniku jest o wiele większa, niż po piątce z jakiegokolwiek innego egzaminu. A jak cieszy poprawnie i prawidłowo wykonany manewr, człowiek aż sam sobie zazdrości.
E
Z pozytywnego zdania na ż.j. jestem o wiele bardziej dumna niż z mgr, choć biorąc bardziej pod uwagę "praktyczność" niż emocje, ten drugi stopień jest mi znacznie bardziej potrzebny do w miarę godziwego bytowania niż ten pierwszy Nic tak nie cieszy, jak to, że człowiek może zrobić coś dla siebie i robi. Skończyłam wymarzone studia i rozpoczęłam wymarzoną przygodę z wymarzoną aktywnością :)
Przypomina mi się mój egzamin na patent żeglarza... Przez cały obóz mieliśmy bardzo słabe wiatry. W dniu egzaminu przywaliło jak nigdy. Odejście od kei - bez problemu. Podejście do człowieka również. Ostatnim manewrem do wykonania dla mnie było podejście do boi "na jajeczko". No i tu miałam mały problem. Za pierwszym razem przywaliłam w boję i odskoczyła. Po prostu za późno zaczełam "hamować" żaglami (no bo co to jest przy takim wietrze 30 metrów ). Druga próba na szczęście była idealna. Ale co przeżyłam, to moje... W sumie zdawało nas 15 osób. 4 zrobiły klasycznego "grzyba"...
Teraz wiem jak prawidłowo złożyć foka czy co się robi na hasło "BOM!!"
O ile pamiętam (a mogę się mylić bo nie pływam) na to hasło należy się schylać ? Jeśli tak to potwierdza się teoria, że zapomnieć o tym się da, i błąd nie schylenia się człowiek popełni tylko RAZ
Co dostałem w pysk naście lat temu to moje, do dziś wiem, że bom boli
wracając do n postów wcześniej - piłka nożna wciąga te ważne mecze oglądam z zapartym tchem. Co do żeglowania, to, jak już gdzieś pisałam, nie żegluję. Uwielbiam oglądać, obserwować wszystko to, gdzie jest woda Trenuje tai-chi, a to daje mi w pewnym seneie poczucie płynności ruchów, jakich wymaga woda. Inna bajka, a równie pasjonująca. Pozdrawiam
Przyznaję bez bicia, że nie przeczytałam całego wątku... Długi jest. Ale jak niektórzy (E.T.) wiedzą, żegluję, a jak! Nawet bardzo:) Winię za to E.T. oczywiście, bo i kogo, wszak to ona pierwsza pokazała mi łódki. Miałam wtedy ile...? Cztery lata, chyba. Teraz pływam sobie po WJM. Trochę szkolę, bardzo się dobrze w tym czuję, niesamowicie wiele się ciągle uczę przekazując swoją wiedzę innym. I odkryłam w tym roku morze... I ciągnie mnie tam niesamowicie.
Jeśli chodzi o patent, to zgadzam się z przedmówcami, sam papier nie wystarczy. Doświadczenia nabrać należy. Cały wic polega na tym żeby zacząć:D Dlatego zaczynajcie, jak jeszcze nie żeglujecie!!
Ja zrobiłem patent w 1996 r. (o rany! przegapiłem 10. rocznicę!, hehe). Żeglowałem od 1988 r. i wydawało mi się, że jadę na obóz żeglarski żeby załatwić "formalność". A tu o dziwo szło mi wyjątkowo kiepsko. Wszystko robiłem podobno ślamazarnie, zderzyłem się z DZ-ą, przywaliłem w pomost itd. itp. W zasadzie przełamałem się dopiero na 2 dni przed egzaminem. Egzamin zdali praktycznie wszyscy, odpadło może 8 osób, które nie zaliczyło teorii (dziwne, zważywszy ze pytania i tak krążyły dzień wcześniej). Nikt nie oblał praktyki, choć kilku powinno :) Moja instruktorka powiedziała potem, że z szóstki z mojej wachty powinno zdać 3. Do dziś nie mam pewności, czy w tej trójce byłem. Dziś mam za sobą 20 rejsów po Mazurach, w 4 byłem kapitanem jednostki (3 razy Venus, raz Sasanka 620). Nie mam oporów przed pływaniem np. do Okartowa przy wietrze 5-6. Ale nigdy nie miałem pewności, że ZAWSZE sobie poradzę. Bo kto tak uważa, ten igra z własnym i załogi życiem. Podobno najwięcej śmiertelnych wypadków w polskim żeglarstwie dotyka k.j. i j.s.m., a nie ż.j. czy s.j. A patent... warto przejść fachowe szkolenie, ale ja nie jemu, a ojcu, zawdzięczam umiejętności żeglarskie.
Ja tak jak mn żegluję od 1988 roku... sęk w tym że byłam wtedy w brzuszku mojej mamy... i właśnie wtedy zrobiłam swój pierwszy kurs na żeglarza jachtowego... Swoje pierwsze kroki ( i te żeglarskie i te chodzone ) stawiałam na Maku 707 GT... W 2001 roku zdałam egzamin na patent żeglarza jachtowego, 2003 - pierwszy morski rejs... i jak narazie jedyny niestety... Żeglarstwo jest w sercu. Nie każdy może je tam odnaleźć. Na Mazurach można znaleźć wielu ludzi, którzy udają, że są żeglarzami. A wystarczy popłynąć w inną stronę niż wszyscy i spotkać takich, po których widać prawdziwe żeglarstwo.
Święta prawda... Na Mazurach tak naprawdę coraz trodniej o prawdziwych żeglarzy. Takich co to wiedzą, na czym polega etyka i etykieta, zawsze pamiętają o pierwszeństwie i tak dalej... Nie robią wiochy w porcie :) Ani makaronu. I pomogą jak coś się stanie...
Tak naprawdę to trochę mi żal, że nie załapałam się na te czasy, kiedy pływało się po Mazurach Omegami, spało pod namiotami, przez kanały burłaczyło, a na widok Venusa, nie wspominając o Tangu ludziom oczy wychodziły na wierzch :D Wtedy jakoś było inaczej. Teraz tak naprawdę każdy może pożyczyć żaglówkę, a wtedy spotykało się wyjątkowych ludzi...
trochę mi żal, że nie załapałam się na te czasy, kiedy pływało się po Mazurach Omegami, spało pod namiotami, przez kanały burłaczyło, a na widok Venusa, nie wspominając o Tangu ludziom oczy wychodziły na wierzch :D Jak mnie najdzie, to wam poopowiadam... o późnych latach 80. na Mazurach.
Ale są jeszcze takie miejsca, gdzie "szpanerzy" nie docierają... i tutaj polecam jeziorko Tyrkło gdzie kiedy gdzieś przycumujesz możesz dostać (delikatnie mówiąc) "naganę", ale gdzie nie pływa prawie nikt, zakaz pływania na silniku i jest tak, jak za dawnych dobrych czasów (mówie jak stara wyga ) Co prawda coraz wiecej ludzi wykupuje tam działki przy jeziorku, ale co sie tam odpocznie to nasze...
Mnie się podoba bardzo na Nidzkim, na samym końcu południowym jego. Tam też nie można na silniku i mało kto tam pływa. Ja uwielbiam. Można spotkać konia, który próbuje wejść do kokpitu... i zwierzęta dzikie. A w lesie leży smok:D Takie zwalone drzewo, które z dobrej perspektywy wygląda jak wielki jaszczur. Szaleństwo... I jagody rosną przy drodze wszędzie. W tym roku byłam z obozem na Kaczerajnie. Nie uwierzycie, ale był to pierwszy w życiu przejazd przez Śniardwy, na dodatek z dziećmi i przy wietrze 5 - 6 :D Jazdaa była... Do tej pory jestem z siebie dumna. W każdym razie na Kaczerajnie też jest prześlicznie i mało kto tam pływa z powodu rzeczonych Śniardew. A jeśli chodzi o ludzi, to najbardziej lubię spotykać takich starych dziadków, którzy gadatliwi są niemożliwie i opowiadają bardzo ciekawe rzeczy. Taki człowiek siedzi na Mazurach trzy miesiące na własnej łódeczce, często Bezie lub innym takim pływadełku, z żoną lub jakimś drugim dziadkiem, bo są na emeryturze. I odpoczywają. Oni są niesamowici... Od razu się cieplej robi na duszy człowiekowi...
Taa... SZPANERZY... Przypłynie taki do Naftoremontu nowym Dreamerem, nie umie rzucić kotwicy i myśli sobie, że w zwięzku z tym wykopie biedną młodzież na starych, dobrych Ursach... (zwiewaliśmy do lasu.. po drewno):)
Taaak... koniec Nidzkiego to Raj po prostu... szlaku nie ma, zakaz na silnikach, knajp nie ma, daleko od Mikołajek... I ta cisza w nocy zakłócana tylko przez sowy... Dwie żaglówki na jeziorze, ludzie na nich jacyś tacy mili... ehh tylko tam będę pływał I to siarkowe jezioro na samym końcu... hehhe
trochę mi żal, że nie załapałam się na te czasy, kiedy pływało się po Mazurach Omegami, spało pod namiotami, przez kanały burłaczyło, a na widok Venusa, nie wspominając o Tangu ludziom oczy wychodziły na wierzch A ja się cieszę, że się załapałem. Na silniku nie pływałem nigdy... Na jednym z rejsów na DZcie na wiosłach wyprzedzaliśmy bez problemu jachty z silnikami. W sumie wtedy tak słabo wiało, że cały rejs prawie szliśmy na wiosłach . Daaaawno tam nie byłem, ale mam nadzieję, że może w tym roku, może w przyszłym zabiorę rodzinkę i znów popływamy...
Damianos, jak Cię kapitan Dronka złapie, to nie chcę być w Twojej skórze
Ćśśśśśśś!!!
Ale widuje się jeszcze takie obrazki, jak ten uwieczniony na fotce, a moi koledzy obiecują sobie że "w przyszłym roku to już napewno zorganizujemy ten męski rejs dezetą", słyszę to od paru lat. Marzy im się, marzy...ja zresztą też mam sentyment do tej łódki
E
DZ-y to już dawno na Mazurach nie widziałam. Teraz nawet widok pospolitego Orionka to żadkość... wszędzie tylko te wielkie, wypasione krypy. Ehh ja chcę stare Mazury
A ja nigdy nie miałam przyjemności ujeżdżać DZety :( A chciałabym... Tym niemniej widuje się je jeszcze czasem. Ostatnio widziałam jak wchdodzili do LOKu na wiosłach. Nawiasem mówiąc płynęli "na pająka". Nigdy nie spotkałam równo wiosłującej DZety... Ale nie mogę się wypowiadać, bo przecież nie próbowałam nigdy czegoś takiego dokonać. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się tym przepłynąć:D
Kiedyś z YANK Shippersami na dezecie w regatach zajeliśmy pierwsze miejsce. Oczywiście w klasie "dezeta" - bo popłynełą tylko jedna :) Najbardziej szkoda było nam sędziów. Musieli czekać jeszcze na nas długo po przedostatniej ekipie w ostatnim biegu. Akurat "zdechło", a wiecie jak to na dezecie, na Solinie bez wiatru :)
Nigdy nie spotkałam równo wiosłującej DZety Patrz zdjęcie na poprzedniej stronie
Powiedzmy że zostało zrobione w nieodpowiednim momencie, trudno wnioskować z tej fotki czy było równo, czy "na robala". Z doświadczenia wiem że, to nie jest takie proste, Ty wiesz jak było
E
Ja na DZ uczyłam się żeglować:-) a co do wiosłowania, to najgorzej wspominam te ćwiczenia.. "wiosło staw" - ja się siłuję z tym ciężkim wiosłem, mało nie wypadam za burtę, łapie mnie kumpel, każe potrzymać swoje wiosło (już postawione), stawia moje, zamieniamy się i tak za każdym razem A żeby równo wiosłować.. zapomnij! Kiedy załogę tworzą chłopaki po 17-20 lat, po siłowniach i treningach, i w ich szeregi wchodzi 15letnie słabe dziewczę Dwie fotki: pierwsza to nasz kochany Dawid (pół roku nad nim pracowaliśmy, dostałam zaszczyt namalowania jego imienia :) ) a druga, to część załogi z Dawida :) (ja w okularkach of kors )
Wypasiona ta DeZetka. Bardzo mi się podoba... Heh... Ja się uczyłam żeglować na Wielkim Trenerze... Tam jest o jeden sznurek mniej i nie ma dzikich węży przy każdym zwrocie przez sztag. Mam na myśli szoty grota na DeZecie. Mam nadzieję, że jeszcze mi się uda zaliczyć tą jednostkę, wszak wszystko przede mną. Naprawdę mi się podoba ten Dawid.
Tam jest o jeden sznurek mniej i nie ma dzikich węży przy każdym zwrocie przez sztag. Mam na myśli szoty grota na DeZecie.
Ja bardzo przepraszam, ale czytają to też niezorientowani Poproszę przynajmniej mniej więcej po polsku
Dawid to już nie jest prawdziwa DZ-tka. Cały urok tego jachtu polegał na ożaglowaniu gaflowym i wszystkim przeszkadzajkom temu towarzyszącym. Chociaż pomysł z bukszprytem i dwoma sztakslami nawet mi się podoba. Zapraszam na Solinę gdzie przecież stare żaglówki po morzu (bieszczadzkim) jeszcze pływają.
W temacie patentów uważam, że należy je mieć. Wiadomo, że papier nie pływa ale: W ubiegłym roku wypadkowi uległ nasz rzeszowski jacht S/Y Rzeszowiak. Cały takielunek został zniszczony, kadłub i zabudowa do remontu, koszty: kilkaset tysiecy zł. Ubezpieczenie powinno pokryć koszty napraw. Okazało się jednak, że wśród załogi nie ma radiooperatora VHF. Nie miało znaczenia, że obsługiwać radio potrafi chyba każdy. Nie ma papierów, nie ma pieniędzy. W Grecji czy na Chorwacji można w zasadzie czarterować jachty bez papierów albo pokazać legitymację kombatanta, ale wszystko jest dobrze jak jest dobrze. Biorąc kogoś na łódkę bierze się za niego odpowiedzialność. Nie masz papierów pływaj sobie sam, masz - mierz siły na zamiary. Już i tak coraz więcej debili pływa i profanuje naszą "religię". Pozdrawiam.
Basia jest tam gafel czy nie ma, bo na zdjęciu nie widać, można sie tylko domyślać że jest, jeśli nie ma, to Ignac ma bystre oko, a ja dopiero w tej chwili przyglądam się dokładnie i mam dylemat. Rozwiej wątpliwości Swoją drogą łódeczka zadbana, oko cieszy, miło czymś takim wypieszczonym popływać.
E
stare żaglówki po morzu (bieszczadzkim) jeszcze pływają. "Emeryt-urą" zapachniało
Basia jest tam gafel czy nie ma nie ma.
Tam naprawdę jest bermudzkie ożaglowanie tak
I jaki to ma wpłw na szybkość i zwrotność Dawida? Dawid prowadził się świetnie, ładnie ostro szedł. I zwrotny też był. A wszelkie manewry "do bojki", "do człowieka" czy też "podejście do kei" - na jajeczko dało się wykonać http://www.smkzalbatros.w...wy/DSC00039.JPG <dla zainteresowanych, tak wygląda Goliat - DZ z gaflami. To było toporne zwierzę! Ale jak już udało się go rozbujać, to też dawał radę. Dużo cięższy od Dawida. Mniej zwrotny. A do trzymania grota potrzebnych było 2 facetów. (niestety nie znalazłam lepszego zdjęcia)
"Emeryt-urą" zapachniało
W tej dziedzinie trudno mówić o emeryturze. Przypomniał mi się pewien postój w okolicach Wierzby.
Wrzesień, godzina 0900(rano). Do brzegu podpływa omega, drewniana, "zrobiona" na wysoki połysk, (jak fornirowana szafa). Z omegi wysiada pani w wieku, który można określić jako mocno odbiegający od zakonserwowanej pięćdziesiątki hm.. a w kokpicie siedzi autentyczna "babcia", siedemdziesiątka spokojnie.
Porozmawialiśmy z żeglarkami, przypilnowaliśmy łodki, bo panie przypłynęły na prawdziwki, i pomyślałam sobie wtedy że, mam jeszcze parę halsów do odłożenia i parę sezonów mnie jeszcze czeka.
Ewa
W tej dziedzinie trudno mówić o emeryturze Zestarzejemy się w innej dziedzinie, a w tej umrzemy młodo.
Ignac! tobie sie gdzieś spieszy? Bo mnie wcale.
Ewa
nie wiem, czy to dobra miejsce ale lepszego nie znalazłam... o czym mowa? na ostatnim letnim PPP został rozegrany mecz siatkówki pomiędzy wykonawcami a szantymaniakami... od pewnego czasu chodzi mi po głowie zorganizowanie takich maluśkich regat na letnim PPP w tym roku... ktoś byłby zainteresowany?
Hmm ciekawe, ciekawe... Na czyich łódkach? Czy przywozimy swoje?
Na czyich łódkach? powiedzmy, że mamy do dyspozycji 6-7 klubowych omeg :)
Jestem ZA!! Regaty to doskonały pomysł. Pod warunkiem, że znajdą się łódki. Rozumiem, że chodzi o to, żeby na Paprocanach to zrobić. Super! Nie jestem do końca zorientowana, ale tam chyba się da kilka jachtów zorganizować. Tylko czy jest ktoś, kto zna się na zasadach regat dobrze, ktoś kto posędziuje. I najważniejsze, ktoś kto to zabezpieczy. W sensie motorówka żeby była. No i chętni do regacenia. Ja nigdy nie byłam dobra w tym ;) Ale co tam. Chętnie potrzymam szoty, bo na sternika się nie piszę. Jeśli tylko to wypali.
Ja jestem za. Choć nie znoszę regat, bo denerwuję się jak diabli.
owszem, na jeziorze paprocańskim- naszym zbiorniku retencyjnym :D w tym roku zanosi się na gruntowny remont jednej omegi, do końca sierpnia powinno śmigać wszystkich siedem :) z zabezpieczeniem też nie powinno być problemu, znajomi ratownicy i medycy chętni do współpracy :)
Nie odmówię sobie przyjemności przybycia na taką imprezę, bardzo chętnie pokibicuję,
E
A ja dla odmiany nigdy nie żeglowałam po Mazurach... Z jezior to tylko Wdzydze i to raz... Poza tym to kilka rejsów na Zawiszy (w tym Kopenhaga), Chorwacja i milion razy zatoka
Szczerze mówiąc zdziwiło mnie pytanie, czy Szantymaniacy żeglują. Myślałam, że to nierozłączne :)
Hmm, nie wiem, czy czternastoletnia dziewoja może powiedzieć o sobie, że 'żegluje', w każdym razie, czy to skrót myślowy czy też nie - pływam każdego roku z rodziną, tego lata odbyliśmy trzeci rejs na własnej łodzi :) Zawsze tylko Mazury z moim absolutnym i niezaprzeczalnym autorytetem żeglarskim - tatą w roli kapitana. Czytałam tutaj ciekawe opowieści z Waszych rejsów po Mazurach - też mam sporo takich... Chociażby w tym roku: pływaliśmy równolegle z klubowym rejsem. Oriony są stare, toteż bez trudu młodzież pozbawiła jednego z nich rumpla. Mój tata ani myślał tracić podmuch na uruchamianie silnika więc... holowaliśmy ich na żaglach ^^ Albo: jaką przyjęlibyście kolejność przy odchodzeniu z biwaku - a) najpierw odcumowanie, potem wybranie się na kotwicy czy b) najpierw wybranie kotwicy a potem odcumowanie?? Odpowiedź b)... Na własne oczy widziałam ^^ A jeśli twierdzicie, że DZ-y nie da się przewrócić, to jesteście w błędzie Z resztą ten delikwent poradził sobie też (jako jedyny!) z Orionem... :)
Mi Mazury chyba nigdy się nie znudzą... Trzeba wiedzieć, czy żegluje się dla samego żeglowania, czy dla rozrywki. Moje ukochanie miejsce to teren za Śluzą na Guziance - Guzianka właśnie, Nidzkie i Ruciane... Tam jest tak pięknie, cicho, dziko! Bardzo lubię też stare, dobre Wilkasy, w PTTK czuję się prawie jak w domu.
Odpowiedź b)... Na własne oczy widziałam ^^ A jeśli twierdzicie, że DZ-y nie da się przewrócić, to jesteście w błędzie Z resztą ten delikwent poradził sobie też (jako jedyny!) z Orionem... :)
ad b) Może była taka potrzeba....nie wiem, mam mieszane uczucia
W kwestii wywrotności jachtu, kolega kiedyś powiedział - jak ktoś jest zdolny, to i lokomotywę przewróci-
E.T.
W kwestii wywrotności jachtu, kolega kiedyś powiedział - jak ktoś jest zdolny, to i lokomotywę przewróci-
E.T.
O! to jak się żegluje na lokomotywach, to ja spoko też mogę zaliczyć się do żeglarzy. hi hi hi Maszynistę mam jednego zaprzyjaźnionego, z pewnością nie odmówi bycia sternikiem w tym projekcie. ET buzi :)))
O! to jak się żegluje na lokomotywach, to ja spoko też mogę zaliczyć się do żeglarzy. hi hi hi
Ja do tej pory nie żeglowałam na lokomotywie muszę się zastanowić, ale jak masz zaprzyjaźnionego maszynistę można spróbować, tylko kto nam potem tą lokomotywkę wyciągnie z dna W moim dawnym klubie została jako podwodna przeszkoda nawigacyjna(pozostałość po kopalni piasku)
ad b) Może była taka potrzeba....nie wiem, mam mieszane uczucia
Nie, to była zwykła głupota
Nie, to była zwykła głupota
Dla tego mam mieszane uczucia Jeśli będziesz pływać dalej to jeszcze wiele "ciekawostek przyrodniczych" zobaczysz.
Pokażę Wam, jak pewna Pani biła rekord Guinessa, pływając pod żaglami. Kto zgadnie, co to za pani i czego dotyczył rekord? Pozdrawiam Wszystkich!
Strzelam: czy to pani Renata Szpetulska?
Buuuuuuuuuuuuuu.... a gdzie mój załącznik? Na podglądzie był! Kliknęłam "wyślij" i coś mnie zajęło, nie sprawdziłam, a teraz go nie widać! Bo to było zdjęcie i dopiero wtedy tekst miał sens...
Ja widzę... nic nie zniknęło. Natomiast... czy mój strzał jest prawidłowy?
Strzał był niecelny, niestety...
No cóż, trudno więcej pomysłów nie mam.
To podpowiem: inicjały tej pani to J.O. , a rok urodzenia 1919... ale jeziora nie podpowiem!
rok urodzenia 1919 Jestem pod wrażeniem! Moja babcia jest "tylko" z 1922... J.O., J.O.... na O to może być tylko jedno nazwisko Ozaist oczywiście czyżby Mama Jurka O.?... natomiast co do jeziora, to nie mam fioletowego w różowe słonie pojęcia... a niech tam: Mamry?
Jezioro ŚWIĘCAJTY O.czywiście :) Czyli ulubione jezioro Jurka O.!
Joanno i Michale, na spółkę odpowiedzieliście prawidłowo: Jurek woził swoją Mamę, Józefę O., po Święcajtach. No i dopowiem, że rekord dotyczył wieku żeglujących pod żaglami... Myślałam, że podobieństwo na zdjęciu jest na tyle wyraźne, że od razu na to wpadniecie. Jak już tu jestem, to dam Wam jeszcze jedną zagadkę: Ostatnio uczestniczyliśmy razem z Jackiem A. w kolejnych regatach w byłej już "Aniacie" na Mamrach. Nowi (niemieccy) właściciele zmienili im nazwę na "Mamert Cup", niby na cześć legendarnego ducha Mamr (Jurek Tyszko, weteran węgorzewskiego żeglarstwa, twierdzi, że jego imię brzmiało: Mamrat). Ja miałam inne skojarzenie. Spytałam kikunastu uczestników regat, czy ta nazwa z kimkolwiek innym im się kojarzy i nikt nie umiał mi odpowiedzieć. A Wy, Żeglarze i Szantymaniacy, co byście na to odpowiedzieli?
ze Stankiewiczem?
ze Stankiewiczem?
Dokładnie
A dokładniejsza odpowiedź: jacht mija prawą burtą Kalski Róg. Święcajty są bez wątpienia jedym z moich ulubionych akwenów. Pamiętam pierwszą wizytę 16 lat temu - szaleństwa w "Małpim gaju" i niesamowity widok z cmentarza na wzgórzu (jeszcze drzewa nie zasłaniały).
No bravo, bravissimo! Lorka była szybsza od błyskawicy. Czy to tylko dzięki jednemu z tutejszych wątków?
Mój drużdeys7ujhnnnnnnnnnnnnnn (postanowiłam tego nie kasować, bo to napisał mój kot przebiegając mi właśnie przez klawiaturę). A więc mój drużynowy w 42 ŁWDH, Maciej Jeziorowski, był studentem, a później nauczycielem historii i mieliśmy w drużynie takie skrzywienie: historia ZHP, historia żeglarstwa (zwłaszcza polskiego), dzieje drużyny i szczepu były w małym paluszku. "Znaczy Kapitan" to była lektura obowiązkowa. Dzisiaj żeglarze niby pełną gębą, startują w regatach, pływają na maszynach klasy "Bingo 930", a nie kojarzą imienia Mamert z nikim znanym.
To może teraz za zadam maluteńką zagadkę Kto to jest na zdjęciu (w koszulce w kratkę) i gdzie to jest ( mijaliśmy Święcajty ) To też był swoisty wyczyn...
Nie podejmuję się odpowiedzi, kto to, ale gdzie - Sapina?
Ta osoba w kratkę to chyba Simon, ale zdjęcie musiało być robione chyba 30 kilo temu...
Nie podejmuję się odpowiedzi, kto to, ale gdzie - Sapina?
Dokładnie
Ta osoba w kratkę to chyba Simon, ale zdjęcie musiało być robione chyba 30 kilo temu...
No tak to ja... aż 30 kilo... jak ta waga szybko leci
A czy ten wyczyn polegał na wpłynięciu "dezetą" na Sapinę i to pod prąd? Czy było Was do tego tylko pięciu do steru i wioseł? I czy cały czas płynęliście używając tylko pychówy i jednego wiosła jako pagaja (bo normalna praca wioseł wymaga większej odległości od brzegów)? Miejsce przypomina mi odcinek przed mostem w Ogonkach, między Święcajtami a Stręglem...
A czy ten wyczyn polegał na wpłynięciu "dezetą" na Sapinę i to pod prąd? Czy było Was do tego tylko pięciu do steru i wioseł? I czy cały czas płynęliście używając tylko pychówy i jednego wiosła jako pagaja (bo normalna praca wioseł wymaga większej odległości od brzegów)? Miejsce przypomina mi odcinek przed mostem w Ogonkach, między Święcajtami a Stręglem...
Dokładnie Ktoś zawalił (długa historia...) więc sami musieliśmy dostarczyć DeZetę z Węgorzewa na Jezioro Gołdapiwo. Zajęło nam to 11 godzin Najtrudniejszy był fragment ze zdjęcia poniżej... Nigdy nie zapomnę wzroku mijających nas czasem kajakarzy. Oczywiście, postanowiłem się trochę powygłupiać i na cały głos wyrażałem wtedy moją opinię... że od początku myślałem, że to co nam wypożyczono to nie kajak
Hm, podobno Sapiną da się pływać jachtami nie za dużymi. To jakim cudem one przejdą pod tym mostkiem????
A tu mała ciekawostka: ślad GPS z tegorocznych regat DZ w Giżycku - takeśmy płynęli:
A tu nasze poczynania w przesmyku prowadzącym do pierwszego punktu kontrolnego - w Ogonkach:
-- EDIT: Coś mi się pochrzaniło przy wklejaniu linków i nie można było powiększyć obrazków po kliknięciu. Może teraz będzie OK.
Uwielbiam wejście na Święcajty (tzw. Kalska Bramka), pod warunkiem, że... z wiatrem!
Żeglują, żeglują. ja na przykład od mniej więcej 12 lat żegluje po Wiśle, Małych Mazurach. A w tamtym roku byłam po raz pierwszy na dużych Mazurach:-) Ale Wisłaj est jedna i niepowtarzalna. Polecam i to bardzo.
Żeglują, żeglują. ja na przykład od mniej więcej 12 lat żegluje po Wiśle, Małych Mazurach. Napisz coś więcej o żeglowaniu po Wiśle. Na rzece musi być trochę inaczej niż po jeziorze Może jakieś zdjęcie?
Więcej, uf nie ma tyle miejsca na tym forum:-) Inaczej na pewno, po pierwsze dlatego że w ciągu tych lat na Wiśle spotkaliśmy może dwie osoby, które po niej żeglują. A na Mazurach to ręka boli od pozdrawiania;-) Na pewno nie da rady tak zwany niedzielny żeglarz. Tam rzeka, pogoda i życie na Wiśle weryfikuje twoje zdolności żeglarskie. Niezaleznie od stażu rzeka zawsze pokazuje czy umiesz z nią żyć czy nie. A po za tym trzeba umieć czytać wodę, niebo i być przygotowanym na wszystko. Dosłownie. Jest to sprawdzian dla siebie jako człowieka, żeglarza, harcerza i co tam jeszcze się chce. Ale polecam. Łódki to nasze stare, niektóre parodzięcioletnie omegi z drewna. Bardzo je kochamy. Podaje swojego maila: Mina1980@interia.pl Jak ktoś chce się wiecej dowiedzieć. zapraszam na naszą stronę: www.58lwdh.org
Na pewno nie da rady tak zwany niedzielny żeglarz. Tam rzeka, pogoda i życie na Wiśle weryfikuje twoje zdolności żeglarskie. Niezaleznie od stażu rzeka zawsze pokazuje czy umiesz z nią żyć czy nie. A po za tym trzeba umieć czytać wodę, niebo i być przygotowanym na wszystko. Dosłownie. Jest to sprawdzian dla siebie jako człowieka, żeglarza, harcerza i co tam jeszcze się chce. No właśnie ja to znam tylko z książek. Pochwal się jeszcze trochę tym pływaniem po rzece, proszę Domyślam się, że musi być ciekawie.
Znanym internetowym propagatorem żeglowania po Wiśle jest niejaki Tomjani, czyli Tomasz Janiszewski (nie mylić z naszym Tom-Ashem) - czasem można go spotkać, jak swoim Orionem "Leśnym Dziadkiem" pruje fale królowej polskich rzek na terytorium Warszawy.
A tu trochę wiślanych wspomnień:
Nie zawsze z wiatrem - Spacer 09.10.2007 Paweł Pawlicki
Poszedłem z synem na spacer wzdłuż brzegów Wisły (mieszkam na Powiślu i mam rzut beretem). Specjalnie napisałem poszedłem, a nie poszliśmy, bo jak zwykle robiłem "za wierzchowego barana". I owszem, mój syn ma nogi, tak jak wielu z nas, ale jak mamy gdzieś iść, zawsze o tym zapomina. Godzę się na to, żeby mi właził na głowę, bo ma potem tak dobry humor (śpiewa piosenki, wymyśla wierszyki), że i mnie się udziela.Wisła przybyła o 1,8 metra wedle informacji ze strony IMiGW (tekst napisany 17 września – przyp. red.) i chciałem to zobaczyć, bo poprzedniego dnia jeszcze było z 85 cm wody i środkiem rzeki, po wystających łachach spacerowały sobie już nawet nie mewy a "zwykłe warony" jak po kresowemu lubi powiedzieć mój syn. Może mam coś z przysadką mózgową i cały czas rosnę, bo co roku Wisła wydaje mi się coraz mniejsza i mniejsza.
No ale tym razem mniejsza nie była. Była większa. Woda koloru lurzastej kawy z mlekiem. Prąd silny. Metalowy ponton używany zdaje się przez jakiś tramwaj wodny do wysadzania pasażerów, który stoi koło wejścia do Portu Czerniakowskiego, stał teraz bezużyteczny nieomal na środku nurtu, którym płynęły butelki, pnie drzew, różne śmiecie... Uznałem że to dosyć paskudny widok i poszliśmy wałem wzdłuż brzegu, na tyłach Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego w kierunku mostu Łazienkowskiego. Pomiędzy przęsłami mostu dostrzegłem obok Grubej Kaśki białe żagle "na motyla". „Tomek Janiszewski jak nic” - powiedziałem i pokazałem jachcik synowi. Długo nie mógł go zobaczyć, bo zawsze rozśmiesza go określenie "Gruba Kaśka", ale kiedy w końcu mu się, to udało wyraził chęć przyjrzenia mu się z bliska.
Poszliśmy więc dziarskim krokiem, ale bez większych nadziej, bo mieliśmy z kilometr do przejścia, a jachcik wydawał się płynąć szybko pod pełnymi żaglami. Po kilku minutach przyspieszonego marszu okazało się, że tylko się wydawał płynąć szybko. W rzeczywistości halsował pod prąd usiłując zdobyć jakąś wysokość. Byłem ciekaw czy to „Tomjani”, czy też stolica zyskała jakiegoś innego zapaleńca.
Reklama
Niestety nie udało się dojść lewym brzegiem na wysokość "Grubej Kaśki". Teren ośrodka Harcerskiego jest ogrodzony i choć w normalnej sytuacji można to ogrodzenie obejść idąc samym brzegiem, teraz ścieżka ta była całkowicie zalana. Postanowiłem obejść ogrodzenie drugą stroną i poszedłem w głąb Cypla Czerniakowskiego obok kortów tenisowych "Deski". Byliśmy tu z synem kilka dni wcześniej, zupełnie zresztą przypadkiem, na imprezie dla dzieci zorganizowanej dla swoich pracowników przez zdaje się IBM. Świetna była.
Więc idziemy sobie i wspominamy... jak to było kilka dni wcześniej - Tutaj stał nadmuchiwany zamek piratów a tutaj nadmuchiwany rekin...Połaziliśmy po cyplu i wracamy wzdłuż jeziorka do domu. W dole wysoka woda na bagnistym jeziorku. zachodzące słońce odbija się w wodzie. Cisza i spokój - a jesteśmy w centrum Warszawy. Na wodzie stary holownik (chyba ), a po drugiej stronie barka „Herbatnik”. Poszedłem kilka dni temu tam i ze zdumieniem odkryłem ciekawą wystawę fotografii na ogrodzeniu Straży Miejskiej (na tyłach, tak raczej w krzakach niż na widoku). Wystawę dotyczącą dawnego wodnego życia rzeki zorganizowała fundacja „Ja Wisła”. Drewniane barki i łodzie, pychówki, punty. Świetna. Jak ktoś z Warszawy i ma rower - polecam. No ale teraz jesteśmy po drugiej stronie zapełnionego wodą Jeziorka Czerniakowskiego i wracamy. Kiedy doszliśmy do zamkniętego obecnie drewnianego mostu nad jeziorkiem, zobaczyłem czubek masztu i kawałek żagla, wystający ponad wał przeciwpowodziowy. Pomyślałem, że wraca ów dzielny żeglarz z wyprawy pod Grubą Kaśkę, więc odbiłem znów w kierunku rzeki żeby zobaczyć kto zacz. „Tomjani” we własnej osobie. Właśnie dopływał do mostu Łazienkowskiego. Wiatr jakoś przycichł i jego Orion wydawał się być całkowicie bezradny na silnym nurcie.
To był dziwny widok. Normalnie, kiedy widzę łódkę z obwisłymi żaglami, jestem przyzwyczajony do tego, że ona stoi. Ta płynęła szybko – nie mogłem jej dogonić idąc szybkim krokiem, więc po chwili łódź mnie wyprzedziła. Płynęła bokiem. I wiry zdrowo nią kręciły. Ale Tomek kombinował niegłupio, po chwili, kiedy wiatr się pojawił, sprawnie zawinął kółeczko do wejścia do portu.
Zszedłem na dół, przywitaliśmy się. I pogadaliśmy chwilkę. Pogadalibyśmy dłużej, ale mój syn lubi grać pierwsze skrzypce w towarzystwie. Kiedy przekonał się, że w temacie żeglowania po Wiśle ma niewiele do powiedzenia, (udało mu się powiedzieć: "widziałem w telewizji jak się wiąże węzeł ratunkowy", ale ja znałem już tę kwestie, a Tomek prawdopodobnie niedosłyszał) to tak się zezłościł, że marudził i jojczył tak długo, aż musiałem wrócić do domu.
W drodze do domu, w myślach, zazdrościłem Tomjaniemu tego, że może po pracy wsiąść sobie w LEŚNEGO DZIADKA i postać z godzinkę w walce z prądem koło Grubej Kaśki. Bo szczerze mówiąc nie miałem jeszcze w tym roku wakacji i nie licząc niedokończonego rejsu majowego i jednego weekendu na łódce brata, to nigdzie sensownie nie byłem. A czas ucieka. Żeby jakoś ukoić wewnętrzny sprzeciw przeciwko takiemu traktowaniu samego siebie poczytałem do poduszki o pływaniu po rzece - „Na Missisipi” Marka Twaina.
eh sama chciałam:-) No dobrze, na swój pierwszy raz po Wiśle (chociaż Wisła akurat była najkrótszym fragmentem) popłynełam w 1998 roku. Zaczeliśmy w Kopernicy na jeziorze Charzykowskim, potem Brdą do Wisły, trochę Wisłą pod prąd, potem do naszego ośrodka w Wińcu na Jeziorze Ilińskim. Brda nie jest rzeką dla omeg, ale i tak było fajnie chociaż to był najbardziej hardcorowy rejs jaki pamiętam. Głównie pagajowaliśmy w rytm popularnych wtedy piosenek: Mocniej, mocniej, mocniej i wszyscy razem w jednym tempie. Przekopywaliśmy się przez koryto, które często było węższe od naszych omeg. Wprawialiśmy w szok kajakarzy, wedkarzy i kogo jeszcze tam chcecie:-) Ostrzegali nas przed Kamieniem Jagiełły, że nie przepłyniemy obok niego ( to już, a nie zauważyłam nawet:-). Przed Piekiełkiem ( to samo co wyżej). Jeden jaz był zepsuty to nosiliśmy wtedy łódki. Ogólnie luzik:-) No sama nie wiem co mam jeszcze napisać. Może jakieś pytania??
P.S. jak się dodaje zdjęcia, nie zapisuje mi pliku:-(
Proszę bardzo. Zdjęcie z rejsu po Wiśle w 2000 roku.
--
Calineczko, zapomniałaś umieścić link do obrazka między tagami [img]...[/img] (kropki to adres ). Poprawiłam.
Ha, już coś więcej wiem. Nigdy nie pływałam jachtem po rzece. Nie, przepraszam raz pływałam, po Odrze, ale to nie była rekreacja Jakie plany rzeczno-rejsowe na ten rok? Oglądając zdjęcie, mniemam że to jakaś organizacja Gdzie będziecie pływać w tym sezonie?
Jestem w Szczepie 58 Łódzkich Wodnych Drużyn Harcerskich. A plany, pewnie znowu na Wisłę a potem obóz w Wińcu na Ilińskim. Aha, zapomniałam dodać, ale moja drużyna także dwa razy płynęła po Dunaju.
Witaj Marto na tym forum! Jakiż szantymaniakoświat jest mały!
A ja po Wiśle żeglowałam kiedyś z Twoim Ojcem... nawet w marcowych "Żaglach" przemyciłam zdjęcie z tego rejsu, gdzie mój załogant, niejaki Waldi - stoi na pokładzie świeżo ochrzczonej omegi "Bubu". To miała być ilustracja dotycząca historii wychowania wodnego w ZHP. Jak widać ta historia ciągle się toczy dzięki Wam.
A żeglowanie po Wiśle to świetny przedsionek do żeglowania po wodach pływowych, bo zawsze trzeba brać pod uwagę kierunek prądu rzeki. Inaczej nigdy nie dopłyniesz do upatrzonego punktu.
Serdeczności!
Bubu nie był i nie jest nasz, tylko należy do 8ŁWDH. A zależy czy żeglowałaś z Maciejem Jeziorowskim, czy z Michałem Jeziorowskim:-) Bo u mnie to prawie wszyscy mieli kiedyś przygodę z żaglami. A możesz podesłać mi ten artykuł z żagli??
Następny Rejs w 1999 roku, odbyłam po małych Mazurach, czyli okolice Ostródy. Całkiem fajnie, i lajtowo. A potem w 2000 roku znowu rejs po Wiśle, a miejscem docelowym było Gopło, chyba najbardziej klimatyczne jezioro w Polsce. Wtedy także dwa razy udało nam się złapać dziurę. Odkryliśmy Wyspę Piratów przed Płockiem. Burze nas ścigały:-) Na Włocławskim standardowo cisza, prędkość pierwsza papierkowa, w porywach druga, nawet dziewica na dziobie nie pomagała, pomagało coś innego ale chyba tego nie napiszę:-)
nawet dziewica na dziobie nie pomagała
Dziewica powinna pogłaskać , potrzeć , poskrobać piętę masztu
Jak po takich zabiegach wiatr nie powieje to może oznaczać tylko jedno : nie jest dziewicą
Eh u nas działało jak chłopak wystawił pewną część ciała za burtę, sami się domyślcie o którą część ciała chodzi. W każdym bądź razie stwierdziliśmy że Neptun woli chłopaków:-)
Oj czekam już na jakiś pierwszy hals w tym roku
A ja od 4 maja na szlaku Wielkich Jezior przez tydzień
jeszcze dwa długie miesiące
ja od 4 maja na szlaku Wielkich Jezior przez tydzień
Jeszcze troszkę trzeba poczekać
a ja w życiu nie pływałam, jeśli nie liczyć zupełnie samobójczego rejsu po jeziorze choczewskim bandy "zupełnie nic nie wiedzących o żeglarstwie nastolatków", ale od jakiegoś czasu tak mnie do żagli i pokładu ciągnie, że gdyby ktoś powiedział: "potrzebuje do załogi jakąś nowa twarz..."
eh. jak desperacja osiagnie apogeum, to rzuce wszystko i popłynę.
jak desperacja osiagnie apogeum, to rzuce wszystko i popłynę. Nie desperuj, po prostu wybierz się na żagle
taki mam chytry i tajemny plan tylko chytry i tajemny plan męża nie obejmuje, dlatego jest tak pogmatwany.
edit: ani dzieci, ani psa, ofc.
Jak go zrealizujesz to może udostępnisz?(plan, oczywiście) Nigdy nie wiadomo co się może przydać
bede się meldować, ofc
na razie tata jednego z dzieci ode mnie z pracy się zaofiarował, ze - skoro oni tak co jakiś czas, w ramach integracji w swojej robocie, na weekendy wypływają - to mnie zabiorą. za friko - mogę nawet osobę towarzysząca zabrać.
musi się tylko cieplej zrobić jeszcze parę dni... i na mazury.
Ciekawa jestem czy Ci się będzie podobało.
to mnie zabiorą. za friko
Uważaj bo skoro za friko to może zechcą Cię użyć jako balast
Uważaj bo skoro za friko to może zechcą Cię użyć jako balast
To jest mozliwe Na początku zawsze "się robi za balast"
januszek, ja i tak do niczego innego pewnie na początku się nadawac nie bede. zresztą, co mi tam, mogę i za balast robić, byle mnie zabrali
Chciałabym, ale się boję a wcześniej mało o tym myślałam... Zresztą samej trudnawo. Moje młode jest na etapie "a nie, bo nie", a drugie kochane pół wodę woli oglądać lub pić
Martin zarzucił ostatnio w Starym Porcie temat kursu, mocno się zastanawiam od czegoś trzeba zacząć, tym bardziej, że w Boże Ciało będę pierwszy raz w życiu na Mazurach (nie zabijać!)
Martin zarzucił ostatnio w Starym Porcie temat kursu, mocno się zastanawiam Jak powiedział tak zrobił Rozmawiałem z przesympatyczną Panią, która powiedziała gdzie przesłać zgłoszenie - i przesłał Za żeglowanie
Bardzo ciekawa jestem, czy będzie Wam się podobało
W maju i czerwcu Mazury są najpiękniejsze Oszałamiająca przyroda , czysta woda , cisza i spokój
Warunki do żeglugi wprost wymarzone
Od lipca zaczyna się najazd na tą cudowną krainę należy przeczekać oblężenie które potrwa do 15 sierpnia
Koniec sierpnia , początek września przywita nas "kwitnącą wodą" kupą brudów w miejscach gdzie cumują i biwakują żeglarze ale jest spokojnie i luz na wodzie oraz w marinach
Żeglowanie po Wielkich Jeziorach Mazurskich ma swój niepowtarzalny urok zawsze chce się tam wracać
Dzięki Janusz za opis Jeżeli o mnie chodzi to Mazury znam dosyć dobrze, ale nie od strony wody. Jeżdżę w te strony regularnie od 13 lat i pływam sobie na łódeczce z elektrycznym silniczkiem po jeziorze bezprzepływowym (440 ha), gdzie jest cisza i spokój. Ani jednej żaglowki - najwyższy czas, żeby przynajmniej jedna tam pływała
W maju i czerwcu Mazury są najpiękniejsze Jestem tego samego zdania A w kwestii kursów, to 3 dni temu wysłałam zgłoszenie na kurs sternika jachtowego i już się nie mogę tych rejsów doczekać! Pierwszy raz będę pływać po Bałtyku
wysłałam zgłoszenie na kurs sternika jachtowego i
od czegoś trzeba zacząć, tym bardziej, że w Boże Ciało będę pierwszy raz w życiu na Mazurach (nie zabijać!) No to może nam się zdarzy spotkać (po raz drugi - pierwszy był w SP Chorzów) - my zapewne będziemy wypływać z Węgorzewa i pływać na północ od Giżycka.
Też w pierwszej wersji chciałem zrobić sternika na Bałtyku. A jaka jest Twoja wersja ostateczna?
No to może nam się zdarzy spotkać (po raz drugi - pierwszy był w SP Chorzów) - my zapewne będziemy wypływać z Węgorzewa i pływać na północ od Giżycka.
Dziękuję za pamięć :)
Tym pierwszym razem to jeszcze "po lądzie" namówiona serdecznie na rozpoczęcie sezonu gdzieś nad Tajty (nie mam zielonego pojęcia, gdzie, z kim, jak i dlaczego ale i tak będzie cudownie :) ) Żywioł to moje ósme imię ;) nie tak dawno jadąc do Wenecji i Milano odwiedziłam Etnę
Zresztą kto tam wie, co dni przyniosą
Ale tego kursu nie odpuszczę, tylko na jakiś czas (niestety) odkładam...
A jaka jest Twoja wersja ostateczna? Żeglarz jachtowy ( kurs na Pogorii koło Dąbrowy Górniczej) Zdaję sobie sprawę, że od tamtego roku nie trzeba mieć uprawnień do pływania na wodach śródlądowych na jednostkach do 7,5 metra (85% jednostek pływających po naszych wodach). Ale, żeby pływać trzeba najpierw się tego nauczyć - na łódce wiosłowej już umiem
I słusznie, lepiej wolniej, a skutecznie Życze przyjemnego kursu i łatwego egzaminu!
Życze przyjemnego kursu i łatwego egzaminu! Dziękuję Ci bardzo i wzajemnie. Za skutecznie zdane egzaminy
Mili kursanci, gdybyście mieli jakieś problemy z tym czego będą Was uczyć na kursie, w miarę swoich możliwości, służę pomocą I bez stresu, nie ja będę oceniać Wasze umiejętności
Od 4 maja rozpoczynam sezon żeglarski na Mazurach Giżycko , Sztynort , Węgorzewo , Wilkasy , Kozin , Giżycko Jak ktoś będzie w tym czasie zapraszam na jednego
Mój numer telefonu na stronie www
bede w tym czasie w okolicach rucianego ;) jak cos to tez zapraszam na jednego
między 8 a 10 maja pływamy z Ewą w okolicach Węgorzewa. Jakby co to mój kom 663339443 lub 721453927 piwka nigdy nie odmówię;)
No tak a ja 8-go wracam , niech to szlag
"Zarzućcie jakieś foty" po tych mazurskich pływaniach, proszę.
A nasz basista, Witek, właśnie wypłynął na Pogorii gdzieś na śródziemne... eh... niektórzy to mają dobrze. Ale niech się tam chłopak wybuja dobrze, może przywiezie z podróży trochę ciepłego wiatru
A nasz basista, Witek, właśnie wypłynął na Pogorii gdzieś na śródziemne... eh...
Eh....
się u mnie zapowiadał Zawias w kwietniu ale ... eh nic to, co się odwlecze to nie uciecze BTW. w maju zamierzamy również PRZYNAJMNIEJ razy kilka wypłynąć na zalew koronowski ;) ahhh jak się nie ma co się lubi ...;)
Przypomnieliście mi że, muszę zadzwonić do armatora.
a ja mam nadzieje ze będą o mnie pamiętać również razu następnego.... i w końcu zaciągnę się na Zawiasa PÓKI CO JAK się nie ma co się lubi ...;)
pozdrawiam serdecznie Modela z niedzieli (Pogoria III)
Ktoś się może rozpoznaje?
eh na Zawiasie pewnie teraz Ich błogo kołysze.... i pomyśleć że miałam tam być ...
eh na Zawiasie pewnie teraz Ich błogo kołysze.... i pomyśleć że miałam tam być ...
Będzie następny raz.. Nie poddawaj się
zdarza się zdarza ot choćby dziś kapitanie Renatko
A ja się pochwalę, że w czwartek zaczynam niestety krótki (bo 5 dniowy) rejs na Zawiszy Bardzo mnie to cieszy xD Już się nie mogę doczekać
zdarza się zdarza ot choćby dziś kapitanie Renatko pewnie,ze się zdarza...w Parku Skaryszewskim.na poczatku był tylko problem z pedałami i łajba nam przeciekała
pewnie,ze się zdarza...w Parku Skaryszewskim.na poczatku był tylko problem z pedałami i łajba nam przeciekała
łajba była piękna a jakie zawrotne prędkości osiągałyśmy i listy w butelce były
łajba była piękna a jakie zawrotne prędkości osiągałyśmy To moze nastepnym razem kajak?tylko bedzie gorzej z parkowaniem
To moze nastepnym razem kajak?tylko bedzie gorzej z parkowaniem
tym razem TY parkujesz
tylko jak my tam wleziemy?
tym razem TY parkujesz no przeciez w koncu ja parkowalam oddałas STER w moje ręce [quote="pysiec"]
no przeciez w koncu ja parkowalam oddałas STER w moje ręce
no Tobie zostało tylko podpłynąć do pomostu ;p
czyli najtrudniejsze....na szczęście byłam opanowana i bezpiecznie dopłynęłyśmy do celu
hahaha fale Ci pomogły, bo byś rady nie dała ;p
Tylko pozazdrościć, mi się po raz kolejny zapowiadają wakacje bez żagli, chip, chlip
Mazury mają szansę zostać wpisane się na listę światowych niezwykłości natury - patrz http://www.mazurycudnatury.pl/
Namawiam do głosowania na Jeziora Mazurskie (oprócz tego z Polski jest jeszcze Puszcza Białowieska).
Niedawno tam byłem a w tym roku też się wybieram - polecam Morze Egejskie
Oczywiście na żaglach
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Tylko pozazdrościć, mi się po raz kolejny zapowiadają wakacje bez żagli, chip, chlip SoR, masz czas w dniach 29-31 maja? No to masz również niepowtarzalną okazję dołączyć jako sternik do załogi Wiadomości Turystycznych na regatach branży turystycznej w Olsztynie A spróbuj odmówić!
Pływałem na różnych statkach, motorówkach, ale pod prawdziwymi żaglami nie miałem jeszcze okazji Mam nadzieję zmienić to w wakacie :)
SoR, masz czas w dniach 29-31 maja? No to masz również niepowtarzalną okazję dołączyć jako sternik do załogi Wiadomości Turystycznych na regatach branży turystycznej w Olsztynie A spróbuj odmówić! Dzięki za zaproszenie, jak z czasem jeszcze nie wiem. Hm, tylko jako sternik to nie wiem czy zajmiemy na pewno pierwsze miejsce w dobrej kolejności
Trzeba się niestety szybko decydować. Może na zachętę powiem, że transport z Wawy do Olsztyna i na odwyrtkę masz za free, nocleg takoż, do tego oprócz emocji żeglarskich czekają rozliczne atrakcje, z których największą niewątpliwie jest sobotni koncert Smokie na plaży miejskiej nad jez. Krzywym w Olsztynie. A co do miejsca, to się nie przejmuj, i tak I miejsce od lat zgarnia ta sama załoga Chodzi o dobrą zabawę, a nie o zaszczyty i trofea. A tej nie brakuje
Jeśli Sor jednak nie będzie miał czasu, to w odwodzie masz Joanno pewną dobrze mi i Tobie znaną mieszkankę Olsztyna. Z nią za sterem możesz nawet powalczyć o dobre miejsce, bo jakby nie było stała już na pudle mistrzostw Polski w żeglarstwie.
Pewnie z uwagi na macierzyństwo nie weźmie udziału w innych atrakcjach, ale łódkę to chyba poprowadzi chętnie. Nie pisz mi tylko że to nepotyzm, bo wiem o tym dobrze.
Uuu, Rysiu, jak nic Ci się za to, coś powyżej napisał, solidne przynależy! Ale za karę z dużą ilością piany mianowicie za "Joannę". Dla reszty świata poza moją przyjaciółką Mają wolę być Asią Pozdrawiam Cię serdecznie!
Na razie z brzegu
ale i tak jest pięknie.
Wróciłam z rejsu:D Było super (mimo, że Bałtyk wyglądał jak powierzchnia lustra! Ja to mam szczęście! Drugi raz na morzu i drugi raz nie wiało przez połowę rejsu!) Szkoda, że musiałam wracać:( A tu małe udokumentowanie
Na razie z brzegu ale i tak jest pięknie.
No właśnie
Dobranoc, Pogorio!
A tu małe udokumentowanie
Pięknie udokumentowane. Chętnie sama bym sprawdziła jak to jest na takim dużym żaglowcu.
Zasadniczo podobnie jak na takim małym, tylko trochę więcej ma żagli i więcej przestrzeni A tak poważnie, to najbardziej mi się podobała praca na takim żaglowcu. Płynęli z nami ludzie, którzy byli pierwszy raz na morzu (a niektórzy w ogóle na wodzie!) i wiele radości sprawiał im wspólny wysiłek (i choroba morska xD ) Lubię pracę zespołową Poza tym mieliśmy fajną panią bosman. Ta to umiała zagonić ludzi do pracy! Nie umiała chwili usiedzieć spokojnie, zawsze znalazła coś do roboty! Już zaczynam się zastanawiać, kiedy znowu uda mi się popłynąć
Czy szantymaniakom zdarza się żeglować?...
Tak, tak, tak - zdarza! Szczególnie im się podoba jak po zapisaniu się na kurs żeglarza jachtowego wywalają w drugiej godzinie pływania Omegę z całą załogą i instruktorem Za żeglowanie
jak sie nie psewrócis, to sie nie nałucys ;) Za żeglowanie! (co by się często przydarzało!)
jak sie nie psewrócis, to sie nie nałucys ;)
Sezon 2009 na Mazurach rozpoczęty
http://picasaweb.google.p.../MazuryMaj2009#
Ja niestety muszę poczekać jeszcze trochę ale takiej "wypaśnej" łódki mieć nie będę Oj narobiły mi smaku te zdjęcia.
Od czwartku 11.06 będziemy szlajać się 4 dni po lądzie (Wilkasy) blisko wody, gdyby ktoś miał chęć zejść na ląd na jakieś piwko, poznanie się, dajcie znać 600441758
A my będziemy pływać z Węgorzewa "w dół". Może i do Wilkas dotrzemy
Fajnie To czekamy na fonkol
Od czwartku 11.06 będziemy szlajać się 4 dni po lądzie (Wilkasy) blisko wody, gdyby k
To się miniemy, ja dopiero od 20.06
Od środy do niedzieli z forumową Dezetą i jeszcze paroma ludkami będziemy płynąć rejs Ryn -> gdzieś na południe -> Ryn. Może ktoś się będzie tez trochę po Mazurach "rozbijał" wtedy?
Ja i Ewa będziemy od 19 do 21 pływać po Mamrach.Wyruszamy z Węgorzewa;)
Connor, jednak niestety między naszym pływaniem jest około tygodnia różnicy. Szkoda, bo fajnie by było spotkac się na szlaku.
PS. Pomyślnych (i Strefowo Mocnych ) wiatrów życzę
To się miniemy, ja dopiero od 20.06
Ale my się nie miniemy 21-26.06 zaczynam w Wilkasach.
Ale my się nie miniemy 21-26.06 zaczynam w Wilkasach.
No to może trzeba się jakoś zlokalizować?
Tak zróbmy.
Zdarzyło mi się w sobotę nie tylko "po lądzie"
"Wszystko gotowe, już fały ręce trą...." wybywam na Daleką Północ wracam po czwartym lipca Wszystkich wielbicieli kawałka Większej i Mniejszej Wody zapraszam do podzielenia się wspomnieniami z dużych i małych wypadów na wyżej wymienione Fotki mile widziane o słowie pisanym nie wspomnę Do zobaczenia na szlaku.
Relacja będzie, jak będą fotki, tak, by to było razem, a zdjęcia muszę najpierw wyciągnąc od moich załogantów Z reszta skrót tego jak było jest tu:
http://forum.szantymaniak...t=143&start=465
O proszę:
A ja... pluję sobie w brodę, bo od dawna nie sprawiłem sobie przyjemności wynikającej z co najmniej kilkutygodniowego bujania się po wodzie. Z łezką w oku myślę o czasach, kiedy nic mnie nie wiązało, kiedy nie przytłaczały mnie zawodowe obowiązki, gonitwa za pieniędzmi, żeby zamknąć miesiąc bez długów, kiedy mogłem sobie pozwolić na to, żeby wyrwać się na sześć miesięcy do Ameryki i z powrotem, kiedy można było przez dziesięć miesięcy bujać się od Acapulco do Genui, albo chociaż przez miesiąc po Bałtyku, czy morzu północnym. Nawet nie wiecie, jak ja bardzo potrzebuje tej redukcji informacji docierającej do mojego mózgu przez zmysły, tego naturalnego steppera, tego regularnego rytmu wacht i posiłków... Ojojoj... rozmarzyłem się. Kolejny odcinek - po habilitacji... Buziaki, Paweł
Trzymajcie kciuki kochani!
Płynąc z Krzysiem otrzymaliśmy zaproszenie na dwutygodniowe pływanie w drugiej połowie sierpnia. Powiedziałam: "dwa cuda - urlop Listka i kasa"
Spełnił się właśnie pierwszy...
Jestem na Szlaku Wielkich Jezior przez ostatnie dwa tygodnie sierpnia
Kasiu powodzenia z kasą i do zobaczenia na Mazurach
Nie jestem w stanie teraz stwierdzić czy to wypali, ale może się w drugiej połowie sierpnia spotkamy na Mazurach;)
Nie jestem w stanie teraz stwierdzić czy to wypali, ale może się w drugiej połowie sierpnia spotkamy na Mazurach;)
Proszę o mnie pamiętać w razie czego
Kurde, ukradnę, ale będę o ile cud nr 1 się Naprawdę spełni...
Kurde, ukradnę, ale będę Uwaga na torebki, kieszenie itp. Kasia wybiera się na urlop
Urlop... phi... ja co najwyżej mogę na galerę pojechać... i niedługo to uczynię...
no coś Ty, jak kraść to miliony, kto dziś nosi milion w torebce? Jak już Kasiu będziesz miała jakiś namiar to daj cynk
Sprawiedliwości bóg dba o mnie aż za bardzo. Dziś się okazało, że cud (urlop) jest, tylko nie w tym terminie
FAK!!!
ja na Mazury chce wyskoczyć początkiem wrzesnia jak licealisci znikna ze szlaków.. (jesli jakiegoś uraziłem to z góry przepraszam). najlepszy klimat wtedy tam jest. A ze moja urlopu nie dostanie to zanosi sie na męski wypad
A w weekedny to zbiornik Łąka kolo pszczyny (jesli ktos jest z okolicy to musimy sie koniecznie dogadac! ) albo zbiornik zywiecki... Ale w głowie ciagle szum wody na Bałtyku nieopodal Rygi i na Daugavie..
Zasadniczo Łąka i Żywieckie to moje rejony I tu i tu bywa, że się pojawiam z siostrą i kumpelami. Tylko w tym roku może być ciężko zwłaszcza jeśli chodzi o Żywieckie (do Łąki jeżdżę rowerem), ponieważ w lipcu mam praktyki (chociaż na weekend, kto to wie ), a w sierpniu mnie nie ma albo mam kurs instruktorski
Znacie jakieś fajne miejsce nad jeziorem Nidzkim? Chodzi o kawałek brzegu, przy którym zmieści się 11 sasanek i można coś zjeść :)
Musi być przyzwoicie, ale bez luksusów. Wystarczy wiata, duży grill i kibelek :) Ale oczywiście wersja z jedzeniem wewnątrz też byłaby ok.
Pomóżcie please O Znawcy Mazur!
Polecam Krzyże - normalna przystań, do wioski z 500 metrów trzeba dojść, ale dobrze karmią we wszystkich 3 knajpkach. Przy brzegu jest pole namiotowe,gdzie i wiata, i miejsce na ognisko (dużego grilla kiedyś mieli, nie wiem jak teraz) i nawet porządne sanitariaty, na dodatek darmowe. Z mniej cywilizowanych - bindugi Drapacz i Bobrowa na Zamordejach. Z obu można dojść do Karwicy, a z Bobrowej do Krzyży też. Tylko na bindugach raczej jedzenie we własnym zakresie trzeba sobie zapewniać. A bliżej Rucianego miejsce na 11 łódek można znaleźć na Kowaliku Piskim - tam też jest pole namiotowe, jakiś sklepik chyba, wiata... Dawno tam nie byłam, więc nie są to 100% pewne wiadomości. Ale miejsce ładne, tylko trzeba uważać omijając cypel Kowalika, bo tam mielizna głęboko w jezioro wychodzi. Jakbyś miała jakieś pyatnia dodatkowe, to Paluch ma mój numer telefonu
Radzę omijac przystań w Kamieniu na Bełdanach (w końcu to po drodze na Nidzkie albo z Nidzkiego). Niby 15 zł za jacht i w cenie toaleta, ale te toalety sa tak straszne że masakra. OK, mogą byc stare, ale niech chociaż będą czyste. Z prysznicem jest tak że kasują już nie pamiętam ile, ale czepiają Ci się do każdej spędzonej tam minuty.
Dzięki Lorka, dzięki Grze!
Informacje się przydadzą :)
Jak dla mnie dużą wadą Krzyży jest to, że są tam kolonie, chyba ze trzy ośrodki. Poza tym kiedyś nam tam ukradli połowę kiełbasy
A tak poza tym chciałam napisać, że już dziś jadę na Bałtyk. Drugi raz w tym roku Ja to mam jednak szczęście
Maga, powodzi Ci się, nie ma co! Normalnie zazdraszczam
Julka zdecydowanie Czapla( nazwy pewny nie jestem ale jak przeplyniesz Zamordeje wielkie to po prawej stronie, brzegiem kilo 10km do Karwicy). Jest to piekny osrodek(długo niedostepny dla żeglarzy- należał do MSWiA (albo inny resort), obecnie kilkanascie domków campingowych, keje, wyznaczone kąpielisko, bojsko, miejsce na grila, stołówka, prysznice. Godne polecenia. Jak ląduje na południu to zawsze tam cumuje. Jeśli zaś zalogi doswiadczone i lubicie ostrzejszą zabawe to polecam wypad samego końca (a w zasadzie początku) Mazur, gdzie z małej rzeczki robi się jezioro- Jaśkowo. Dziura straszna, nie ma sklepów (najblizsze w Wiartlu ok3km) ale ludzie sympatyczni. Można też w samej Karwicy cumować, całkiem przytulna okolica. Mała przestroga na Zamordejach Małych jest piękny cypel gdzie jest dużo miejsca ale to teren prywatny wiec możecie sie spodziewać wizyt... konia bo tam właściciel go wypuszcza.
maga: to koniecznie sie trzeba dogadać na jakies bezalkoholowe no i na jakis mały rejs
Chodzi o kawałek brzegu, przy którym zmieści się 11 sasanek i można coś zjeść :)
Pod Dębem resztę powie Ci "wujek Gógiel"
A ja mam takie może głupawe pytanie, ale mam mianowicie, czy robota na jachcie w czasie rejsu morskiego jest bardzo energochłonna? Pytam, bo mam nadzieję, że nie wyokrętuję się cięższa niż byłam w momencie zaokrętowania
Myślę, że dużo zależy od tego jakie są warunki na morzu. Jak jest sztorm i rzuca na wszystkie strony, to utrzymanie się w pozycji okołopionowej wymaga sporo wysiłku. No także od tego co się je. Na Zawiszy mieliśmy dwudaniowe obiadki (czasem także deser ). Na mniejszych jachtach bywa różnie, ale raczej są to wysokokaloryczne posiłki.
Nie brzmi to optymistycznie mści się na mnie lodo- i pizzożerstwo z Górek Zachodnich/Gdańska, a tu do tego jeszcze dwudaniowe i wysokokaloryczne żarcie w perspektywie
Ale nie martw się, jak to mówią: sztorm idzie - wyrzygasz
Bulimia murowana
Nie martw się, na Zawiszy trzeba się napracować przy żaglach Ale jedzenie, trzeba przyznać, pyszne! I mają bardzo fajnego kucharza , który potrafi dopieścić załogę! Ja planowałam na rejsie schudnąć (wydawało mi się, że warunki będą sprzyjać), ale się przeliczyłam
A ja mam takie może głupawe pytanie, ale mam mianowicie, czy robota na jachcie w czasie rejsu morskiego jest bardzo energochłonna?
Makenzo, odpowiadam przeskokiem. Wszystko zależy od tego kto będzie robił zaprowiantowanie. Nie wiem o jaki rejs chodzi, ale jak masz możliwość złożyć "pobożne życzenia" w kwestii posiłków na rejsie to złóż. Większość załóg preferuje jedzonko z mięskiem i dużo, ale może da się uwzględnić coś w jadłospisie coś w wersji "lajt"
No, chyba, że bedziecie mieli (odpukać w niemalowane) pogodę sztormową (tfu, tfu, tfu) to wtedy nikt nie będzie chętny do jedzonka. Mi się udało zrzucić w 2 tygodnie ok 8kg bo przed 5 dni nic się nie jadło, a do Kłajpedy trzeba było się jakoś dowlec.
Tia... mi też wszyscy mówili, że na rejsach morskich się chudnie. Byłam na kilku i jak coś mi się udawało to tylko przytyć.
No, chyba, że bedziecie mieli (odpukać w niemalowane) pogodę sztormową (tfu, tfu, tfu) to wtedy nikt nie będzie chętny do jedzonka.
Niekoniecznie. Są tacy, którym sztorm w jedzeniu nie przeszkadza.
...tylko trzeba jedzonko chwytać w locie.
w ostateczności na pokładzie jakieś można znaleźć
Miałam okazję pływać w tak zwanych "trudnych warunkach" nic nam nie latało. Zupę rozlewało się do półlitrowych kubków. Gotując obiad czasem trzeba było zapiąć się w szelki. Jako strój ochronny stosowało się spodnie od sztormiaka i gumiaki.
Jeśli chodzi o gotowanie w "trudnych warunkach" to najbardziej zapadła mi w pamięć ostatnia wachta kambuzowa na Zawiszy, na rejsie sylwestrowym.
Wracaliśmy właśnie z Kalmaru do Gdyni. Wiała siódemka, śnieg sypał i było jakieś -9 stopni. Muszę dodać, że szliśmy baksztagiem, a wtedy trochę bardziej rzuca...
Pierwszą niedogodnością było to, że w kambuzie było bardzo gorąco, co w połączeniu z zimnem na dworze, dawało solidne opady deszczu z sufitu, na którym skraplała się para wodna.
Właściwie wszyscy kambuźnicy łapali się czego popadnie, żeby nie wyrżnąć się na mokrych (od wyżej wymienionego deszczu) gretingach. Ponadto łapaliśmy co popadnie, żeby nie pospadało na podłogę lub nie zabiło kogoś w locie.
Oczywiście wpadliśmy na genialny pomysł, aby podgrzać w piekarniku chleb (bo było zimno, a poza tym takie grzaneczki zjedzą chętnie nawet osoby zdychające od choroby morskiej). Nawet udało nam się to przedsięwzięcie, choć nie obyło się bez "ofiar". Pewna miła dziewczyna pomagała mi wyciągać ww. grzanki. Polegało to na tym, że ona w rękawicach kucharskich trzymała wyciągniętą blachę, a ja ściągałam już gotowy chleb. Ona, żeby się nie zabić, kucnęła, bo wtedy blacha była stabilniejsza. Wtedy właśnie przyszedł zbyt duży przechył, który wywrócił stojącą na blacie wazę z rosołem i wszystko wylądowało na głowie mojej pomocnicy...
No ale to oczywiście nie wszystko. Dziewczyna poszła się przebrać i po paru minutach wróciła dalej robić kolację (z zaznaczeniem, że ona się już do piekarnika nie zbliża ). Wszystko było ok. Po pewnym czasie postanowiła jednak wyjąć coś z lodówki. Kolejny niefortunny przechył przyszedł akurat w momencie, kiedy otwierała drzwi od lodówki. Dostała w głowę słoikiem musztardy, który nabił jej sporego guza... Wtedy z resztą wachty postanowiliśmy zwolnić dziewczynę z obowiązków, bo to ewidentnie nie był jej najlepszy dzień.
BTW to była naprawdę przepyszna kolacja
W Sztynorcie sptkałem wielu znajomych dziewczyny szantymaniaczki - pamiętam Gosię Zajchowską - pozdrawiam
Kilka fotek z rejsu na picasa :
http://picasaweb.google.p...zuryLipiec2009#
Taaak, kobita za sterem, piękna sprawa
nie wyczuwam - zachwyt to czy ironia?
Taaak, kobita za sterem, piękna sprawa
Ale ossoochossi? Misiek, uważaj, to się może dziewczynom nie spodobać
Marzenie
...i za chwilę zniknie
Zdarzają się jeszcze takie konstrukcje.
Załogantka Makenzia melduje szczęśliwy powrót do domu po dwóch ABSOLUTNIE CUDOWNYCH rejsach, jednym do Visby, drugim do Ventspils, na wspaniałym, jedynym i niepowtarzalnym Zawiszy Czarnym Było... było... no po prostu tak, że żadne słowa tego nie opiszą! Na pierwszym rejsie mieliśmy troszkę deszczową pogodę, ale za to ładniejszą i dłuższą trasę (dlaczego ładniejszą, napiszę w szczegółowej relacji, która się tu pojawi za dni parę), na drugim dopisało słoneczko, ale i Neptun nieco dał popalić, za co jestem mu niewymownie wdzięczna Obydwie załogi - pierwsza klasa, zaje...sty Kapitan (specjalnie dużą literą, bo to Nie Byle Kto ), czego chcieć więcej? Z takimi ludźmi to warto stać na wachcie 24 na dobę Do tego jedzonko iście królewskie (parówki zapiekane z boczkiem i serem zwłaszcza... mniam ) Plus ruiny zamku i prastare mury obronne w Visby, piwko na równo przystrzyżonej, miękkiej trawce w Ventspils - bezcenne To by było, jak to się popularnie mówi, "na tyle" Szczegóła plus zdjęcia (zgodnie z życzeniem Jazzy - mam ich ponad 500) wkrótce. Sail ho!
Czekam z cierpliwością czapli na morskie opowieści Mam nadzieję że parę fotek "wrzucisz"
zaje...sty Kapitan (specjalnie dużą literą, bo to Nie Byle Kto )
... z racji sentymentu do żaglowca powiesz mi kto dowodził?
Obydwie załogi - pierwsza klasa, zaje...sty Kapitan (specjalnie dużą literą, bo to Nie Byle Kto ),
Mówili w porcie: Na Zawiasa w mig! A tutaj mnie budzi Szantymena ryk?
Tak?
powiesz mi kto dowodził?
Wilhelm Okarmus. Najbardziej kochany Kapitan pod słońcem!
hahah i to spotkanie na głównym wGdyni Makęzia
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|