|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Jak Wam się podoba takie "tykanie się" z każdym i przy każdej okazji? Zwłąszcza w firmach stało się to modne. Przychodzi do pracy nowy szef i mówi "cześć ! jestem Janek i tak do mnie mówcie". A ja nie znam człowieka, widzę tylko, że na oko mógłby być moim synem i ....jeszcze wcale nie wiem czy mam ochotę być z nim na "ty". To samo na przeróżnych szkoleniach. Często spotykają tam się ludzie po raz pierwszy (i ostatni niejednokrotnie),a tu prowadzący od razu zarządza, żeby mówić sobie per "ty". Niby zawsze jest to poprzedzone zapytaniem "czy wszyscy sie zgadzają?", ale...głupio się nie zgodzić, bo zaraz sobie pozostali pomyślą, że się jest jakimś gburem. Dużą część osób, z którymi współpracuję znam tylko z telefonów lub z maili, nigdy się nie widzieliśmy. I też mnie złości jak zasuwają do mnie po imieniu. A jeśli ja konsekwentnie próbuję powiedzieć do tej osoby "pan/pani" to momentalnie zmienia ton i daje się wyczuć, że jest urażona. Czy już naprawdę nie możemy sobie wybierać w pracy z kim chcemy być po imieniu? Kiedyś przejście na "ty" to był krok ku większej zażyłości. Teraz stała sie to zwykłą forma zwracania się do siebie. Mnie się to nie podoba i wręcz mnie to razi. Chciałabym mieć jakiś wpływ na to z kim się "tykam", bez obrazy z drugiej strony.
Oczywiście co innego takie fora dyskusyjne, gdzie właściwie posługujemy sie nikami, czyli jesteśmy jakby bezosobowi, a kontakt polega głównie na pisaniu . Ale co innego w pracy. Co o tym myślicie?
Mnie osobiście "tykanie" nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - uważam, że upraszcza komunikację między ludźmi, upraszcza ich wzajemne kontakty. Poza tym w takich mniej sformalizowanych kontaktach o wiele łatwiej jest stworzyć lepszą atmosferę. Dotyczy to zwłaszcza takich środowisk jak najbliżsi współpracownicy, członkowie tej samej społeczności (fora netowe ale także np. członkowie grupy terapeutycznej, uczestnicy warsztatów szkoleniowych itp.). W Stowarzyszeniu, w którym działam każdą chętną przychodzić do nas osobę informujemy, że obowiązuje u nas zasada mówienia do siebie po imieniu (bez względu na wiek) i jeszcze nigdy nie spotkałam się z negatywnym odbiorem takiego stanu rzeczy. Oczywiście jak we wszystkim są pewne granice, których nie należy przekraczać. Trudno sobie wyobrazić tykania choćby na przykład do lekarza, sprzedawcy w sklepie, policjanta czy każdej napotkanej jednorazowo osoby. Ale w stałych kontaktach jestem absolutnie za
Moim zdaniem "tykanie" w pracy jest sympatyczne, ludzie w końcu są ze sobą wiele godzin, wspólnie coś robią, taka bezpośredniość chyba wiele ułatwia. Nie potrafię jednak mówić na ty do osób obcych. Nawet wtedy, kiedy różnica wiekowa jest bardzo duża. Jeśli to już osoba dorosła, zawsze mówię na pan/pani. I chyba większość ludzi tak robi, jednak nie jesteśmy przyzwyczajeni do "zachodniej" zażyłości. Drażniło mnie, jak podczas pobytu w Polsce moja dwudziestoletnia kuzynka z Australii waliła do wszystkich na ty. Nawet do moich siedemdziesięcioletnich znajomych, którym do dzisiaj ja mówię przez pan/pani. Mam klientów, do których jeżdżę od ponad dziesięciu lat, są to na ogół panie w moim wieku. Często rozmawiamy przez telefon, odwiedzam je. Ale z żadną nie ośmieliłam się przejść na ty. W końcu to relacje służbowe.
Mam klientów, do których jeżdżę od ponad dziesięciu lat, są to na ogół panie w moim wieku. Często rozmawiamy przez telefon, odwiedzam je. Ale z żadną nie ośmieliłam się przejść na ty. W końcu to relacje służbowe.
To właśnie przykład z grupy: lekarz - pacjent, sprzedawca - klient. Choć dziwne, że potrafimy przejść do porządku dziennego nad "tykaniem" w relacji pracownik - szef. W końcu to też relacje służbowe. Co do różnicy wieku - zawahanie miałam na początku, jakieś 20 lat temu, kiedy zaakceptowałam zasady jakie obowiązywały w Stowarzyszeniu i przyszło mi mówić na ty do osób starszych ode mnie o ponad 20 lat. Szybko jednak przywykłam i teraz nie sprawia mi to problemu. Jeżeli obydwie strony akceptują taki stan rzeczy to różnica wieku przestaje mieć znaczenie.
Zwłąszcza w firmach stało się to modne. Przychodzi do pracy nowy szef i mówi "cześć ! jestem Janek i tak do mnie mówcie". A ja nie znam człowieka, widzę tylko, że na oko mógłby być moim synem i ....jeszcze wcale nie wiem czy mam ochotę być z nim na "ty". To samo na przeróżnych szkoleniach. Często spotykają tam się ludzie po raz pierwszy (i ostatni niejednokrotnie),a tu prowadzący od razu zarządza, żeby mówić sobie per "ty". Niby zawsze jest to poprzedzone zapytaniem "czy wszyscy sie zgadzają?", ale...głupio się nie zgodzić, bo zaraz sobie pozostali pomyślą, że się jest jakimś gburem.
Asertywność kochana... Popracuj nad nią
A ja zgadzam się z Zulą. W miejscu pracy chciałabym mieć wolność wyboru, z kim chcę być na ty, a z kim nie. Dla mnie przejście z kimś na ty oznacza właśnie bliższą zażyłość. Co innego w środowisku niezawodowym. W chórze też w większości jesteśmy na ty, ale nie z wszystkimi. Z panią dyrygent jestem na "pani" ,bo traktuję to jako kontakt "zawodowy" i choć bardzo się lubimy, to uważamy, że tak jest lepiej.
Ty - zaimek osobowy prosty, krótki i bardzo przyjemny. I chyba przez to tak polubiony przez większość, bo niby skraca dystans. Kiedyś zażyłość musiała być dosć bliska by mogło dojść do "tykania" i zabierało to sporo czasu... A dziś ?
Pan X kupuje gazetę oraz papierosy. Nie ma gotówki, więc za swe zakupy płaci kartą. [Po chwili] słyszy od kasjera "Do widzenia panie Jacku!". "Czy my się znamy?" - myśli pan X. Nie ma czasu dopytywać o przyczyny takiego, dość poufałego zresztą, pożegnania.
To Empik ma nowy pomysł na wzbudzenie sympatii klientów. Każe zwracać się swoim pracownikom do kupujących po imieniu. Niezbędne dane są "pozyskiwane" z kart płatniczych. A Wam jak sie podoba ta forma pożegnania?
W miejscu pracy chciałabym mieć wolność wyboru, z kim chcę być na ty, a z kim nie. A nie masz
nie mam, bo już nie pracuję zawodowo. Ale gdybym pracowała, to właśnie chciałabym mieć wybór.
Rozumiem.
Ty - zaimek osobowy prosty, krótki i bardzo przyjemny. I chyba przez to tak polubiony przez większość, bo niby skraca dystans. Kiedyś zażyłość musiała być dosć bliska by mogło dojść do "tykania" i zabierało to sporo czasu... A dziś ? Pan X kupuje gazetę oraz papierosy. Nie ma gotówki, więc za swe zakupy płaci kartą. [Po chwili] słyszy od kasjera "Do widzenia panie Jacku!". "Czy my się znamy?" - myśli pan X. Nie ma czasu dopytywać o przyczyny takiego, dość poufałego zresztą, pożegnania.
To Empik ma nowy pomysł na wzbudzenie sympatii klientów. Każe zwracać się swoim pracownikom do kupujących po imieniu. Niezbędne dane są "pozyskiwane" z kart płatniczych. A Wam jak sie podoba ta forma pożegnania?
Parę dni temu otrzymałam pocztą zaproszenie podpisane przez naszego proboszcza oraz przez księdza rekolekcjonistę, który w niedzielę głosił u nas kazanie, na spotkanie - czytaj rodzaj nauki stanowej. Zaproszenie zatytułowane jest - Droga Danusiu! Kurczę, nie chcę, żeby proboszcz, czy jakiś obcy ksiądz mówił do mnie "droga Danusiu!". Co innego z ambony w czasie kazania - droga siostro, drogi bracie, ale jak zwraca się do mnie bezpośrednio, to chcę być Panią X, .... przesadzam?
A Wam jak sie podoba ta forma pożegnania?
Nie bardzo. Może taka staroświecka jestem. Przypomniała mi się historia sprzed 25 lat. Przyjaźniliśmy się wtedy z młodym jak i my małżeństwem, mającym dwójkę dzieci: 4- i 2-latka. Dzieci nie mówiły do rodziców "mamo, daj", czy "tato, powiedz", tylko "niech mi mama da", niech mi tata powie". Troszkę byliśmy zdziwieni, bo niektórzy nasi rówieśnicy byli z dziećmi nawet na "ty". Oni nam wytłumaczyli, że taki dystans z dziećmi wypracowuje szacunek, bo powiedzieć do matki "jesteś głupia" jest latwiej niż "mama jest głupia".
Tu się zgodzę.
Ale podoba Ci się taki dystans rodzice-dzieci?
Tak. Dlaczego Nie wiem. "Buntuję się" w wielu kwestiach, w tej nie.
Przypomniała mi się historia sprzed 25 lat. Przyjaźniliśmy się wtedy z młodym jak i my małżeństwem, mającym dwójkę dzieci: 4- i 2-latka. Dzieci nie mówiły do rodziców "mamo, daj", czy "tato, powiedz", tylko "niech mi mama da", niech mi tata powie".
Szczerze mówiąc to ja byłam uczona przez moich rodziców formy: "czy mama mogłaby mi dać", "czy tato może mi powiedzieć" i w kontaktach z członkami rodziny z pokolenia moich rodziców do dziś mi to pozostało. Rodzice uczyli mnie też szczególnej formy szacunku dla mojej babci i jej sióstr. Na powitanie i pożegnanie obowiązywał zwyczaj całowania ich w rękę. I tak było do końca ich dni, nawet jako dorosła już osoba nie wyobrażałam sobie, że może być inaczej. Dzisiaj tej formy szacunku dla seniorów rodu już chyba się nie spotyka.
Tykanie się...
Zaczęłam pracować w wieku lat 19 w komórce, w której większość osób była w wieku mojej mamy. Jak się zresztą okazało jedna z tych Pań chodziła z Nią do klasy Pierwszą osobą, z którą w miejscu pracy przeszłam na Ty był jeden z kierowników, z którymi wówczas współpracowałam - do tej pory jestem z Nim w bardzo dobrych kontaktach (heh.. a imię Jego było wtedy 666 - numer pracownika w bazie :D ) Pamiętam jakim szokiem było dla mnie przejście na Ty po dwóch latach z osobą, która przechodziła na emeryturę - na Jej propozycję.
Teraz coraz częściej zdarza mi się odebrać telefon, gdzie ktoś, kogo nie znam i rozmawiam z nim pierwszy raz "wali" do mnie na Ty...
Przychylam się do sformułowania, które zostało już wyżej napisane, że chciałabym w miejscu pracy sama móc zdecydować z kim i kiedy przechodzę na Ty - ze względu na politykę mojej firmy nie zawsze mam na to wpływ.
Mój kolega był ostatnio na komisji ZUS. W trakcie rozmowy z panią doktor nieopatrznie zwrócił się do niej "proszę pani". Na co pani doktor oburzona: "nie przypominam sobie żebyśmy byli na ty, proszę się do mnie zwracać pani doktor". Nie wydaje Wam się, że czasem zbyt przesadzamy? O co tak naprawdę chodzi? O podkreślenie własnej wartości?
Pani doktor widocznie ma niskie poczucie własnej wartości.
generalnie lekarze i farmaceuci mają bardzo mocno podwyzszone ego i najlepiej gdyby do kazdego z nich zwracac sie zgodnie z uzyskanym tytulem czyli Panie Doktorze, Pani Magister, ale swojego zdania o nich nie powiem glosno, mam za duzo do czynienia ze srodowiskiem aptekarzy
a swoją drogą, pamietam jak przechodzac do jednego z Departamentów w firmie Zuli kierownik poprosil nas o mowienie sobie na "TY", z ludzmi w moim wieku i niewiele starszymi jakos to przeszlo, ale najwiekszym problemem bylo mowienie dla mnie na "TY" do kolegi w wieku mojego Taty, byc moze to kwestia wychowania i szacunku dla starszych - on traktowal mnie wtedy jak corke,mial syna w moim wieku po jakims czasie tego mowienia do niego Prosze Pana, Panie Ryszardzie sam poprosil bym mowila mu po imieniu to bedzie sie lepiej czul wsrod mlodszego od niego zespolu Szkoda ze juz go nie ma wsrod Nas.......
ale mnie wzielo na wspomnienia
a w obecnej firmie - na ty jestem tylko z kolezankami w moim pokoju, moze to kwestia działu - pracuje w Personalnym, ale nie pozwalamy sobie na tykanie bo jak mozna pozniej wyciagnac jakiekolwiek konsekwencje wobec kogos z kim sie jest na ty.
a swoją drogą, pamietam jak przechodzac do jednego z Departamentów w firmie Zuli kierownik poprosil nas o mowienie sobie na "TY", z ludzmi w moim wieku i niewiele starszymi jakos to przeszlo, ale najwiekszym problemem bylo mowienie dla mnie na "TY" do kolegi w wieku mojego Taty Cóż... Ja pierwszą lekcję "tykania się" miałem, gdy 13 lat temu przed rozmową o pracę usłyszałem "i pamiętaj, w naszej firmie mówi się do wszystkich per ty" - i poszedłem na rozmowę z... Dyrektorem Generalnym, w dodatku australijczykiem... Na szczęście rozmowa była w języku angielskim, "you" było w związku z tym nieco łatwiejsze do przełknięcia, a potem... człek się przyzwyczaił. Ale - to wewnątrz firmy. Na zewnątrz - obowiązywała "tradycja" - i nadal obowiązuje, choć coraz częściej z kooperantami (zwykle w podobnym wieku) następuje (acz nie od razu!) szybkie "niekontrolowane" przejście na "ty". W mojej branży - nie narzekam, to ułatwia współpracę. Więc - ja się z tego w sumie cieszę...
O, lekarze to "zupełnie insza para kaloszy" Zatytułujesz doktora lub docenta profesorem - OK. Zatytułujesz profesora docentem czy doktorem - przechlapane do siódmego pokolenia wstecz...
A to już nowy temat, który możnaby nazwać "tytułomania". Lekarze to uwielbiają. Bardzo mnie śmieszy, jak do siebie mówią per "panie kolego". Podkreślają w ten sposób, że nie jest to żaden szary człowiek, tylko jeden z nich.
Co do tytułomanii, mój kolega miał kiedyś zabawne zdarzenie. Jest doktorem matematyki po uniwersytecie, ale incydent solidarnościowy w pewnych czasach spowodował, że miał zakaz nauczania i musiał szukać pracy gdzie indziej. Trafił do firmy informatycznej, gdzie pracowali sami absolwenci politechniki. Niektórzy klienci uparcie nas wszystkich tytułowali per: "pan/pani inżynier". Więc i do kolegi zaczęli się tak zwracać. Po jakimś czasie stracił cierpliwość i zwrócił pewnej pani uwagę, że nie jest inżynierem. Więc zaczęła go tytułować "panie magistrze", co troszkę umniejszało jego tytuły naukowe. Na szczęście on w ogóle nie znosił tytułomanii, więc podszedł do tego z poczuciem humoru.
Tytułomania ... Dużo by pisać. przyznam szczerze, że jak ktoś zwróci się do mnie "pani magister" to nie zawsze załapię, ze mówi do mnie. Nie mam tego tytułu na żadnej pieczątce ani wizytówce. Taka zasada za moich czasów obowiązywała w firmie Zuli i mnie się to podoba. Zula, Gosiek - a jak jest w tej chwili?
Mój niedowartościowany kolega ze Stowarzyszenia (bez tytułu!) chyba dostałby apopleksji, gdyby na mojej pieczątce obok nazwiska pojawiło się mgr.
Wracając do tykania: całą sobotę i niedzielę spędziłam na szkoleniu. 22 uczestników w wieku pomiędzy 20 a 60 lat, przedstawiciele NGO-sów. Trenerka już na wstępie wprowadziła zasadę mówienia sobie po imieniu. Pracowaliśmy w zespołach jak koledzy ze szkolnej ławki. Młodzi błyskali wiedzą teoretyczną, starsi doświadczeniem. Zero dystansu związanego z wiekiem. Ja problemu w tykaniu nie widzę, dla mnie to kwiestia umowy a nie wieku. Za to czuję się niezręcznie gdy na "pani" zwracają się do mnie sąsiedzi, którzy znają mnie od trzyletniego szkraba albo rodzice moich rówieśników ze szkolnej ławy.
Myślę, że we wszystkim powinien być zachowany jakiś umiar i...będzie ok. Jednak będę zdecydowanie przeciwna takiemu "tykaniu się" na siłę. Uważam, że powinno to wypływać z wewnętrznej potrzeby zblizenia się do takiej czy innej osoby, a nie z sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Byłąm w piątek na takim szkoleniu, które prowadziła panienka w wieku mojej córki (no, może ciut starsza). A uczestnikami były osoby w moim wieku a większość nawet starszych (ja byłam jedna z młodszych). Oczywiści prowadząca od razu zaproponowała aby mówić sobie na "ty". Wszyscy się zgodzili (bo nie wypada inaczej) ale widziałam po mianach niektórych osób, że nie bardzo im się podobało aby obca osoba, w wieku ich wnuczki (bo i takie były) zasuwała im na "ty". I tu jest to, co wcześniej ktoś z Was wspomniał - stawia się nas w niezręcznej sytuacji braku wyboru z kim chcemy się tykać. Sama bardzo chętnie przechodzę z innymi na relacie "ty", ale wtedy, kiedy raz:mam ochotę być w bardziej zażyłych relacjach z daną osobą, a dwa: istnieje duże prawdopodobieństwo, że będziemy się częściej spotykac.
Natomiast co do tytułomanii niektórych osób to potwierdzam . Muszą być bardzo niedowartościowani upominając się o te swoje tytuły przy każdej okazji. Zauważyłam to zwłaszcza na studiach. Nie daj Boże było pominąć jakieś literki przed nazwiskiem . Groziło to niezaliczeniem egzaminu .
Powiem Wam przy okazji anegdotkę ze studiów mojego kolegi. Jeden z jego profesorów miał też miał dużo literek przed nazwiskiem. I bardzo uważnie sprawdzał czy na karcie egzaminecyjnej i w indeksie były uwzględnione wszystkie w odpowiedniej kolejności. Wręcz zdarzało się że potrafił wyrzucić indeks za okno, jak coś było wpisane nie tak. I wszyscy studenci bardzo tych jego tytułów pilnowali. I na pierwszej sesji mój kolega, bardzo przejęty tymi tytułami pomylił...imię profesora . Miał on na imię Teofil, a kolega wpisał Filemon . Jak się zorientował było już za późno bo karty były w trakcie uzupełniania. Kolega był pewien, że za takie przewinienie egzamin ma "załatwiony". Tymczasem profesor nawet tego nie zauważył . Chyba był tak przejęty sprawdzaniem tytułó, że nie zwrócił uwagi na własne imię
Ze mną jest różnie, czasami od razu jestem z nowo poznanymi osobami na ty, innym razem utrzymuję bardziej oficjalne stosunki. Kiedy jeszcze pracowałam, nie było takiej mody a styl "pan pani" bardzo mi odpowiadał. Dziś mój mąż ze wszystkimi w swojej firmie jest na ty, ale jeśli ja spotykam się z jego pracownikami przy jakiejś okazji, to zwracamy się do siebie oficjalnie i tak jest dla mnie dobrze. Ostatnio w Hard Rock Cafe usłyszałam od kelnerki "chcecie coś jeszcze?" i dziwnie się poczułam chyba też jestem staroświecka....wydaje mi się to propagowaniem mc'kultury na siłę.
dla Teofila vel Filemona wielkie brawa
Ja problemu w tykaniu nie widzę, dla mnie to kwiestia umowy a nie wieku. Za to czuję się niezręcznie gdy na "pani" zwracają się do mnie sąsiedzi, którzy znają mnie od trzyletniego szkraba albo rodzice moich rówieśników ze szkolnej ławy.
Nic ująć, nic dodać...
Dzieci nie mówiły do rodziców "mamo, daj", czy "tato, powiedz", tylko "niech mi mama da", niech mi tata powie". W ten sposób zwracałam się do Taty i zwracam się do teściowej Z kolei teściowa zwracała się do swojej Mamy per wy, czyli Mamo weźcie, zróbcie itp. Podobnie jak weście, nie przeszkadza mi tykanie (chyba, że zegara )
A mnie krępuje jak moje ciotki i wujki, do których zawsze się tak zwracałam, nagle teraz życzą sobie, żebym im mówiła po imieniu. Czy to znaczy, że jestem już taka stara, że traktują mnie jak równą sobie?
Czy to znaczy, że jestem już taka stara, że traktują mnie jak równą sobie? Raczej to oni chcą czuć się młodziej
Hmm, a ja z kolei nie umiem sie przyzwyczaic do tego "panowania" kazdemu naokolo. Na szczescie wiekszosc ludzi widzi we mnie 'gowniare' jak jestem w Polsce wiec rzadko tak do mnie mowia, ale zdarza sie i wtedy strasznie sie glupio czuje. U mnie na uniwerku nie wazne czy moj wykladowca jest doktorem czy profesorem i tak zwracamy sie do nich po imieniu i tak samo oni do nas, a czesto nawet zdrobnieniami imion i mi to pasuje bo redukuje niepotrzebny dystans. Ale zgadzam sie, ze najwazniejsze w tym calym 'tytuowaniu' jest aby obie strony czuly sie komfortowo- a jesli ktoras sie nie czuje to powinna to wyrazic- w koncu do niczego nie moga nas zmusic sila;).
Hmm, a ja z kolei nie umiem sie przyzwyczaic do tego "panowania" kazdemu naokolo. Na szczescie wiekszosc ludzi widzi we mnie 'gowniare' jak jestem w Polsce wiec rzadko tak do mnie mowia, ale zdarza sie i wtedy strasznie sie glupio czuje.
To dobrze, że Cię to tak nie dotyka, ale czy przypadkiem Twoje "tykanie" nie dotyka innych? Powiem szczerze, że kiedy moja nastoletnia kuzynka z Australii leciała wszystkim na ty, to trochę mnie to szokowało, zwłaszcza, że zwracała się tak do kilkudziesięcioletnich, obcych sobie osób.
A przy okazji niedawno się dowiedziałam, że w Szwecji ustawowo wprowadzono zasadę mówienia na ty każdemu.
w Polsce nie "tykam" jesli ktos sobie tego nie zyczy mam jezyk w buzi, inni tez wiec zawsze mozna dojsc do kompromisu zeby obie strony byly zadowolone. Mnie najbardziej dreczy to ze ktos mi chce mowic 'na pani' a jesli ktos koniecznie chce byc tak nazywanym to i tak sie do niego zwracam.
Czasem ci dorośli nie mają nic przeciwko temu, a czasem tylko nie mają śmiałości zwrócić uwagi. Zresztą ja wyznaję inną zasadę. Zaczynam oficjalnie, chyba, że ktoś wyraźnie powie mi "mówmy sobie po imieniu". No, chyba, że ten ktoś jest młodszy, wtedy ja proponuję. Ale wyjeżdżanie od razu do starszej osoby na ty jest dla mnie trochę niezręczne. Nawet jeśli to sprzątaczka, a ja jestem dyrektorem.
Często wręcz niezręcznie jest odmówić, bo można wyjść na wapniaka, który nie zna się na "nowoczesności". Chętnie przechodzę z ludźmi na "ty" ale nie tak od razu na dzień dobry. Wolę poznać choc trochę tą osobę a dopiero się "tykać". A nie ukrywam, że są osoby, z którymi wcale nie mam ochoty na taką zażyłość. Z różnych względów. Choćby takich, że czuję dystans i żadne tykanie tego nie zmieni. A wręcz wypada fałszywie. Są też i tacy, którzy uważają, że tykanie upoważnia do mniejszego szacunku. I wtedy jest problem, bo głupio to odkręcać a niechętnie się "tykasz" z kimś takim. Dlatego ja podtrzymuję opinię, że "ty" to zwrot dla kogoś dobrze znajomego, z którym chcemy być w większej zażyłości.
I tu się zgadzam z Tobą. Ja na przykład nigdy nie przeszłam na ty z żadnym ze swoich klientów. Chociaż często to są panie w moim wieku, znamy się lata całe i często kontaktujemy. Więcej, nie raz, przy okazji moich wizyt serwisowych, zgadamy się o prywatnych sprawach. Ale to jednak układ służbowy, ja wykonuyję usługę, oni mi płacą, więc takie przyjacielskie poklepywanie się po plecach jakoś mi nie pasuje.
A ja powiem: to zależy. Z racji takiej a nie innej specyfiki pracy mam kontakt zarówno ze stroną "zabiurkowo-organizacyjną" jak i "fizyczno-techniczną". I owszem, w kontaktach biurowo-oficjalnych, nawet jeśli z drugiej strony jest osoba podobnego wieku (czy młodsza) - jest "per pan/pani". I to jest jak najbardziej naturalne i OK. Ale... Jak współpraca polega na "podaj deskę/przechwyć kabel/zanieś" - to owo "pan/pani" zaczyna uwierać i poniekąd przeszkadzać. Zwłaszcza, że zwykle odbywa się to w atmosferze "niedoczas + kilka firm kooperujących" - i formy typu "czy mógłby pan łaskawie podać tamten kabelek" byłyby cokolwiek sztuczne, a może nawet śmieszne. Tak więc... wszystko "zależy"
No, tu się zgadzam. Poza tym mężczyznom chyba jednak łatwiej jest przechodzić na ty. Zauważyłam, że moi młodzi koledzy z niektórymi młodymi informatykami , pracującymi u naszych klientów, mówią sobie po imieniu. Ale też nie po pierwszym telefonie, tylko najczęściej po jakiejś wspólnej, dłuższej akcji.
Ale też nie po pierwszym telefonie, tylko najczęściej po jakiejś wspólnej, dłuższej akcji.
No właśnie..."nie po pierwszym telefonie". Kilka dni temu zadzwoniłam z jakąś służbowa sprawą do innego działu, do jakiejś arcy-waznej "specjalistki", przed którą wszyscy trzęsą nogami. W życiu kobity nie widziałam na oczy i rozmawiałam tez po raz pierwszy. Zagaiłam więc bardzo grzecznie, ale oficjalnie, bo nie wiem "kto? i co?". A ona od razu zaczęła walić mi na TY . I wcale mi się to nie podobało. Nie wpłynęło tez korzystnie na przebieg rozmowy, czy załatwienie sprawy. W dodatku brzmiało z jej strony protekcjonalnie. Czułam się jak NIKT, którego JAŚNIE PANI (jak się dowiedziałam ledwo przekroczyła 30-kę) ma prawo "tykać". I miałam nieodparte poczucie, że gdybym ja jej na "ty" walnęła tak na dzień dobry, to z pewnością by jej się to nie podobało.
A mnie odpowiada "walenie na ty" nawet kiedy osoba jest 20 lat młodsza ode mnie. Ale oczywiście nie podczas pierwszej rozmowy tel. albo w czasie kolejki po swieże bułeczki. Muszę mieć okazję dłuższego przebywania z taką osobą wtedy owszem bardzo chętnie proponuję jej wszechobecne "tykanie się"
Ale oczywiście nie podczas pierwszej rozmowy tel. albo w czasie kolejki po swieże bułeczki.
Ano właśnie.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|