|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Wreszcie dopadło TO i mnie... Córka lada dzien wyfrunie spod moich skrzydełek.... Już szykują sobie mieszkanko, a właściwie malowniczy domek na wsi. Remont idzie pełną parą i pewnie na lato już zamieszka z narzeczonym. W remont i związane z tym wydatki zaangażowane są obie rodziny . Meble już mają ,sprzęt AGD tez już jest (jeszcze nawet nie przetestowany), posciele, ręczniki itp. sukcesywnie kupujemy (albo dostają). Młody "gospodarz" sam większość remontu robi (abo z pomocą kolegów). Niedługo przyjedzie ojciec mojej Lidki i ma im zrobić część prac remontowych. Ojciec "zięcia" też ostro pomaga. Trochę mi głupio, że najmniejszy wkład pracy to mam ja. Ale tak jakoś wychodzi... Staram się za to jakoś wyposażać ich powoli. Ciekawa jestem jak to będzie jak zostanę sama w domu. Troche się boję tych samotnych wieczorów. Niestety Moja Połóweczka mieszka 300 km ode mnie i zarówno dla Niego jak i dla mnie przeprowadzka póki co byłaby powaznym problemem (praca :/ ). Ale nie ukrywam, że jest to w poważnych planach . Narazie chyba jednak spędze zimę sama (przynajmniej w tygodniu). Nie wiem jak się w tym odnajdę, bo i córkę nie często będę widywać. Bedzie mieszkała ok 60 km ode mnie. No cóż...młodym życzę jak najlepiej, a jak ja się w tym odnajdę to zobaczymy...
Dasz sobie radę, zwłaszcza że masz swojego kochanego. On wesprze cię w smutnych chwilach. Niestety u mnie jest też problem, problem odległości ( 250 kilometrów) między mną a moim przyszłym mężem. Dlatego po ślubie nie zamieszkamy jeszcze razem. Ja nie mogę rzucić pracy, zostawić mieszkania, to nie jest takie proste. Więc puki co będziemy małżeństwem weekendowym mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzimy.
A kiedy córcia planuje ślub? Kiedy już będą na swoim warto połączyć się węzłem małżeńskim. Chyba, że jeszcze nie planują. Jest to sprawa indywidualna każdego z nas, chyba na taką chwilę trzeba być gotowym, ja czekałam prawie 40 lat
Moje dzieci wyfrunęły jakoś tak niepostrzeżenie. Najpierw były wyjazdy - krótsze, dłuższe, aż w końcu wyjechali na dobre. Młodszy jeszcze wpada na weekendy, ale za każdym razem wynosi kolejne pudło swoich szpargałów. Wiem, że już tu na stałe nie wróci. Śmieję się, że jestem wyrodną matką i bardzo mi się to podoba. Więcej swonody, luzu, mogę bardziej dysponować swoim czasem i obowiązkami. Ale to też trochę inny układ, bo jesteśmy we dwoje, więc nie grozi mi pustka. Ale myślę, że i Tobie, Zulo Babulo przyda się trochę spokoju, zwłaszcza, że zawsze masz tam gdzieś na horyzoncie kogoś bliskiego.
Rozmawiałam kiedyś z córką kuzynów, rówieśnicą moich chłopców. Była wtedy na etapie wyprowadzki z domu i opowiadała, że mama bardzo z tego powodu cierpi. Zażartowałam wtedy właśnie o swoim wyrodnym macierzyństwie i ona to podsumowała, że chyba matki dziewczynek bardziej to przeżywają, bo mama jej narzeczonego też zupełnie ma do ich planów luźny stosunek. Może rzeczywiście tak jest?
Szczerze mówiąc tez już układam własne plany w związku z jej wyprowadzką... Przede wszystkim będzie przemeblowanko i mały remocik z tym związany. No i napewno łatwiej mi będzie utrzymać porządek . Poza tym mniej prania, prasowania (czego nie znoszę), nieograniczony (wreszcie) dostęp do komputera .
Prawda też jest taka, że zupelnie inaczej teraz patrzę na tą zmianę niż choćby rok temu. Wtedy myślałam o tej chwili z przerażeniem. Teraz - podchodzę do tego jak poprostu do nowego etapu w zyciu . I już. Napewno fakt, że nie zostaję zupelnie sama ma ogromne znaczenie. Córka tez się cieszy z tego. Mało tego, wręcz zachęca mnie do przeprowadzki, żebym nie siedziała sama. I własciwie może nie okazać się tak źle. Tak jak powiedziałam, może tylko być smutno niekiedy wieczorami w tygodniu (choć też niekoniecznie, bo wieczory wiszę na telefonie godzinami ). Weekendy mam praktycznie zajęte, a jak trafi się wolny to i przyda się ten czas na "dzień gospodarczy" - tak jak wczoraj.
Co do ich ślubu... Będzie jak najbardziej. Ale najpierw chcą wyszykować to mieszkanie, żeby miec gdzie sie podziać. Myślę, że to rozsądne podejście. Bo wziąć ślub to najprostsze, tylko ...co dalej ? A oni nie chcieli mieszkać z rodzicami. I słusznie. A z tego co po nich widze, to raczej nie grozi, że im się znudzi być razem, więc raczej ślub rędzej czy póxniej się odbędzie
Mnie też powoli syn (21) lat przygotowuje do myśli, że chciałby się usamodzielnić, ma sympatyczną dziewczynę (poznaną dzięki internetowi). Mówiąc szczerze, to bardziej płaczą rodzice Marty, bo młodzi zamieszkają w pobliżu nas (będzie dzieliła nas odległość ok. 10 km) , a od rodziców Marty około 400lm. Na szczęście córka moja (25 lat na razie myśli o karierze naukowej i mieszka ze mną
Z mojej dorosłej już trójki syn średni mieszka od roku z dziewczyną w jej domu odziedziczonym po dziadkach. Na szczęście bardzo niedaleko i.... widuje go częściej niż najstarszego, który z nami mieszka a jakoby go nie było - pracuje dużo i ciężko a po pracy spotyka się z Dziewczyną lub kolegami. Tyle, ze pranie, gotowanie i sprzątanie po nim jak zawsze, albo nawet większe. Córka, maturzystka rozpoczynająca właśnie studia w mieście niedaleko miejsca naszego zamieszkania będzie na zajęcia dojeżdżać, więc czas jakiś z nami pozostanie. W międzyczasie mam nadzieję po ślubie Średniego pojawią się wnuki, tak, że zajęcie będzie. Z mężem żyję dobrze od lat wielu, mamy wspólne zainteresowania, pasje oraz wiele wzajemnego zrozumienia dla ,,słabości". Nie odczuwam drastycznie syndromu opuszczonego gniazda
Fili, wyrodnych matek jest więcej Mam na stanie jeszcze dwie sztuki, które ciągle dopominają się o troskę Po dziurki w nosie mam prania, sprzątania i gotowania oraz "odstępowania" łazienki. Jest coraz ciaśniej, bo dzieciątka, całopopołudniowo i całowieczornie (toć dorośli są) przyjmują swoich gości Zamiast ubywać - przybywa Syndrom pełnego gniazda jest równie męczący jak tego pustego
No i moja Lidia wyfunęła z rodzinnego gniazdka... Od dwóch tygodni mieszkam sama. Narazie trochę się upajam tą samotnością i specjalnie nie narzekam . Posprzatałam sobie, przemeblowałam mieszkanie... Cieszę swoje oczy jak wracam do domu i mam taki porządek jak zostawiłam , bo nie ukrywam, że z córką to był bałagan non stop i już mi się nie chciało z tym walczyć. W poprzedni weekend zabierała meble ze swojego pokoju. Mnie akurat nie było, bo wyjechałam, więc nie było "rozdzierających scen" . Poprzedni tydzień pracowałam na popołudnia to też specjalnie nie odczułam jej nieobecności. Przed pracą wpadało do domu (a właściwie do internetu, bo u siebie jeszcze nie ma ), to się widziałyśmy. A po pracy zaraz kładłam się spać. A tak poza tym to dzwonię 3-4 razy dziennie (no, narazie muszą mi to wybaczyć ) i nie jest źle. Może bardziej odczuję jej nieobecność w długie zimowe wieczory...?
A tak poza tym to dzwonię 3-4 razy dziennie (no, narazie muszą mi to wybaczyć ) i nie jest źle. Zulo, jeszcze troszkę wody w Wiśle upłynie i będzie odwrotnie Będziesz odbierać telefon słowami : "Co tam znowu?"
Zulo, jeszcze troszkę wody w Wiśle upłynie i będzie odwrotnie Będziesz odbierać telefon słowami : "Co tam znowu?"
Może i tak będzie... Narazie staram się ograniczać te telefony, żeby nie wyjść na up....ą "teściową" . Ale nie ukrywam, że troszkę zżera mnie ciekawość jak się moje dziecię sprawdza w roli gospodyni...
I powiem Wam, że "kopara mi opadła" jak kiedyś dzwonię i pytam co robi, a ona na to, że pastuje podłogi, albo prasuje, albo robi jakiś gulaszyk... . Ja nawet nie wiedziałam, że umie żelazko trzymać w ręku... , że o pastowaniu podłóg nie wspomnę. I bardzo dobrze, że się bierze za takie rzeczy (ponoć w większości On pomaga). Ale zdziwienie moje nie ma granic... Jakoś mieszkając ze mną nic nie umiała...
Jakoś mieszkając ze mną nic nie umiała... hmm... wydoroślała Ci córa szybko :D Miłość zmienia ludzi
To jakoś tak jest, że u mamy się wiele rzeczy traktuje jako niemiły obowiązek, czeka na przypomnienie. Sama to jeszcze z własnego doświadczenia pamiętam. A u siebie, to jakoś bardziej cieszy, że to moje, że ja decyduję za siebie, że to ja się wykazuję, że to mój pomysł, a nei tylko spełnienie życzenia mamy. Popieraj, chwal, opłaci się
W sobotę byłam u córki z wizytą (nie mylić z "wizytacją" ). I przyznaję, że bylam pod wrażeniem. I to milym . Super się urządzili. Mieszkanko bardzo przytulne, wszystko tak ładnie, gustownie. Dużo uroku dodaje ten kominek (zażyczyłyśmy sobie z druga Mamą, żeby nam napalili od razu ). No a tak ogolnie to zobaczylam że sobie nieźle radzi. W pralce pranie się prało, lodówka pełna. Ale, żeby nie bylo...nie grzebałam po szafkach żeby sprawdzać , do lodówki zajrzałam podać mleko. Filifionko, napewno masz sporo racji... To co u mamy jest niemiłym obowiązkiem, we wlasnym domu staje się przyjemnoscią. A najwiekszą, chyba jest świadomość, że jest się to gospodynią
Zula masz rację to co u rodziców bylo przykrym obowiązkiem i nie chcialo sie nic robic to u siebie : 1. ktos musi 2. nikt mi nie mowi zrob to czy tamto 3. to postawilas nie tu a to powinnas zrobic tak 4. TO JA TU JESTEM PANIA DOMU i to jest najwazniejsze bo robie po swojemu
Zula masz rację to co u rodziców bylo przykrym obowiązkiem i nie chcialo sie nic robic to u siebie : 1. ktos musi 2. nikt mi nie mowi zrob to czy tamto 3. to postawilas nie tu a to powinnas zrobic tak 4. TO JA TU JESTEM PANIA DOMU i to jest najwazniejsze bo robie po swojemu
ad1) prawda, ale po latach ma się dosyć i się krzyczy: "Dlaczego akurat ja!?" ad2) to tylko kwestia czasu ad3) posłuchamy, posłuchamy ad4) ale się nie damy, bo panią domu jesteśmy i umiemy posługiwać się językiem, nawet obcym
Z tymi naszymi latoroślami tak już jest.Bądąc w domu nie angażują się zbytnio w prace i pomoc.A teraz moje najstarsze dziecko (płci męskiej) dzwoni do mnie i udziela praktycznych rad jakim płynem najlepiej umyć kafelki w łazience, aby pięknie błyszczały ... dodam też, że gotuje częściej niż synowa Czyli co?..... potrafi?.... a u mamy to nie ?
No właśnie. A potem wychodzi na to, że mama nie nauczyła :P
Hih.... gorzej, jak się spotykają w jednej rodzinie- cztery sposoby IDEALNEGO prasowania koszuli albo tresury psa... a tak mają mamy, majace powyżej czwórki dzieci.
No nie, to juz lepiej wychowywac jedynaczkę i walczyc z bzdetami, które koleżanki wyczytały w tzw. kolorowych brukowcach..
Z tego co widzę to jak narazie zarówno ja, jak i Jego Rodzice, zostawiliśmy Dzieciakom wolną rękę. Niech robia jak im pasuje. Ale oczywiście jakby co , to na rady i pomoc mogą liczyć. Przestalam się dopytywać co córka gotuje bo zaczynała się lekko wkurzać tymi pytaniami . Ale teraz częciej sama się chwali co i jak jej wyszło. Póki co wszyscy są zadowoleni. A to najważniejsze . Do swojej galerii wrzucam taka rodzinną fotkę, jakby kto chciał zobaczyć to zapraszam
Z tego co widzę to jak narazie zarówno ja, jak i Jego Rodzice, zostawiliśmy Dzieciakom wolną rękę. Niech robia jak im pasuje. Ale oczywiście jakby co , to na rady i pomoc mogą liczyć. Na razie????
No trochę źle się wyraziłam... Nie znaczy że "za jakiś czas" mamy im "rządzić w garnkach" . Przynajmniej ja. Póki co córki nie widziałam juz tydzień,a jak w piątek zadzwoniłam do niej pogadać to powiedziała, że...."teraz jej się nie chce" . No to KIT JEJ W UCHO Zadzwonila potem sama...;), ale w pierwszej chwili zatkało mnie , choć to było słychać że mówi żartem
Se poszły...........kij im w.......... jeno wnuka czasem niech dadzą.............
Ja nie rozumiem rodziców (zwłaszcza mamusiek), które za wszelką cenę chcą zatrzymać dzieci przy sobie. Kiedyś byłam na ślubie i weselu 40-letniego kolegi, którego mama płakała, że syneczek się żeni i opuści dom. Ja bym chyba pod sufit na jej miejscu skakała, że wreszcie "syneczek" jest dorosły i układa sobie własne zycie.
I ja też bym skakała Na moment przytomnie dodał, że wnuka czasem dać powinni - umiar mile widziany w sprawach wszelakich! Ptaki się nie patyczkują, odchowają pisklaki i wywalają z gniazda życząc wysokich lotów w swoim ptasim języku. Może ludzie powinni baczniej obserwować przyrodę? Moja bratowa, nie mieszka z córkami (mężatki), ale ciągle sobie czegoś odmawia, bo ma wewnętrzny nakaz pomagania dzieciom. Na przykład opłaca im rachunki za komórkę, całkiem spore zresztą. A dziewczyny zarabiają trzy razy więcej od matki. Uważam, że to jest chore
Chore ?... Emka pewnie nie z jej punktu widzenia.Lubi to, chce ... niech tak robi.
Spotkałam znajomą kilka dni temu, znamy się z wywiadówek.Od słowa do słowa wyszło na to, że jej syn też w tym roku ożenił się.Zaczęła mi opowiadac jak bardzo przeżywała "odejście synka" z domu .......spała nawet w jego pokoju !!! Nie miałam śmiałości jej powiedzieć, że ja pomagałam pakować rzeczy swojemu synowi... aby szybciej ...
Wrrr.... Napisałam się , napisałam i...wylogowało mnie przy zapisywaniu... No to jeszcze raz....
Ja też pospieszałam córkę z pakowaniem, aż mi niekiedy przygadywała, że chcę się jej tak szybko pozbyć. A ja poprostu nie mogłam się doczekać aż wreszcie porządzę sobie sama . Nie ma stert prania, prasowania, wiecznie naczyń do mycia... Wracam z pracy i jest tak jak rano zostawiłam. Odpoczywam Póki co nie narzekam na samotność. A dzwonie do niej codziennie choćby na kilka słów i...narazie nam to wystarcza. Dla mnie zawsze było najważniejsza świadomość, że dziecko jest szczęśliwe. A jest. To widać. A tym samym ja jestem szczęśliwa razem z Nią . Wprawdzie ,tak jak znajoma Niny, śpię w jej łóżku, ale nie z rozpaczy tylko...z wygody . Zrobiłąm sobie tu sypialnię, a duży pokój stał się naprawdę pokojem gościnnym.
Mój młodszy syn wyprowadził się z domu niepostrzeżenie. Po prostu coraz częściej nocował poza domem, brał z domu to co mu było aktualnie potrzebne i tak przez jakiś czas wyprowadził się na dobre choć tak naprawdę się nie wyprowadzał.
Też fajnie.... bezboleśnie i po cichu.
To nie jest dobra metoda. Ja się tak wyprowadzałam ze swojego domu rodzinnego. Do dzisiaj szukam niektórych moich rzeczy, których nie zabrałam od razu. Wiem, że ich już nie odzyskam
Kidy dziecko opuszcza dom, zostawia nam czas, z którym możemy zrobić co chcemy!
Kidy dziecko opuszcza dom, zostawia nam czas, z którym możemy zrobić co chcemy! Święta racja. Tak naprawdę dopiero teraz mogę realizować swoje własne potrzeby i plany.
Kidy dziecko opuszcza dom, zostawia nam czas, z którym możemy zrobić co chcemy! Święta racja Ja z tej swobody z upojeniem korzystam
Mój syn jeszcze nie wyfrunął, ale dzieci moich znajomych tak. Mieszkają w parach dobiegają prawie trzydziestki, nieźle zarabiają. Co powiecie na takie dzieci, które wyfrunąwszy z gniazd są niby na swoim, ale nie do końca gdyż: pieniążki na ich gniazdko dają rodzice, obiadki spożywają u rodziców, swoje pranie regularnie przynoszą do rodziców... Brrr...ciarki mi przechodzą po skórze... Mam jedynaka, ale nie wyobrażam sobie takiej dorosłości. Owszem finansowo można trochę dziecku pomóc, zaprosić na obiad, ale bez przesadyzmu! No i jeszcze być służącą swego dziecka?
ale niejedne Matki same sie o to proszą by byc sluzacymi..............
ale niejedne Matki same sie o to proszą by byc sluzacymi..............
I tu jest pies pogrzebany
Bettina!
całkowicie Cię popieram!
(acz w realu to jedynaczkę ..póki co... zdolna bestia,ang itp.. i jak wiekszość - Młoda w rozkroku-czy emigrować trwale czy coś sobie tu zbudować/stworzyć/założyć ... po doświadczeniach bardzo dobrych trzech lat TAM..)
pokazcie takiego mądrego rozdzica, który sie odważy coś doradzać hih! Ja tylko
Owszem finansowo można trochę dziecku pomóc, zaprosić na obiad, ale bez przesadyzmu! No i jeszcze być służącą swego dziecka? Tak jest, bez przesadyzmu!!! Nie za często zapraszać na zupę I nie doradzać! Nie doradzać! W końcu jesteśmy mądrymi rodzicami, jak bassa zauważyła
Hi hi.. sąsiadka napisała i zilustrowała...
http://gazeta.razem.pl/in...&t=1&page=11147
Tak jest, bez przesadyzmu!!! Nie za często zapraszać na zupę I nie doradzać! Nie doradzać! W końcu jesteśmy mądrymi rodzicami, jak bassa zauważyła
Emko, nie wiem dlaczego, ale wyczuwam w Twoich słowach ironię... Wyraziłam tylko swoje zdanie na ten temat nie każdy musi myśleć tak jak ja. Doradzanie akurat jak najbardziej popieram, pasożytowanie absolutnie! Bo skoro młodzi mieszkają ze sobą kilka lat, mają urządzone już mieszkanko, zarobki dwa razy większe od rodziców czemu wciąż są na ich garnuszku? A pralkę załączyć chyba każde dziecko potrafi...
basso gratuluję Ci utalentowanej sąsiadki.... świetny pomysł !
Bettino, zupełnie się z Tobą zgadzam w kwestii pasożytnictwa! Napisałam o zupie, bo nie zamierzam łamać sobie głowy wymyślaniem dań obiadowych, bo dzieci przyjdą z wizytą. Doradzanie tylko na wyraźną prośbę zainteresowanych. Niech mają prawo do robienia błędów.
Basso, super wyrodna matka
O! Gdzie ten poradnik można kupić? Koniecznie na gwiazdkę dla moich dzieci
My ostatnio po powrocie do domu z dłuższego wyjazdu zachowujemy się jak krasnoludki po powrocie z kopalni:
- Ktoś pił z mojego kubeczka! - Ktoś jadł z mojego talerzyka! - Ktoś spał w moim łóżeczku!
W każdym razie to tu, to tam, znajdujemy ślady bytności naszych dzieci, które wciąż mają klucz od domu
Ha ! A moja ma klucze od domu, a od wyprowadzki była tu może dwa razy. I to wpadła jak po ogień. Chciałam żeby weszła, posiedziała, bo jej chłopak poszedł coś załatwić, ale ona "nie, posiedzi w samochodzie, bo on zaraz będzie i uciekają do domciu". Nie wiem czy mam szansę na to, że przyjedzie sama do mnie ot tak sobie, w odwiedziny . Ona się tak rwie do tamtego domu, że sama stwierdziła, że tu- to już dla niej obce miejsce, bo dom ma tam. Chce żebym ja raz czy drugi przyjechała jak mogę. Ostatnio całe tygodnie jest sama, bo on pracuje i tylko na weekendy wraca. No to babcia była tam ze dwa dni. Chciała wnuczce pomóc i....stwierdziłą że wogóle pomoc nie jest żadna potrzebna. Wnuczka jest lepiej zorganizowana niż babcia . Czasami coś mnie podpytuje jak zrobić, ale raczej kombinują sami. Bombki na chionke tez już kupiła. Już opowiadała jak wszystko ma być. Radzą sobie i to nieźle - a to najwazniejsze. Tamci rodzice też nie czują dzieci "na głowie". Jedynie co, to świadczą w weekend "opiekę przedszkolnę" dla ich psiaka (bo młodzi jadą na uczelnie na całe dnie). Czyli w piatek po południu wiozą Misioperza (tak ma na imie ich piesek) do "przedszkola", a odbierają w poniedziałek. I to cała pomoc rodziców.
Radzą sobie i to nieźle - a to najwazniejsze. Tamci rodzice też nie czują dzieci "na głowie".
Jednak są młode pary, które dorosły do partnerstwa, bycia razem i doskonale się w tym odnajdują. A na częstsze odwiedziny u rodziców na pewno też znajdą czas na razie chcą się nacieszyć sobą i swoim gniazdkiem i to jest piękne! Gratuluję Zulu tak wspaniałej córki!
Dziękuję . mam nadzieję, że będzie im sie tak ukladać jak najdłużej i że ta pierwsza euforia związana z wyfrunięciem z domu nie skończy się za chwilę . Powiem tak...że może by to też inaczej było jakby byli na miejscu, blisko rodziców, w wynajętym pokoju. Ot tak, jak to robią młodzi jak chcą pomieszkać sobie razem. Wtedy tylko cieszą się sobą, a czas schcę spędzić na rozrywkach, nie myśląc o przyszłości. A u nich było trochę inaczej. Mają już konkretne plany na przyszłość i to wspólne mieszkanie to początek wspólnego życia, a nie "zamieszkanie na próbę". W wyszykowanie ich gniazdka, obie strony poczyniły spore inwestycje. A to też zobowiązuje. Pewnie-różnie bywa w życiu. Ale jak narazie jest tak samo od 4 lat i mam nadzieję że będzie tak dalej.
Mój jeszcze wciąż ma u nas dużo rzeczy, bo tamto mieszkanie dopiero remontuje i nie ma gdzie ich wszystkich pozabierać. Nawet mu mówiłam, żeby najpierw wszystko zrobił i dopiero się wyprowadzał (zwłaszcza, że to niedaleko, a u nas ma swój pokój), ale wolał zabrać materac, a spać już "u siebie". Kiedy przygaduję, że chętnie byśmy zobaczyli ten jego remont, mówi, że pokaże jak skończy. Doradzać nawet nie próbuję
Moje dziecko już na dobre z gniazda domowego wyfrunęło . Już nie ma tu jej rzeczy a jak przyjeżdża to zachowuje się jak gość. Radzą sobie bardzo dobrze z tego co się orientuję. Może nie wszystko organizują tak jak ja bym zrobiła, ale....to już nie moja sprawa. Cieszę się też z czego innego. Bałam się że córka nie będzie mogla dogadać się z teściową. A ostatnie miesiące pokazały, że są w bardzo dobrych stosunkach. W te wielkie mrozy córka nocowała u "teściów" (piszę w cudzysłowie, bo jeszcze nie są formalnie teściami ), bo panowie, młodszy i starszy mieli pracę na wyjeździe a paniom było razem raźniej i dla córki łatwiej bo nie musiała dojeżdżać do pracy. Teraz z wiosną co i raz słysze, że tamta mama wpada pomóc w ogródku, albo w domu, że razem sobie gotują, wymieniają się przepisami...:). Nie ukrywam, że chwilami jestem zazdrosna, że tamta Mama ma ją więcej niż ja. Ale w sumie to dobrze, że się dogadują, bo ja nie mam możliwości często pojechać (tamta Mama jest na emeryturze) i tez ja nigdy nie przepadałąm za takimi pracami garkowo-domowymi. To jak juz jadę - czuję się gościem. A też dzięki takim dobrym układom mojej córki z "tesciowa" mam spokojną głowę i mogę myśleć o ukladaniu własnego życia, bo wiem, że ona nie jest sama. A ja nie mogę być na każde zawołanie. Za to przez telefon codziennie się kontaktujemy. No i w miarę mozliwości spotykamy. Czy jestem wyrodną matką, że się ciesze że dziecko poszło z domu i jest wszystkim z tym dobrze ?
Zula skądże !!!..... mnie też cieszy, że syn mieszka osobno.Gdy zbyt często dzwoni to czasem dla żartu odbieram "czego znowu"?..... to on w odpowiedzi mi mówi, że jestem wyrodną matką bo nie tęsknię za synusiem Najlepiej jest kochać (stare) dzieci na odległość. One muszą żyć swoim życiem i cieszmy się, że im to wychodzi.
Zapisuję się do Waszego Klubu Wyrodnych Matek. Bardzo dobrze mi z tym,ze dzieci sa już poza domem.I nie rozumiem jak można się przed tym bronić?
Ja będę przewodniczącą w tym Klubie, mogę? Nareszcie bez dzieci Żeby tak ktoś jeszcze dał przepis na odzwyczajenie męża od jedzenia
a to się Anna Molga ucieszy....
mam jeden poradnik dla Fili , a wygląda że najpierw winna otrzymać swój egzemplarz - Przewodnicząca KWM
może dostanie bezpośrednio od autorki ??? cuda się zdarzają....
http://kultura.wp.pl/titl...ml?ticaid=19dbc
Zapisuję się do Waszego Klubu Wyrodnych Matek. Bardzo dobrze mi z tym,ze dzieci sa już poza domem.I nie rozumiem jak można się przed tym bronić?
Poradnik takowy to rzecz bezcenna! Operatorzy komórkowi zarabiają na rozmowach naszych, gdy dziecię dzwoni ze zmywaka z pytaniem jak się robi ruskie, omlety i inne skomplikowane pożywienie. Musi są tam też rady spoza sfery cielesnej
Podoba mi się pomysl takiego Klubu ! Oczywiście też się wpisuję I cieszę się, że jest nas więcej...bo czasami jak słucham np. komentarzy mojej Mamy to zaczynam myśleć, że jestem jedyną wyrodną matką na świecie Ostatnio zdarzyły się dni, że nie dzwoniłyśmy z córką do siebie... Babcia się pyta "co u niej"? A ja mówie, że nie wiem, bo od 2-3 dni nie dzwonilam. Żebyście widziały zgorszoną minę mojej Mamy... .
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|