|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
wydzielono z wątku: http://ruciane-nida.org/s...opic.php?p=6130 - pucior
Zgadzam się. Mam jeno do p. Andreasa jedno zastrzeżenie- pisząc o Iłowie i polskich emigrantach przejeżdżających tamtędy koleją, ni z tego ni z owego napisał, że podlegali oni odwszawieniu. Pewnie tak było, ale wszy u prostych ludzi w tamtych czasach były zwyczajne., a i emigranci w Iłowie przechodzili szereg ważniejszych procedur, o których p. Andreas nie wspomniał (napisał tylko o kontroli lekarskiej i o odwszawieniu). I czemuż Sz. P. historyk zwrócił na tę zwyczajną sprawę uwagę?Czyżby znów zadziałał stereotyp "brudnego Polaka"? Ja to rozumiem, ale myślę, że czytelnik niemiecki ma natychmiastowe skojarzenia. Do wypowiedzi Gdańszczanki warto dodać, że książka zwraca uwagę na pewne zapomniane rejony Prus Wschodnich, np. Mierzeję Kurońską.
Czyżby znów zadziałał stereotyp "brudnego Polaka"
Nie masz co się obrażać na Sz. P. historyka. Nie chciał nikogo obrazić. To był standard. Kiedy w porcie gdańskim istniał barak tzw. kwarantanny (czasy między I a II wojną św.) - usytuowany był tuż przy główkach portu i jedną z najważniejszych czynności wykonywanej na i wobec reemigrantów - to było właśnie odwszawienie. Zważywszy na ilość chorób zakaźnych, była to czynność nader powszechna. A wszy nie były domeną wyłącznie ludzi prostych. Były po prostu dość powszechne. Inne procedury - owszem - były ważne, ale odwszawienie dawało gwarancję, że nie przywleczono tyfusu.
Toteż się nie obrażam, tylko zwracam uwagę. Bez takiego kontekstu (wystarczyłoby pół zdania w nawiasie) mam ww. skojarzenia. Z kolei jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć, żeby wobec wszystkich taką procedurę stosowano (ile to odwszawianie mogłoby trwać?jakie budynki musiałyby być potrzebne?na pewno łaźnia i urządzenia do odwszawiania ubrań). Z wielu wspomnień wiadomo, że w niemieckich pociągach dla emigrantów przeznaczano oddzielne wagony, w skrajnych wypadkach nie wypuszczając z nich ludzi przez całą drogę do portów. Odnośnie Iłowa założyłem temat na Warmińsko-Mazurskim Forum Miłośników Kolei, ale jakoś nikt się nie odezwał...
Zgadzam się. Mam jeno do p. Andreasa jedno zastrzeżenie- pisząc o Iłowie i polskich emigrantach przejeżdżających tamtędy koleją, ni z tego ni z owego napisał, że podlegali oni odwszawieniu. Pewnie tak było, ale wszy u prostych ludzi w tamtych czasach były zwyczajne., a i emigranci w Iłowie przechodzili szereg ważniejszych procedur, o których p. Andreas nie wspomniał (napisał tylko o kontroli lekarskiej i o odwszawieniu). I czemuż Sz. P. historyk zwrócił na tę zwyczajną sprawę uwagę?Czyżby znów zadziałał stereotyp "brudnego Polaka"? Ja to rozumiem, ale myślę, że czytelnik niemiecki ma natychmiastowe skojarzenia. Stereotyp "brudnego Polaka" był 100 lat temu całkiem łatwy do podtrzymania. Dużo łatwiej niż dziś. Po prostu ówczesna pruska granica była granicą szeroko rozumianej cywilizacji zachodniej ze wszystkimi tego konsekwencjami. Np. drogi bite (czyli wówczas brukowane) były poza miastami praktycznie nieznane w ubogiej rosyjskiej Kongresówce (czyli na południe od Iłowa). Z rzadka łączyły miasteczko z jego odległym (też rosyjska specyfika) dworcem lub sięgały niewiele poza czworobok ulic wokół rynku mazowieckich czy podlaskich miasteczek. W tym samym czasie (2 połowa XIX w.) budowa dróg w Prusach Wsch. i Zach. przeżywała swoisty boom. Przy czym tylko główne odcinki były budowane z centralnej kasy. Olbrzymia większość ówczesnych dróg powstała w inicjatywy i za pieniądze lokalnych samorządów istniejących w Prusach od 1807 r. Właśnie w samorządności tkwiła największa modernizacyjna przewaga pruskich terenów. To miejscowi decydowali o podziale lokalnych podatków, a nie jakiś naczalnik nasłany z centrum jak to miało miejsce w zaborze rosyjskim. Samorząd będąc wynalazkiem całkiem starym nigdy nie zadomowił się na terenach władanych przez Rosjan. Po dziś dzień lokalne rosyjskie władze bardziej pilnują przychylności Kremla niż lokalnych ziomków. Słabe zakorzenienie samorządności widać też do dziś we wschodniej Polsce. Jakość lokalnych władz bywa tu dramatycznie niska (w porównaniu np. z poznańskiem), a chęć do wybierania różnych autorytarnych osobników wyraźnie większa, co widać w wynikach wyborów. Cywilizacyjne różnice pogłębiały głównie rosyjskie władze sprawując w Kongresówce rządy półkolonialne. Rozwój, ani gospodarczy ani społeczny nie był tu niczym istotnym. Po powstaniu styczniowym kilkadziesiąt miasteczek zdegradowano do statusu wsi (jaki kontrast w porównaniu do Prus gdzie małe miasta były podstawą administracji od czasów krzyżackich). Średniowieczna pańszczyzna utrzymała się na Mazowszu kilkadziesiąt lat dłużej niż w sąsiednich Prusach. Zachodni postęp we wszelkich dziedzinach powoli ale niepowstrzymanie rozprzestrzeniał się nawet na dalekich wschodnich peryferiach państwa pruskiego. Duże, a z czasem i małe miasta były jego katalizatorami. W ówczesnej zachodniej Rosji postęp dotyczył niemal wyłącznie większych miast, położonych na wątłej sieci rosyjskich kolei budowanych głównie z powodów militarnych. Albo nie budowanych wcale z tego samego powodu. To ostatnie dotyczyło np. terenu Mazowsza, a szczególnie rosyjskiej części Kujaw. To dlatego, na mapce linii kolejowych PKP do niedawna z łatwością można było zakreślić granice zaborowe - różnica w gęstości sieci była jaskrawa. Poza miastami i miejscowościami z dworcem - czas stał w miejscu. Proponuję obejrzenie Konopielki jak nie wiecie o co chodzi: http://www.youtube.com/pr...uery=konopielka Syn mazowieckiego małorolnego chłopa, mając licznych braci miał niewielkie szanse na lepsze życie w rodzinnej okolicy. Żył i wyglądał jak dziad, bo i Rosjanom wcale nie zależało by umiał czy wiedział więcej. Zresztą rosyjskie władze nie troszczyły się zbytnio o rozwój własnych etnicznych ziomków, więc co się miały przejmować buntowniczymi "paliakami". Jeżeli miał szczęście, to jakimś cudem dowiedział się, że można pojechać gdzieś bardzo daleko, za wodę, i tam dostać tyle ziemi ile się chce, a nie wegetować na płachetku z podziału między rodzeństwo. No i jechał w nieznane i niewyobrażalne. Choćby przez Iłowo. I tu zderzał się ze wspomnianą zachodnią cywilizacją, niezrozumiałą i odległą mentalnie. Tu było widać, że lokalnym władzom zależy na dobrobycie miejscowych nie tylko w słowach. I nie chodzi tylko o dobrobyt rodziny i kumpli. Co bardziej zdolni mogli się kształcić lub przynajmniej wyuczyć się porządnie danego fachu i wieść żywot poważanego rzemieślnika. Solidność, przewidywanie, pracowitość czy słowność stały znacznie wyżej w hierarchii niż na mazowieckiej wsi. Miejscowi mogli też stosunkowo łatwo opuścić rodzinne strony i zobaczyć inny, pędzący świat, odległy raptem o kilka godzin jazdy pociągiem. I to bez automatycznej zawiści sąsiada. Z tego zderzenia cywilizacji narodziła się też wspomniana odwszalnia w Iłowie. Na oko był to niezły kombinat i wcale się nie dziwię, że Kossert o nim wspomina: (załączniki). Odwszawialnia miała maskującą, dostojną nazwę Sanierungsanstalt czyli zakład leczniczy, albo dosłowniej "restaurujący". W domyśle chodziło o "restaurację" wyglądu i odzieży. Nie znam dokładnych dat tych zdjeć, ale przypuszczalnie są one z ok. 1915 r. a więc z czasu gdy pensjonariuszami nie byli emigranci a pruscy żołnierze - pucowani przez urlopem w hajmacie. Dokładnie tego typu obiekt stał też na 2 stacji granicznej przyjmującej emigrantów: w Prostkach. Zdjęcia są w wątki o stacji w Prostkach: http://ruciane-nida.org/kmk/viewtopic.php?t=557
Co do książki pana Kosserta. Potwierdzam, że jest to najlepsze i chyba najbardziej obiektywne źródło informacji o Prusach, Warmii, Mazurach, ich dawnych mieszkańcach, mentalności i wymarłej kulturze. Autor pięknie punktuje nacjonalistyczne zaczadzenie obu stron w ciągu ostatnich 150 lat, wylicza liczne manipulacje mające wymazać polskie albo niemieckie ślady przeszłości. Brak tu ugładzonych, sensacyjnie podkręconych opisów tak typowych dla współczesnych przewodników, a mimo to czyta się z rosnącym zadziwieniem, że tak niewiele wiemy o tej krainie i jak wspaniała była jej dawna różnorodność.
Dzięki, Lyck. Z tego rozumiem, że odwszalnia była zbudowana niekoniecznie tylko dla potrzeb ruchu emigracyjnego, ale także na każdy wszelki-graniczny- wypadek. Prosiłbym jeszcze o komentarz do pocztówek (dach w tle- budynek stacji?, pas wody?).Jak sanierungsanstalt umieścić na mapie dzisiejszego Iłowa? Na jednej z tych pocztówek Iłowo robi wrażenie wręcz sanatorium...
Znalazłem w necie wzmiankę z archiwalnego (z 1894r.) numeru New York Timesa o tym, że dwie linie żeglugowe z Hamburga zwróciły się do rządu pruskiego o ustanowienie na granicznych punktach Prus (Tylża, Ejtkuny, Prostki, Toruń, Iłowo) stacji kontrolnych, na których byłoby możliwe zawrócenie chorych, nędznych i chorych umysłowo emigrantów z powrotem do Rosji. To znany wątek emigracji do Ameryki, wynikający z kosztów ponoszonychprzez linie żeglugowe w przypadku zawrócenia niepożądanych emigrantów już ze Stanów. Być może więc powstanie Sanierunganstalt w Iłowie wiąże się z tym wydarzeniem. Byłoby to kilka lat przed największym nasileniem emigracji do Ameryki na początku XX wieku.
http://query.nytimes.com/...9619C94659ED7CF
Z kolei na jednej z amerykańskich stron genealogicznych znajduje się wzmianka dająca ogólny kontekst w tej sprawie. Mowa jest tam o całym systemie kontroli emigrantów na granicach niemiecko-rosyjskiej i niemiecko-austriackiej; stacja Iłowo była jednym z 13 punktów służących tej kontroli. Ciekawy może być fakt, ze tekst wspomina o oddziałach żołnierzy stacjonujących na każdym punkcie w celu zapewnienia przestrzegania przepisów prawa, według których każdy emigrant wjeżdżający na terytorium Niemiec musiał poddać się badaniom. System kontroli miał swoje początki w epidemii cholery w porcie nowojorskim w 1892r., w wyniku której linie żeglugowe poniosły wielkie straty; porozumiewając się między sobą i z rządem niemieckim, wysunęły pomysł właśnie systemu stacji kontrolnych. Jest to w sumie mało znany, a ważny składnik historii ruchu emigracyjnego do USA- kontrola lekarska emigrantów w Nowym Jorku była głównym elementem ich przyjęcia, a okazuje się, że taką kontrolę przeprowadzano już na niemieckiej granicy i to nie przez rząd amerykański. No i liczby z tego artykułu: na prawie 2 miliony emigrantów przyjętych do Stanów w 1907 r. (szczytowy rok emigracji) na niemieckich stacjach przebadano ponad 455 tysięcy. Wynika z tego, że w sanierunganstalt w Iłowie musiał być zatrudniony wykwalifikowany personel lekarski (w tym okuliści diagnozujący choroby oczu, zwłaszcza jaglicę, których bardzo obawiali się Amerykanie). Ciekawe, jak kontrole emigrantów w Iłowie wyglądały w liczbach, tzn. ilu emigrantów kontrolowano dziennie chociażby w owym 1907 roku, myślę, że kilkudziesięciu przynajmniej. Dodatkowo musiały istnieć procedury i budynki służące kwarantannie, wyjaśnianiu trudniejszych przypadków itp. Czyli w sumie Iłowo mogło wyglądać jak miniatura Ellis Island.
http://library.ndsu.edu/g...ry/journey.html
Ciekawe szczegóły na temat historii Iłowa, w tym wątek emigrancki:
http://w.droge.pl/ciekawostka.php?w=N&msg=58
Kolejna pocztówka, w przybliżeniu przedstawiająca chyba pracowników kuchni. W lewym górnym rogu dopisano, wydaje mi się, mniej oficjalną nazwę stacji. Entlansungstation- jakby "stacja odprawcza"?
Budynek w Iłowie-Osadzie związany z ruchem emigranckim, przed około 100 laty służący kontrolom,zapewne także lekarskim, emigrantom. W czasie wojny wykorzystywany jako miejsce tymczasowego przetrzymywania więźniów KL Soldau, a po wojnie siedziba szkoły zawodowej-Gimnazjum Mechaniczno-Kolejowego. Zdjęcie archiwalne przedstawia jednego z twórców szkoły, ks. Edmunda Domańskiego, z uczniami. Obecnie budynek w stanie ruiny, a z powodu swej wartości historycznej zupełnie na to nie zasługujący... Zdjęcia pochodzą z Wikipedii i ze strony Zespołu Szkół Zawodowych w Iłowie-Osadzie.
Dokopałem się wreszcie do źródła bezpośredniego. Choć sprawa dotyczy Prostek, nie ma powodu przypuszczać, że w Iłowie było inaczej. Polska emigrantka spod Łomży, rok 1907: "Ze świtem dnia prześlim granicę a potem przyjechalim do Prostek i tam bardzo nie podobał mi się obchód z pasażerami. Tak jak bydło gnane byliśmy do jednej zagrody z wyjątkiem tym, że kobiety osobno. A tam przez mus kazano nam się rozbierać do naga i ubranie nasze zabierali i parzyli, a nas wysyłali do kąpieli i potem gdyśmy były jeszcze nagie doktór nas egzaminował. Ja będąc wtedy 14 lat od wstydu mało się nie spaliłam".
"Pamiętniki emigrantów- Stany Zjednoczone", t.II.
Historia Iłowa i ciekawa galeria historyczna na stronie Lokalnego Porozumienia Samorządowego: http://www.lps.org.pl/historia.html
Zdjęcia lotnicze Iłowa-Osady:
http://www.dobre.zlotupta...sada/flash.html
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|