|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Zainspirowana doświadczeniami mojej koleżanki, która jakiś czas temu otworzyła biuro matrymonialne i z całą pewnością stwierdza, że ponad połowa jej klientów to ludzie po pięćdziesiątym roku życia, a także przykładem naszej Zuli i jeszcze paroma innymi ze swojego otoczenia postanowiłam otworzyć u nas wątek dotyczący takiej dojrzałej miłości. Ja osobiście uważam, że miłość po 50-tce może naprawdę dodać życiu niepowtarzalnego smaku i innego sensu. A jakie jest Wasze zdanie na ten temat ?
Moje zdanie jest jak najbardziej takie samo ! Pomimo, że jeszcze nie mam 5o lat.. . Ale faktycznie, taka miłość w wieku dojrzałym to coś zupełnie innego niż szaleństwo nasto i dwudziestolatków. Choć prawda jest taka, że i mając lat więcej można być szalonym i pomysły na życie (i miłość) mieć nie mniej ciekawe niż mając lat dwadzieścia . Może nie ma już takiego zdrowia i kondycji jak kiedyś, ale energia życiowa, humor, pogodne nastawienie i pełnia szczęścia - zupełnie wystarcza . Powiem tak. W takim "popołudniu życia" miłość właściwie już jest tylko dla przyjemności. I dlatego bardziej można się nią cieszyć. Juz nie jesteśmy nastawieni, na dorabianie się, na karierę, na wychowanie dzieci i zapewnienie im bytu. To wszystko mamy już za sobą (a przynajmniej w dużym stopniu). Teraz nadszedł czas na własne szczęście i poświęcenie mu większości swojej energii. Kiedyś nie było czasu (a często i pieniędzy) na własne rozrywki, bo zawsze było coś ważniejszego, wciąż się za czymś goniło. Teraz czas zwolnić i to jest dobry moment na miłość. Zwłaszcza jeśli wcześniej bywało z tym różnie. Powiem szczerze...Nie jestem najmłodsza, świetnie sobie zdaję z tego sprawę, ale nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz. Nigdy nie miałam tylu przyjemności, rozrywek, bo tez często i nie miałam na to ochoty. I dlatego za nic bym nie chciała się cofnąć o 20 lat. Chyba że tylko zegar biologiczny, a życie pozostawić to co teraz. Teraz poprostu cieszę się życiem. I bardzo duża w tym zasługa Miłości . To prawda co napisała Westa. Życie ma teraz zupełnie inny sens, bo lubię się życiem cieszyć, ale trzeba mieć z kim dzielić tą radość.
Moje zdanie jest jak najbardziej takie samo ! Pomimo, że jeszcze nie mam 5o lat..
Wiem, wiem
Moje zdanie opiera się na obserwacji, ludzi bardzo mi bliskich, więc przyglądając się z boku, mam śmiałość, żeby się wypowiedzieć.
Też uważam, że choć to zupełnie inny rodzaj uczucia, to nie mniej bogaty. A może nawet bogatszy? Ludzie kochają mądrzej, rozsądniej (na ogół). W dodatku chyba mają więcej czasu na kontemplowanie tego uczucia.
Jest też jednak coś, co utrudnia. To wieloletnie przyzwyczajenia, nagromadzone doświadczenia, również negatywne. Młodzi ludzie mają szansę się szybko do siebie dopasować. Nie sa jeszcze tak wyrobieni, ukształtowani. Łatwiej iść na kompromisy. Starsi mają przyzwyczajenia, każdy inne, których trudno się pozbyć. Dużo trudniej się dopasować. Nawet w tak błahych sprawach, jak miejsce odkładania ręcznika, czy sposób zamiatania podłogi. Wiele błahostek denerwuje. Do tego dochodzą doświadczenia emocjonalne, często złe, z poprzednich związków. Więc strach, obawy, uprzedzenia. Myślę, że trudniej dopasować dwie wyrobione już osobowości. A często do tego jeszcze dochodzi rodzina, do której ustawia się dystans, obawy narastają.
A więc piękna, ale i trudna to miłość.
Cóż... Mnie jeszcze sporo brakuje do "pięćdziesiątki", ale...
Po pierwsze, pozwolę się nie zgodzić z wypowiedzią:
Owszem, poniekąd to prawda, ale... Młodzi ludzie "dopasowują się", bo nie mają jeszcze wyrobionego własnego zdania odnośnie związku - więc łatwiej godzą się na różne "uwarunkowania" ze strony drugiej osoby. Tyle, że później te różnice wcale nie zanikają - tylko zaczynają coraz bardziej przeszkadzać.
Bardzo mądre słowa...
Pewnie jak zwykle wszystko zależy od konkretnych ludzi. Jedni dogadają się lepiej w młodości, inni na starość
Dodam, że zarówno młode pary jak i starsze pod wpływem miłości potrafia zmienic swoje przyzwyczajenia.Po prostu trzeba trafić na swoją "połówkę". Miłość w każdym wieku jest piękna i co ważne bardzo potrzebna.
Mój ojczulek (79 lat) trzy lata temu ożenił się.Zmienił sie radykalnie.Nawet zaczął jeść banany... czego nie robił przez całe zycie.Po nim widzę, że można zmienić się nawet na starość.
Mój ojczulek (79 lat) trzy lata temu ożenił się.Zmienił sie radykalnie.Nawet zaczął jeść banany... czego nie robił przez całe zycie.Po nim widzę, że można zmienić się nawet na starość.
A mojemu się nie udało, mimo wielu lat znajomości i prób dopasowywania. Nie umiała się też dopasować jego wybranka. Widocznie to nie były te połówki.
Po pierwsze, pozwolę się nie zgodzić z wypowiedzią: Zula Babula napisał/a: Ale faktycznie, taka miłość w wieku dojrzałym to coś zupełnie innego niż szaleństwo nasto i dwudziestolatków.
Zgadzam się Revanie . Żle się może wyraziłam, bo troche inne "szalenstwo" miałam na myśli. Młody człowiek jak jest zakochany to właściwie ma klapki na oczach i nie dostrzega reszty świata. Dla ukochanej osoby zrezygnuje ze wszystkich i wszystkiego (chocby to nawet nie miało sensu). Szybko się zakochuje ale też szybko zmieniają się obiekty miłości (no, nie zawsze, wiadomo). A w starszym wieku, napewno ta miłość nie jest gorsza, czy mniej emocjonalna, ale napewno nie sprawia, że przekreślamy wszystko wokół. Zauważ, że bywa i tak, że jedno z młodych nawet odwraca się od rodziny bo tak sobie życzy sympatia. W dorosłym wieku już się tak nie zdarza. Zresztą i partner(ka) szanuje to, że mamy jakieś znajomości, przyzwyczajenia i jak naprawdę kocha , nie zmusza nas do rezygnacji z tego wszystkiego.
A szaleństwa .... Szalone pomysły, wygłupy (na trochę innym poziomie niż 20 lat temu, ale nie mniej śmieszne). Na toteż powinno być miejsce
Młodość ma swoje prawa, średni wiek również, choć może nieco inne...ale w obu przypadkach potrzebny jest umiar i rozsądek, a wtedy każda miłość jest piękna...
I właśnie o to chodzi !
Zauważyłam, że o ile panowie w późnym wieku nerwowo poszukują partnerki, kobiety na ogół tego nie robią. Ciekawe dlaczego? Ja myślę, że mają poczucie, że swoje już zrobiły, dzieci odchowały, teraz wystarczy im wygodny fotel i święty spokój. Chyba bardziej poświęcają się dzieciom, wnukom, nie odczuwają potrzeby tworzenia nowej rodziny. A może to dlatego, że mężczyźni małżeństwo traktują jak przyjemność, a kobiety jak obowiązek?
Statystyki biura matrymonialnego tego nie potwierdzają.
Filifionko ... nie mam zbyt dużego doświadczenia w obserwowaniu "dojrzałej miłości" i jedynym odnośnikiem w zabieraniu głosu w tej sprawie jest małżeństwo mojego ojca. Nie szukał nerwowo partnerki, nie ogladał się za paniami.W domu miał wikt i opierunek.To raczej ja mobilizowałam go aby zapisał się do klubu dla seniorów, aby gdzieś wyszedł i pobył w gronie rówieśników.Wszystko na nic.Nie i koniec. Aż pewnego razu nasza krewna spotkała go na targu i bez czekania na przyzwolenie (niemal na siłę) wciągnęła go na zabawę andrzejkową w klubie "Wrzos".Jak wiadomo w takim klubie jest deficyt mężczyzn i każdy (wolny chłop) jest na wagę złota.No i tak się zaczęło.... wspólne wyjazdy na wycieczki, ogniska, wykłady i ta nasza krewna zauważyła, że kobiety (jej koleżanki) z klubu po prostu wariują aby tylko mój ojczulek zechciał na którąkolwiek spojrzeć łaskawym okiem.No i niejako z zazdrości sama "zabrała się " za tego rodzynka.Była wdową 16 lat i to bardziej ona niż ojciec pragnęła małżeństwa.A teraz wyjaśnię pokrewieństwo, żeby nie było niedomówień.Moja mama i jej mąż byli oryginalnymi kuzynami ... mówiłam i mówię do niej ciociu.Są wspaniale dobraną parą... nigdy nie widziałam ojca tak szczęśliwego. Mam mieszane odczucia ... bo z jednej strony żal mi mojej mamy, że chorowała i pewnie nie była zbyt szczęśliwa z ojcem (a on z nią) a zdrugiej strony cieszę się, że chociaż ojciec zaznał szczęścia. Filifionko z tego co obserwuję to ojczulek i ciocia traktują małżeństwo jak przyjemność a nie jak obowiązek. A dodam jeszcze, że kiedyś była u mnie koleżanka na lampce winka i nasza "dojrzała miłość "wpadła na chwilkę.Gdy moja koleżanka zobaczyła ich, posłuchała to powiedziała :"wiesz co?..jak wrócę do domu to koniecznie muszę porozmawiać z moim mężem"... niesamowite, ale rozsiewają taką energię wokół
Ja przyglądałam się trochę i oczywiście, że wszystko jest względne, bo ludzie różni i różnie na siebie trafiają. Ale widzę sporo starszych, samotnych pań, które poświęcają się całkowicie dzieciom, wnukom i zupełnie nie myślą o swojej przyszłości. Moja teściowa kiedyś mnie maksymalnie ofukała na sugestię, że mogłaby jeszcze się z kimś związać. A miała wtedy niecałe 50 lat i była bardzo efektowną kobietą. Za to mój ojciec do końca życia myślał o nowym małżeństwie. A jego wybranka nie i nie. Teraz dopiero żałuje, bo... gdyby za niego wyszła, to mogłaby teraz pobierać jego emeryturę.
A mnie bardzo wzruszyło to, co napisała nina. Przeważnie dzieci nawet te dorosłe nie są przychylne, kiedy jedno z rodziców poznaje swoją nową i jak się okazuje wyczekaną miłość. Krytykują, nie rozumieją jak można w starszym wieku no, bo po co? Toż starość przeważnie kojarzy się z chorobami nagłą śmiercią itp. I co się okazuje, że w starszym wieku ludzie tak samo potrzebują ciepła i miłości. A na miłość nigdy nie jest za późno. Bardzo mi się podoba to co napisała nina, że chociaż tata jest obecnie szczęśliwy.
Wygląda na to że u mnie było podobnie jak u Niny.
Wprawdzie nie ukrywam, że nie chciałam być sama, ale też nie umiałam (a może nie chciałam) szukać na siłę. Nie unikałam ludzi, ale też w relacjach damsko-męskich z potencjalnymi zainteresowanymi od razu tworzyłam dystans. To właśnie córka wciąż mnie nagabywała, że "powinnam sobie kogoś poszukać", że "nie chce żebym była sama", że "jestem fajna babka a sama zdziwaczeję (?) " itp... Kiedyś założyła mi nawet konto na Sympatii, a był nawet czas, że sama szukała i podsuwała mi stamtąd "kandydatów". A jak poznałam mojego obecnego Partnera bardzo się ucieszyła. Żartuje że to jej "zastępczy tatuś" . Lubi go i traktuje jak bardzo bliską osobę, chociaż rzadko się widują. Teraz idą święta - wraz ze swoim narzeczonym przygotowali mu tak fajny prezent, że prawdziwy ojciec takiego nie dostał od niej nigdy. I wiem, że cieszy się z faktu, że ja już nie jestem sama.
Uwierzcie, że są dzieci, które naprawdę chcą i cieszą się z takich "dojrzałych miłości" swoich samotnych przez lata rodziców. Pamiętam, że ja też zawsze chciałam, żeby moja mama kogoś miała. Ale, choć kręcili się koło niej panowie to tak się zaparła, że "nie !", że nie było na nią siły. Ona właśnie jest zdania, że kobieta ma prawo do jednego męża w życiu, a jak go zabraknie to powinna poświęcić się dzieciom. A już związek dla przyjemności to wręcz bezeceństwo . Dla niej związek powinien bezwzględnie kojarzyć się z obowiązkami, założeniem rodziny itp. a nie dla przyjemności bycia razem. Dziwne to podejście i....smutne takie . Ale taka jest i już. Mojego Przyjaciela lubi i akceptuje, ale....Czuję, że nie jest zadowolona, że ja zamiast czekać na skinienie córki jakby zachciała kiedyś tam pomocy, to mam własne życie i jestem szczęśliwa.
Jeśli dzieci kochają, a nie chcą zawłaszczać swojego rodzica dla siebie, to zaakceptują. Więcej, chcąc by miał kogoś bliskiego, będą nawet namawiać, poganiać, szukać. Tak jak to opisałyście. Obserwuję to u wielu moich znajomych. Moja o.m.c. synowa, która też nie tak dawno straciła ojca, właśnie kibicuje swojej matce w nowej znajomości i mówi, że się cieszy, że mama nie jest sama, że ktoś jej pomaga, że znów potrafi się uśmiechać. Ja i moja siostra też nigdy nie stawałyśmy w poprzek naszemu ojcu, chociaż miałyśmy wiele zastrzeżeń co do jego wyboru. Ale uważałyśmy, że skoro on tak wybrał, to jego sprawa. Było nam czasem przykro, kiedy cierpiał, ale cóż, życie to nie bajka.
Ale widzę sporo starszych, samotnych pań, które poświęcają się całkowicie dzieciom, wnukom i zupełnie nie myślą o swojej przyszłości. . No to ja jestem wyrodna matka i babcia... Nie mam zamiaru zajmować się nikim. Kocham dzieci. Moi synowie to najlepsze co mi się w życiu przytrafilo. To moja duma. Kocham ich ale na odległość. Na wakacje owszem, nawet na miesiąc. Wnuki owszem, ale nie na co dzień i nie w roli niańki.
No to ja jestem wyrodna matka i babcia... Nie mam zamiaru zajmować się nikim. Kocham dzieci. Moi synowie to najlepsze co mi się w życiu przytrafilo. To moja duma. Kocham ich ale na odległość. Na wakacje owszem, nawet na miesiąc. Wnuki owszem, ale nie na co dzień i nie w roli niańki.
Julio, wyjęłaś mi z ust. Kocham mojego wnusia, ale jeszcze bardziej kocham realizować siebie i swoje potrzeby. Tym bardziej, ze dopiero od paru lat tak naprawdę mogę to robić.
Całkiem niedawno wzięłam udział w dyskusji na temat pomocy dzieciom, wnukom itd. Zaczęło się od tego, że dziewczyna miała zostać sama wieczorem z maleńkim dzieckiem a matka zmieniła plany i nie przyszła. Katastrofa. A matka była tego dnia u swojej ciężko chorej matki w szpitalu. Wszystkie dziewczyny z małymi dziećmi bardzo współczuły tej, która nagle została pozbawiona pomocy. Poczułam, że muszę z tym stanowiskiem polemizować i wyszło na to, że będę fatalną babcią. Ale przynajmniej naświetliłam inny punkt widzenia, bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a najbardziej je ubodło jak napisałam, że bardzo sobie cenię wieczory z mężem, przy kominku i kieliszku wina nie wolno, trzeba się poświęcać, służyć pomocą i być do dyspozycji. Argumenty, że ciekawa świata babcia, która jest aktywna, podróżuje, ma swój świat, jest lepszą babcią niż ta, która tylko czeka na to aby wykąpać wnuka, nie znalazły zrozumienia. A ja bardzo dobrze wspominam moją babcię, która miała własne życie, grała w brydża, szyła sobie sukienki i czytała mnóstwo książek, o których potem ciekawie opowiadała. Ale może nie powinnam się wypowiadać, bo jeszcze nie mam wnucząt.... Ważne żeby być sobą. Nie chcę powiedzieć, że babcia opiekująca się wnuczętami jest zła, absolutnie nie, jeśli się w tym spełnia, to ok Wracając do dojrzałej miłości....cenię ją sobie bardzo. Cieszę się, że przetrwałam te niedojrzałe burze i rozpacze, młodzieńcze dylematy, po to, by delektować się głębokim smakiem aksamitnego uczucia. Uważam, że prawdziwa miłość to właśnie taka, dojrzała
Niedawno minęły dwa lata, gdy się zakochałem. Gdy się zakochaliśmy w sobie. Niemal z dnia na dzień. Oboje byliśmy po pięćdziesiątce. Decyzję podjęliśmy niemal natychmiast. Przemeblowaliśmy całe swoje życie. Teraz mieszkamy razem i - jak to ładnie napisała powyżej Joanna - "delektujemy się głębokim smakiem aksamitnego uczucia". Dzielimy się naszą radością z kim się da i widzę, że ta pozytywna energia udziela się innym. Nie przypuszczałem, że w moim zgorzkniałym, pozbawionym przyszłości i odartym ze złudzeń życiu może nastąpić tak ekstremalna odmiana! Nie przypuszczałem, że spotkam dziewczynę, z którą znajdziemy tak wiele wspólnego. Na dobrą sprawę dopiero teraz czuję i wiem, czym jest związek partnerski, prawdziwy, pełny. Dlaczego za młodu tak łatwo samego siebie przekonałem do zadowolenia się namiastką takiego związku? Dlaczego przez lata godziłem się na to, aby taki "udawany" związek niszczył niemal wszystkie radości życia? Dlaczego oboje musieliśmy pokonać te same rafy, aby wreszcie spotkać się tak kompletnie i cudnie? I jak ustrzec przed naszymi błędami nasze dzieci?
I jak ustrzec przed naszymi błędami nasze dzieci?
Ech, te nasze dzieci. Ma wrażenie, że obowiązuje tu zasada, którą w "Wojnie domowej" powtarzał Kobiela: "Jak sie nie przewrócis, to sie nie naucys" I oni koniecznie chcą się przewracać na własny rachunek.
A ja mam wrażenie, że to nie kwestia wieku, ale ludzi. I niektórzy mają szczęście spotkać tego właściwego człowieka w młodości, a inni później.
Zgadzam się z Fili. A dzieci? jak koty chodzą swoimi drogami i uczą się na własnych błędach i same muszą krok po kroku zdobywać życiową wiedzę.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|