|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Kochani,
Kto wie, niech zabierze głos. Mowa o śpiewaniu amatorskim z akompaniamentem własnej gitary.
1. Wiadomo, że kiedy gra się piosenkę według śpiewnika i według podanych akordów, to taka piosenka brzmi najlepiej. Ale jest problem własnej skali głosu. Użytecznie dysponuję oktawą i tercją we własnej skali glosu, więc kiedy akompaniuję sobię wg śpiewnika, często nie mieszczę się głosowo. W takiej sytuacji albo transponuję akordy, aby móc zaśpiewać czysto od góry do dołu albo pomagam sobie kapodastrem. Czy uważacie, że tak powinno się robić?
2. Czy upraszczacie sobie akordy?
Jeden przykład: "16 ton" gra się oficjalnie tak: Zwrotka e H7 e H7 e H7 e H7 e e7 a a7 H7 e Refren e H7 4x a a7 H7 e
Ostatnio słyszałem tę piosenkę kilka razy w wykonaniu różnych zespołów i przyglądałem się jak gitarzyści to grają. I widziałem, że grali to prościej, a efekt był zawsze znakomity. Da się?
3. Czy używacie czasem akordów skróconych (tzw. power chords)?
Dzięki za użyteczne odpowiedzi.
odp. 1. Ja bardzo często używam kapodastera grajac piosenki "ze śpiewnika" ponieważ w większości przypadków po przetransponowaniu brzmia już inaczej. Jednak czasem, choć rzadko, warto przetransponować bo piosenka wtedy zyskuje na brzmieniu.
Kapodastera żywam ponadto bardzo często grając piosenki z zespołem w tym celu, żeby dwie gitary nie grały tego samego.
odp. 2. To zależy. Od rodzaju piosenki, jej tempa, melodii itp. Czasami uproszczenie akordów nie powoduje zmiany granej melodii (tak jest np. w bluesach, patrz 16 ton), a czasem nie da się zagrać niepełnej "akordówki" bez "straty" dla piosenki. Czasem trzeba dołożyć do podanych akordów coś "od siebie" .
odp. 3. Czasem używam ale to też zależy od rodzaju utworu. Moim zdaniem nie we wszystkich piosenkach się da, a szczególnie grając samemu.
Podkreślę, że nie jestem muzykiem i jest to tylko moje skromne zdanie
A ja jestem zdania, aby uzywać kapodastera tylko w ostateczności. Wiem, że wielu gitarzystów stosuje ten zabieg ze znakomitym skutkiem, ale chodzi im bardziej o brzmienie niż ułatwienie sobie zadania. Osobiście zalecam (nie jestem jakimś tam profesorem) transpozycję. Dlaczego? 1. Poznajesz nowe akordy 2. Może zabraknąć Ci gryfu:) 3. Możesz zapomnieć kapodastera, albo Ci się zwyczajnie popsuje.
Odnośnie akordów w śpiewnikach: bardzo często są to tzw. akordy uproszczone. Warto posiedzieć nad danym utworem i dodać coś od siebie np. po akordzie F dur - akord F7, a dopiero potem B dur (jedna z najmniej skomklikowanych kombinacji). Podobnie e moll - e moll7 i a moll.
Bardzo lubię grać na gitarce i śpiewać - w ten sposób komponuję. A najbardziej fascynuje mnie fakt, że pierwotne wersje moich pieśni brzmią "ogniskowo" (tak to brzmi w domu przy kominku) , aby potem zamienić się na sali prób w heavy metalowe "kilery":)
Pozdrawiam, "GRZYWA"
Pawle i Grzywo,
Bardzo dziekuje za rady.
Rzeczywiscie kapodaster przydaje się, kiedy chce się pozostać przy akordach "śpiewnikowch" a tylko zmienic tonację dopasowujac to do wlasnej skali glosu. I rzeczywiście, kapodaster na dziesiątym progu powoduje, że gitara zaczyna grać jak mandolina, a za to progi stają się wąziuteńkie i trudniej zmieścić tam nowicjuszowi palce
Transpozycja bywa przyjemna, a nawet czasem umożliwia łapanie łatwiejszych akordów Co do wzbogacenia grania akordami na przyklad septymowymi, nie jest to głupie. Właśnie w śpiewniku SAPu masa piosenek podana jest z wszelkimi szykanami i kiedy się według tego gra - brzmi to bardzo ładnie. Nie zawsze jest to łatwe, ale po to się ćwiczy Jedna rzecz, Grzywa, po transpozycji czasem jeden czy dwa akordy konieczne do zagrania są z tych trudniejszych, a czasem wymagają złapania znienacka akordu barre na wysokiej pozycji. Trochę to deprymuje...
Zauważyłem, że kiedy jakaś piosenka autorska napisana została przez gitarzystę, to sekwencje akordowe są przyjemniejsze w łapaniu (łatwiej się przekłada palce do kolejnego akordu) Coś w tym jest, nie?
Jeszcze raz piękne dzięki, wypróbuję rady.
Niecny Książę, kiedy zaczynałem grać na gitarze pomijalem wszystkie akordy tzw. "barowe". Nauczyłem się wtedy, zupełnie intuicyjnie, grać akordy inaczej. Polegało to na tym, że jednym palcem grałem na dwóch strunach:) Do dzisiaj gram w ten sposób, kiedy "barowe" mnie męczą. A wszystko zaczęło się od "normalnego" akordu A dur (trzy paluszki na drugim progu). Zauważyłem wtedy, że z łatwością zagram ten akord dwoma palcami (drugim i trzecim) i uzyskam taki sam czysty sound jak przy uzyciu trzech. A jeszcze mam dwa palce wolne!!!! I mogę sobie nimi "majstrować" przy różnych ozdobnikach. I dalej to juz poszło lawiną...
Ale takie granie ma jedną wadę: rzadko który gitarzysta, nawet z tych bardziej zaawansowanych, zorientuje się co grasz:) Jakbyś zobaczył np. F dur w mojej kombinacji, pomyślałbyś, że gram C dur, e-moll jednym palcem, amol na V progu dwoma palcami itd. i itp. Może takie techniki są śmieszne, ale bardzo, bardzo praktyczne. Pozdrawiam, "Grzywa".
Święta prawda, Grzywo. Mnie do rozpaczy doprowadza, jak gitarzysta chwyta coś trzema palcami na cienkich strunach w okolicach 5-7 progu i to nawet ladnie brzmi. No nie zgadne co chwyta.
Z barre od E (także E7, e itd.) nie miałem nigdy klopotu, bo to był podstawowy wymóg dla punkowca Prawda, ze zagrasz tak nawet F na 13 progu, ale to raczej na elektryku...
Za to upiorny akord dla mnie to H dur barre od A. Jakbym sie nie starał, nie przycisnę wszystkiego czysto. H7, h moll prosze bardzo. Ale nie H dur. Dlatego rozpaczliwie gram H dur jako barre od E na 7 progu, trudno.
A ja brzdąkam i fałszuję:)
Ja tez i nie zawsze dobrze mi z tym . Na kuńcertach nie wolno "jechać po czarnych", hehehehehhehe
Ja mam na to sposób: gram tylko przy osobach, które mają gorszy słuch ode mnie, a przy reszcie siedzę cicho
Panie i Panowie tu nie chodzi o to kto falszuje, a kto nie. Moim zdaniem najważniejsza jest przyjemność, jaką sie czerpie z muzykowania. A czy śpiewa się dla żony, mamy lub kolegów, przy ognisku, na kajaku lub rowerku (lubię pograć na gitarze jadąc pustą ulicą rowerem), to nie jest ważne. No, co innego scena...., ale Mandaryna pokazała, że tyż można:))
Zatem grajcie i śpiewajcie, bo świat bez muzyki (tej małej, dużej i wielkiej) byłby tym, czym chłop bez jaj, seks bez orgazmu, golonka(o) bez piwa, gitara bez strun albo Polska bez afer. "śpiewać każdy może" i grać też - nie żartuję. Jeśli są słuchacze, jeśli jest choć jeden słuchacz, jeśli grasz tylko dla siebie - warto:)
Pozdrawiam i zaiwaniam na próbę, "Grzywa".
Ja mam na to sposób: gram tylko przy osobach, które mają gorszy słuch ode mnie, a przy reszcie siedzę cicho
Ja też;-)
Zauważyłem, że kiedy jakaś piosenka autorska napisana została przez gitarzystę, to sekwencje akordowe są przyjemniejsze w łapaniu (łatwiej się przekłada palce do kolejnego akordu) Coś w tym jest, nie?
Każdy instrument ma swoje "ścieżki" - czyli typowe sekwencje dźwięków, przystosowane do budowy i techniki gry. Więc utwory robione przez gitarzystów w podswiadomosci na pewno nie bedą "w poprzek". Moga być bardzo trudne, ale zawsze będą do zagrania, w przeciwieństwie do numerów transponowanych z innych instrumentów - tu, jak się do nich nie przyłozy ktoś wprawny, numer moze być po prostu sztuczny, kiepsko brzmieć itp.
Co do tonacji piosenek. Tu jest problem natury fizjologicznej: musisz śpiewać w tonacji, nad którą panujesz od poczatku do końca utworu.... (czasem dość trudne) ORAZ Musisz znaleźć taką tonację, aby barwa utworu była zgodna z jego charakterem - TAK! Nieprzypadkowo niektóre numery są w d-moll, a inne w Es-dur. Gdyby to nie miało znaczenia, Chopin, Bach i inni by grali tylko po "białych". ORAZ Przy instrumentach strunowych musisz się dostosować do cech instrumentu i nie próbować "na siłę " brać tonacji, które nie zabrzmią. Tu pomaga warsztat (rózne pozycje tego samego akordu+ kapodaster).
Więc drodzy Szantymaniacy - moim zdaniem - jesli warsztat wokalno-instrumentalny nie jest spójny z wybraną tonacją w stopniu co najmniej minimalnym, to piosenka "nie idzie", "nie brzmi", nie wyraża emocji tak, jak byśmy po niej oczekiwali.
Wbrew pozorom - wybór tonacji utworu jest rzeczą bardzo ważną.
Fiskalny,
Dziękuję pięknie!
Anegdotka: Idą Święta, więc zacząłem ćwiczyć z gitarą kolędy i pastorałki Wiadomo, są proste, trzy akordy durowe z reguły. Tyle, że ostatnio ćwiczyłem piosenki żeglarskie i nie mogłem się pohamować, żeby nie grać kolęd i pastorałek w tonacjach i akordami charakterystycznymi dla piosenki żeglarskiej (np. sporo septym). Szło ciekawie, różnie brzmiało z wyborem kolejnych dźwięków podstawowych, ale jakoś mało kościelnie, a bardziej... żeglarsko ;) Żona poddała się, kiedy zagrałem "Cicha noc"... Z nastrojowej kolędy powstał skoczny utwór... Powiedziała, że przegiąłem i że ona tego śpiewać tak nie będzie
Po Jacku to ciężko jest cokolwiek z sensem dopisać biorąc pod uwagę jego merytoryczne przygotowanie, ale należy też przypomnieć, że kiedyś istniał strój naturalny w odróżnieniu od dzisiejszego systemu równomiernie temperowanego. Wtedy utwór napisany w es-mol ni jak można było zagrać inaczej niż właśnie w es-mol. Do popularyzacji dzisiejszego stroju przyczynił się J.S. Bach publikując zbiór preludiów i fug „Das Wohle coś tam coś tam” system ten jak każdy wie polega na podziale oktawy na dwanaście równych półtonów a stosunek kolejnych dźwięków wynosi dzięki czemu możemy transponować ile wlezie bez straty dla utworu i z przyjemnością dla wykonawcy. Co do kapodastra to scenicznie jest on bardzo niewygodny ponieważ zmienia naciąg strun i zazwyczaj gitara przestaje stroić (no chyba że się ma dwa instrumenty przygotowane wcześniej). Kapodaster jednak otwiera wiele możliwości jeśli chodzi o granie w duecie czego Ci życzę Niecny Książe.
„Das Wohle coś tam coś tam” "Das Wohl temperirte Clavier oder Praeludia, und Fugen durch alle Tone und Semitonia ..." - czyli w skrócie WK Przez to wszytko stało się łatwiejsze... Chociaż pewnie wiele tracimy na tym, że wszystko zostało tak spłaszczone.
Wracając jeszcze do wypowiedzi NK - u mnie w domu każde święta sprowadzają sie do tego, że moi rodzice biorą gitary a ja skrzypce i gramy kolędy - sęk w tym że mój tatuś na 12-strunówce ma problem z graniem wolniejszych kawałków - więc wszystko idzie bardzo dynamicznie, z akordami septymowymi itp. I wychodzi to naprawdę dobrze - tylko trzeba się przyzwyczaić.
Ogólnie - odnosząc się do głównego wątku - każda muzyka grana z akompaniamentem własnej gitary ma swój charakter. Akustyczne wersje wielu utworów odświeżyły je.
Miałam kiedyś przypadek, ze na wyjeździe w Grecji w hotelu zastałam "Wieczorek gitarowy". Chłopaczek wyszedł na scenę, siadł na krzesełku, przystawił sobie mikrofon i śpiewał popowe utworki. I tak właściwie śpiewał i grał dla siebie (chociaż w hotelu pełnił funkcję GO - General Organizer - odpowiednik naszego KO-wca ). Później się przyznał, że gra dopiero od roku na tej gitarce (starał się omijać chwyty barowe) Kiedy się zmęczył, przekazał gitarę mnie (rodzice mnie wystawili)... a że nikt tam polskiego nie znał to ja dawaj - "Timeraire", "Wzgórza Walii"... i takie inne balladki szantowe... I nagle się ludzie zainteresowali... Nawet tańczyć zaczęli... Może dlatego ze sie nie boje używać innych chwytów niż D A G
Kiedyś jakoś miałam hamulce żeby grać i śpiewać przed ludźmi. Ale to właśnie szanty mnie na to wszystko otworzyły (no może moja schola w Kościele też, ale to inna historia). Teraz widzę, że to, że gram, może sprawić innym przyjemność, może komuś innemu dodać odwagi, żeby też się otworzyć. A może dzięki mnie wyłoni się kiedyś jakiś wielki muzyk
Może dlatego ze sie nie boje używać innych chwytów niż D A G Jasne, bo w Timeraire nie ma h, B, F ...
A właśnie, że są...
Właśnie o to mi chodzi
Czepialski
Teraz widzę, że to, że gram, może sprawić innym przyjemność, może komuś innemu dodać odwagi, żeby też się otworzyć. A może dzięki mnie wyłoni się kiedyś jakiś wielki muzyk Święta prawda. I poziom umiejętności nie ma tu znaczenia. Moje są tak mierne, że naprawde ciemno musi być i głucho, żebym się odważyła. Ale jednak i mi było dane komuś radości dostarczyć.
Trafiłam kiedyś na późną kolację do domu znajomych, których 9-cio letnia córka czyniła pierwsze kroki muzyczne. Za nic nie chciała pochwalić się przed gośćmi swoimi umiejętnościami. Sytuacja się odmieniła, gdy korzystając z faktu, że w ich gospodarstwie domowym były dwa instrumenty (pianino i gitarra), zaproponowałam dziewczynce, że jej pomogę. Koślawe to było aż strach, ale brzdąkałyśmy sobie przez dobre 2h. My z każdą chwilą bawiłyśmy się lepiej, nie wiem jak słuchacze:)
Jak byłam tam poraz drugi, moja mała koleżanka oporów już nie miała. A od jej rodziców dowiedziałam się, że od czasu naszego duetu jakaś śmielsza się pod tym względem generalnie zrobiła. I ja się z tego cieszę bardzo.[/quote]
Śpiewanie z akompaniamentem własnej gitary hmmm. kiedys probowalem, bylo to w czasach The Shadows i The Beatles, czyli nie tak dawno haa...! Pobieralem nauki w Studium Nauczycielskim na kierunku technicznym. Wtedy od podstaw wykonalem wlasna gitare, taka elektryczna. Moi koledzy z roku, za moim przykladem, w ten sam sposob stali sie posiadaczami takich samych instrumentow. Perkusje zrobilismy ze starych werblow "pionierskich". I powstal zespol. Poczatkowo nasladowalismy w/w zespoly, pozniej pod opieka uczelnianego muzyka aranzowalismy piesni typu "Piesnia o Szczorsie" i "Raskinulos more sziroko" itp. Pierwszy koncert na akademii z okazji 50 rocznicy Rewolucji Pazdziernikowej. Nawet na chalturach zarabialismy. Dzisiaj o gitarze juz zapomnialem, czasami pogrywam na ustnej harmonijce za przykladem Con Brio. Pozdrawiam!
Pytanie do gitarzystów, naiwne, że aż boli, ale mnie nadal maligna męczy. Pomóżcie.
G-dur łapany 4 palcami jak wszyscy wiedzą to:
3 3 0 2 3
A jak się złapie: 3 3 0 2 3 0 czyli C-E-G-D, to jak się taki akord nazywa? Interwały 1-3-5-9. Nie mogę tego znaleźć w mojej książce...
(Odpowiedź pewnie trywialna, ale proszę nie zabijać)
Dla mnie zawsze to było C2 (ale może się mylę) - a to dlatego że jest to akord C-dur z dodaną sekundą D...
Myślę, że nie ma różnicy czy napiszemy C2 czy C9 - w końcu akord nonowy też może być, bo nona (9) to przecież oktawa (8) i sekunda (1)
Fajnie kombinujesz Jolu, ale:
Csus2 to C-D-G [trójdżwięk, brak E, tercja zastąpiona sekundą] czyli 1 - 2 - 5 C9 to C-E-G-Ais (B) - D [pieciodźwięk zawierający septymę zmniejszoną (B)] czyli 1 -3 - 5 - b7 - 9
A ten akord co mnie dręczy, to czterodźwięk i to gdzie on występuje! Ano, m.in. we "Whisky moja żono" zespołu Dżem... Czego tego ścierwa nie ma w "501 akordach", a pokazują tam za to chwyty dobre dla małp długopalcych?!
Ale ja nie mówiłam o Csus2 tylko jak to gitarowcy mówią Cadd2 (strona chords.pl sie zgadza ze mną
Ach, Cadd2... No patrz, fajnie! I dziękuję!
Trzeba chyba Phila Capone, autora "501 akordów gitarowych" wysłać do Polski na przeszkolenie
(Na chords.pl nazwano to Cadd9: x 3 2 0 3 3, ale juz wiadomo o co chodzi.)
Antku, Cadd2, Csus2 a nawet Cmaj7/9+ (ce-dur septymowe z noną zwiększoną )czy jakieś inne tam.... Jakbym wiedział o co co chodzi to grałbym z Ich Troje
Szacun dla ciebie za upór, ale 85% piosenek okołoszantowych jest granych na najprościejszych akordach i na tym polega ich urok....
dla cię za zgłębianie zawiłości podstaw harmonii i budowy akordów...
Długi,
Jest taka śliczna piosenka Yank Shippersów "Łódeczka" i tam leci G-dur na zmianę z Cadd9 A ten Cadd9 jest prościutki. Po prostu grając G-dur przekładasz palce wskazujący i środkowy ze strun E i A na A i D Jak to brzmi! (Ale potrzebowałem nazwy akordu)
Masz rację: Piekno piosenki żeglarskiej polega na tym, że większość pieśni zasadza się na na kilku prostych akordach granych pełnymi uderzeniami kostką, a gitara pełni głównie funkcję akompaniująca. (Ale bez akordów septymowych to jednak by nie zagrało, zgodzisz się?)
Za to do "obłędu" doprowadza mnie technika "metalowa" - głównie power chords i z konieczności tak grane na elektryku, żeby na przykład nie zawadzić strun E i e Na to za stary jestem ----
Eno? Ich Troje tak wyszkoleni muzycznie? Nie chce mi sie wierzyć
Za to do "obłędu" doprowadza mnie technika "metalowa" - głównie power chords i z konieczności tak grane na elektryku, żeby na przykład nie zawadzić strun E i e
Bejs-bol?
Tak. basista bierze bejs (ang. bass) za gryf i wali w co popadnie Ciekawszą tonacją jest W-bass-ball (double bass ball) wykonywany kontrabasem
Mistrzem zaś Cis-bolu był Pete Townshend z The Who, ten Cis-kał elektrykiem w co się dało...
A znasz akord hendriksowski (C7#9)? Trzeba do niego polać gitarę benzyną, podpalić... i wiać
Patrz Pan, gram ten akord i to dośc często i nie wiedziałem, że tak sie ładnie nazywa.. Aż sobie zapiszę
Paweł, ten hendrixowy z całopaleniem gitary ??? Szkoda, że na żywo nie widziałam
Antku to C9+ zauważ że pod tym D ciut niżej znajduje sie oktawa (c). A dwójka "niby" to samo ale nie brzmi jak nona. Pozdrawiam.
Uff, Ignac. Dziekuję.
W tej książce jednak aż tak dalece się nie posunęli, poprzestając na C9: C-E-G-Ais-D i cały szkopuł w tym. że nie pokazali ani razu tego czterodźwięku w ktorym Ais (naszego B) nie ma
Oburącz za gryf i po kłopocie...
Paweł, ten hendrixowy z całopaleniem gitary ??? Szkoda, że na żywo nie widziałam
Bo ostatnio nie przychodzisz nanasze koncerty
Oburącz za gryf i po kłopocie...
Hiszpański kołnierzyk????
Antku wprowadziłem Cię w błąd. Ten akord to C9 tylko uproszczony przez wyrzucenie septymy. Gadałem z różnymi muzykami i coraz głupszy jestem. Idę do budowlanki
"Nie oznacza to, że realizując akord musimy użyć wszystkich jego składników. Tu zawarta jest ta swoboda wykonawcza, o której wspominałem wcześniej. Symbol określa nam bardzo ściśle rodzaj akordu, ale o jego układzie, czy składnikach, które zastosujemy, decyduje nasz smak i wrażliwość muzyczna."
Ten cytat chyba najlepiej wyjasnia sprawę. Pozdrawiam.
Naprawdę Ci dziękuję Ignac, że zadałeś sobie tyle trudu. Tak sobie myślę, że gość jak Ty, który gra bądź co bądź na gitarze klasycznej, siłą rzeczy orientuje się w tych zagadnieniach niezgorzej. chętnie z Tobą wypiję, jak gardło się wyleczy (i wrócę w marcu z nieuniknionej podróży zagranicznej).
Nie poruszam już szczegółowo kolejnej kwestii, ale ją sygnalizuję. W utworze Kolysanka dla Janka autorstwa Janusza Sikorskiego, ktoś podał między innymi takie akordy: c0, e0 oraz d0. Te "zerowe" akordy mają, jak rozumiem, taką cechę, że nie są ani durowe ani molowe. Można chwycić C0 jako czterodźwięk na jeden z przynajmniej z czterech sposobów i poprzez przesuwanie dłoni po gryfie wykonywac i D0 i E0 i cokolwiek "zero".
Czy ktoś chciałby podzielić się doświadczeniami na temat akordów zerowych?
Oj - same dobre rady... Kiedyś nikt tak naprawdę nie potrafil ich udzielić - kombinowało się samemu... Były tylko książeczki z podstawowymi akordami - nawet nie miałem pojęcia, ze są jakieś "zerowe":-( Za to były chęci, gitara, byle jakie teksasy i nie byle jakie buty:-) "BEATLES'ÓWY"!!:-)
Ale w końcu to byl chyba rok (niestety - nie podpisywałem fotek) 64 (1964 - albo nawet 63...)
Ciekawe te wywody o śpiewaniu przy akompaniamencie własnej gitary:-) PZDR
Spora ta gitara jak na klasyczną
Bo to akustyk, chyba defilowski (a może nie?) Miałem podobną, właśnie Defila i co bylo dziwne stroiła we wszystkich pozycjach(jak nie Defil ). Miałem na niej "czerwone labellki" do falmenco (twarde jak *&^^%^) ale grała ładnie i głośno)
Jak na akustyk, to ma straszliwie "klasyczne" klucze, nie uważasz, Długi? Ale rozmiarowo - "jumbo".
Może ktoś z Was ma fotkę różnych Defili? Ja gdzieś tutaj na Forum juz pokazywałem, znalazłem tę fotkę.
Ta Defilka jazzowa ma zniszczony podstawek, spaczony gryf, luźny zresztą, ale po założeniu brakującej maszynki i porządnych strun... tadam!... nawet stroi. Ale jaka twarda!
A tutaj dla tych, co czują sentyment, dwie kolekcje zdjęć:
http://rock.webbuilder.ho.../page133142.htm http://www.meatexz.com/ch...ordbizarre.html
Piękne te kolekcje - cóz z tego, jak - nie moje... Stare czasy - i nie było mnie stać na gitarę z wysokiej półki... Ale - jak pisałem wczesniej - były za to chęci... Nikt z nas nie bawił się wtedy w jakies "zawiłości"... "Bicia" uczyli mnie koledzy - Cyganie (tak się wtedy mówiło - dziś zapewne Romowie). Świetni kumple... O pierwszej gitarze - pięknie inkrustowanej, wysadzanej masą perłową i chyba kością słoniową - pisałem już kiedyś. Rosyjska, 7 strun... Ot - małe dzieło sztuki. Dostała się w moje ręce zdewastowana - lekko peknięta.. Przywróciłem ją do życia - ale nie wytrzymała próby czasu. Przerobiona na "półpudło" grała jakiś czas w zespole w ogólniaku (dorobione "przystawki" piezoelektryczne"), potem - wymieniona na... Nie pamietam na co:-( Druga - towarzyszyła mi sporo lat - prawie całą młodośc. Przejeździła ze mną kawał Polski, zaliczyła niezliczoną ilość ognisk, "stopów".... Trzecia - kupiona za pierwszą trzynasykę - CAŁĄ - z górnictwa... Rosła razem z dziećmi, starzała się razem ze mną... Cóż - moja "pociecha" zabrała ją bez mojej zgody i wiedzy do wojska - i tam już została. Wymieniona na "pejotkę" - i chęć spędzenia nocy z młodą żoną... Wszystkie były WSPANIAŁE, pięknie stroiły.... Były częścią mnie... Żadna jednak zapewne nie mogła by się znależć w tych kolekcjach; może oprócz pierwszej....Niestety - nie pamiętam jej producenta, choć była pięknie sygnowana...
Nigdy już potem - od 93 roku - nie miałem własnej gitary. Ot - czasem pobrzdakałem na jakiejś - przy ognisku. Czy potrafiłbym teraz?:-( PZDR
Władku, ta gitara z Tęgoborza to nie ta sama co na pozostałych zdjęciach, prawda? Pierwsza wygląda jak gitara klasyczna z Defilu, ta druga jakaś szacowniejsza...
Wyczytałem ciekawe fakty na temat fabryki Defil w Lubinie (już nie istnieje). Otóż, Defil był zmuszony (gospodarka "planowa") do produkcji wymaganej planem liczby instrumentów i nie było czasu ani możliwości sezonowania czy doboru drewna. Kiedy przypadkiem udało się wykonać dobrą jakościowo gitarę, pokrywano gryf przezroczystym jasnym lakierem. Kiedy zaś się nie udało - gryf malowano na ciemnobrązowo, by nie było widać defektów. Właśnie moja gitara Defil ma "od nowości" skręcony (wypaczony) gryf i rzeczywiście jest pomalowany na ciemnobrązowo.
Opinia jest ogólnie taka, że Defil robił nienajgorsze gitary elektryczne (choć i tak instrumenty NRD-owskie czy czeskie uważano za lepsze), natomiast klasyki, akustyki i gitary jazzowe pozostawiały -- jak to się mawia -- sporo do zyczenia.
Fabryka w Lubinie miała krótko w latach 1960 licencję Gibsona, ale błyskawicznie ją straciła.
Jest całkiem możliwe, że radzieckie gitary mogly być porządne, szczególnie jeśli były przeznaczone na eksport. Czemu tak sądzę? W czasach sukcesów Wojciecha Fibaka, Tato przywiózł z ZSRR rakietę tenisową, drewnianą, przyzwoitą Możliwe, że i gitary potrafili robić
radzieckie gitary mogly być porządne To nie była Antku radziecka gitara... Była rosyjska, bardzo, bardzo stara i bardzo ozdobna - takie małe dzieło sztuki. Masa i macica perłowa, główki kluczy (same klucze bardzo ozdobne, piękne ornamenty) z kości słoniowej lub morsa... Tak samo na gryfie, zresztą chyba z hebanu... Nigdy już potem takiej nie widziałem. Niestety nie pamiętam sygnowania:-( Szkoda....
musiałbym się uczyć w zasadzie od początku A Ty myślisz Władku, że ja co? Nigdy nie jest za późno!
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|