|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
Moje spotkania z Krzysiem zostały zaplanowane w chwili, gdy Krzysiek umieścił w swoim wątku rozpiskę swojej trasy koncertowej. Pierwszym miejscem, które zaplanowałam był koncert "Szanty na Molo", w którym polski Clapton występował jako jeden z wykonawców. Oczywiście Krzysiek nie był tym jedynym którego w tym dniu chciałam posłuchać i zobaczyć.
A oto kilka fotek z tego koncertu:
Mój urlop spędzałam w Gdyni zamieszkując na działce u Zosi i Rysia W. Pomieszkiwaliśmy tam wspólnie z Izą Puklewicz, Maćkiem Łuczakiem, Elą i Pawciem oraz Bartosikami. W ferworze różnych rozmów do białego rana postanowiliśmy zaprosić Krzysia na działkę na "Coś z grila" ale jakoś tak w pierwszym termine nie bardzo pogoda dopisała no i wogóle to Słupek zabrał naszego polskiego Claptona na wycieczkę po Kaszubach. Ale postanowiliśmy, że nie odpuścimy i ukradłam Słupkowi (niestety za zgodą zainteresowanego) Krzysia do Gdyni.
Oj działo się działo. Nie rozpalaliśmy grila (pogoda nie bardzo nas rozpieszczała) ale był polski żurek z kiełbasą i jajkiem (Iza gotowała) i jakieś słodkości - czym chata bogata. No i poszły w ruch gitary. Najpierw granie odbywało się w "laubie" (kto ze śląska tem wie) potem jak deszczyk przestał padać to wyślismy na powietrze.
Jako że to fotoreportaż to już się zamykam i foty wrzucam:
Praktycznie koncert Krzyśka na Galeonie był kontynuacją drugoego spotkania. Porywając Słupkowi Krzysia musiałam zagwarantować, że nasz bard zostanie bezpiecznie dowieziony na godzinę 21:30 do Gdańska na Galeon, gdyż tam odbędzie się jego koncert. Glupio by tak było, gdyby wykonawca nie dotarl na swój recital. Czas na działce ulatywał nieubłagalnie i ustaliliśmy wspólnie (Zosia, Rysiu, Iza, Maciek, Ela, Paweł, Bartosik i ja), że nam Malinioka trochę mało i wszyscy jedziemy do Gdańska.
Na miejsce dojechaliśmy trochę przed czasem i musieliśmy poczekać, aż Galeon przypłynie ze swojego ostatniego kursu. No i przypłynął, przybił do brzegu. Zamustrowaliśmy na rejs z balladami Krzysztofa. Gdy Krzysiu się jeszcze instalował, na niebie powstała piękna tęcza, co spowodowało jeszcze większą magię tego spotkania.
Gdy Krzysiu śpiewał swoje ballady, obok Galeonu zatrzymała się grupka kolonistów, która bardzo świetnie się bawiła i pląsała, co wywołało miły uśmiech na twarzy Krzysia.
W przerwie między setami spotkanie umilili swoimi utworami Słupek oraz Iza z Maćkiem.
Koncert zakończył Słupek jako gospodarz spotkania. A oto kilka fotek z tego spotkania:
Moje spotkanie czwarte z Krzysiem kończyło mój urlop i pobyt w 3city. Już kiedyś zaplanowałam sobie, że nadejdzie taki czas, że zawitam w Gdański na Szantach pod Żurawiem. Moje plany urlopowe tak się ułożyły (zupełnie przypadkowo), że udało mi się połączyć dwie duże imprezy żeglarsko - szantowe TTSR i Szanty pod Żurwiwem. Przecudne były to koncerty, ale o pozostałych to może nieco póżniej w nowej galerii, bo ta jest poświęcona Krzysztofowi.
Przeteleportowałam się z Gdyni do Gdańska, udało mi się przyjechać przed czasem. Spotkanie z Krzysiem przed koncertem, jakieś tam rozmowy. Krzysiowi nie bardzo dopisywał humor (ale to już jego sprawa i nie będę o tym tutaj pisać). Wybiła godzina "W" i zaczął się koncert Szant pod Żurawiem (nie wiem dlaczego nie zmieniono nazwyfestiwlu, bo scena była ustawiona przy Neptunie a nie pod Żurawiem)
Mimo problemów osobistych, Krzysztof, gdy tylko zaczął pieściś struny Martina zatracił się w swoich utworach i dał piękny koncert.
Skończył się mój urlop i nastał czas powrotu do domu. Krzysztof zagrał jeszcze koncert w Gadńsku Jelitkowie 12 lipca i w Warszawie 15 lipca. Niestety nie było mi dane uczestniczyć w tych koncertach.
Następnym miejscem, gdzie spotkałam Krzysztofa był Stary Port w Krakowie. Nieskromnie muszę się pochwalić, że Staroportowe koncerty Krzysztofa odbyły się dzięki moim staraniom. Gdy dotarłam do Starego Portu, Krzysztof już tam był wraz z Iką i Dziadkiem Władkiem. Niestety w porcie wiało pustką. W sezonie wakacyjnym tawerna gości niewielu klientów. Krzysztof miał niewielkie problemy z poskromieniem portowego miksera, więc mu troszeczkę pomogłam i zagrało. Do Starego Portu zawitał młody chłopak który poznał Krzysia przez youtube i koniecznie chciał, by nasz bard pokazał mu parę "knifów" na gitarze.
W połowie drugiego seta był nawet telefon od znajomego, który przebywał właśnie w Baltimor. Publiczność wybaczyła Krzysiowi nagłą przewę w graniu. Z przykrością muszę stwierdzić, że część Staroportowych gości swoimi rozmowami próbowała zagłuszyć koncert. Ale Ci, którzy chcieli go usłyszeć wzięli udział we wspaniałej uczcie duchowej.
Sobota 18 lipca 2009 r. Nareszcie Krzysiu zagra w Starym Porcie w Chorzowie. Ja do Tawerny dojechałam chwilę po 18:00. Krzysztof już był w Porcie i próbował ujarzmić sprzet nagłaśniający. Spojrzenie na mikser i już wiem, jeden guziczek nie został włączony. Wszystko gro i buczy. Do konceru zostało troszeczkę czasu i spędziliśmy go na pogaduchach o wszystkim i o niczym. Miałam dla Krzysia małą niespodziankę i on koniecznie chciał się dowiedzieć o co chodzi i na różne sposoby wydobyć ze mnie co to za niespodzianka.
(tutaj muszę się wrócić do Górek Zachodnich, gdzie poznałam znajomych Krzysia z Łodzi) Tak jakoś dziwnie się złożyło, że wymieniliśmy się ze znajomymi Krzysztofa numerami telefonów. Kilka dni przed koncertem zadzwonił do mnie Kamil, z prośba o rezerwację stolika na sobotę. Więc ja już wiedziałam kto będzie na widowni i w Krakowie podszepnęłam Krzysiowi, że w Chorzwie będzie miał miłlą niespodziankę
Gdy Tak Krzysztof próbował wyciągnąć ode mnie, co to za niespodzianka, zadzwonił Kamil, że już są w Chorzowie i za chwilkę będą w tawernie. Oj bylo to wejście smoka.
W trakcie drugiego seta do Tawerny zawitali kolejni niespodziewani goście, którzy na występ swojego znajomego przyjechali z Opola.
W przerwie między drugim i tzrecim setem uzgodniłyśmy z Iką, że musimy spełnić obietnice dane Krzyśkowi jakiś czas temu na forum. Po rozpoczeciu trzeciego seta wniosłyśmy z Irenką miseczkę wody, do schładzania palców, plastry, bandarze i wodę utlenioną gdyby Krzysztof pokaleczył sobie palce. Niestety zabrakło miseczki ryżu i nie przywiązaliśmy go do krzesła. (bo takie pomysły też były)
Ale to nie koniec niespodzianek dla naszego barda. Gdzieś tak po godz. 22:00 do Tawerny dotarł Bojanek z Wikingiem, którzy po zakończonym Rubinie w Częstochowie postanowili dotrzeć do Portu. Tutaj chwała za to, że na stronie Starego Portu wkradł się błąd, wg którego koncert Krzysia miał się zacząć o godz. 22:19.
Bojanek był zmartwiony tym, że przyjechali z Wikingiem na sam koniec konceru, ale Krzysztof zagrał jeszcze jednego krótkiego seta.
Oj działo się działo. Krzysztof opuścił tawernę grubo po 24:00
Widzę, że sie przyłożyłaś do tych "spotkań" :) A jak wiem, to jeszcze nie koniec, bo i Pszczyna i Wola i następny ranek. Krzysiu chyba jeszcze nie miał takiej foto-galerii No to ma! Gratuluję!
Galeria mucha nie siada... to się nazywa podejście indywidualne ... Mrufa rewelacja !
Galeria mucha nie siada... to się nazywa podejście indywidualne ... Mrufa rewelacja !
Dzięki indy
A to jeszcze nie koniec jak Bojanek napisał .
Ciąg dalszy następi w sobotę.
I coś ruchomego
http://bojanek.net.pl/malinok/index.html
Kolejne spotkanie z Krzysiem było trochę nietypowe. W Starym Porcie w Chorzowie, od bojanka i Wikinga dowiedziałam się, że Pszczynioki planują zorganizować swoim gościom spacer po Pszczynie.
Przemyślałam sprawę i stwierdziłam, że fajnie by było się do tego spaceru dołączyć. Wykonałam krótki telefon do Simona. Z rozmowy dowidziałam się jakie atrakcje przygotował Simon dla swojego gościa. Umówiliśmy się, że wyjadę z domu najszybciej jak będę mogła i jak tylko dojadę do Pszczyny to zadzwonię, by dowiedzieć się, gdzie obecnie wycieczka przebywa. Zebrałam się szybciutko i w drogę do Pszczyny. Gdy minęłam Piasek, zadzwoniłam do Simona. Niestety w słuchawce usłyszałam, że „abonent ma wyłączony telefon”. Wybieram numer do Krzysia, a on odrzuca rozmowę. Został mi jeszcze bojanek. Dzwonię i słyszę „abonent jest poza zasięgiem". Hmmm pomyślałam sobie – fajnie ja już jestem w Pszczynie, do koncertu w Woli pozostało jeszcze ładnych parę godzin, a ja nie mam kontaktu z nikim z ekipy. Coś trzeba będzie z sobą zrobić i wymyśliłam sobie, że pójdę sobie do Muzycznej Galerii na dobrą herbatkę. Gdy podjechałam na parking, zadzwonił do mnie Krzysiu z przeprosinami, że nie odebrał telefonu, bo zablokowała mu się komórka w momencie kiedy chciał odebrać rozmowę ode mnie. Gdy zapytałam, gdzie w tej chwili jest cała ekipa Krzyś poinformował mnie, że właśnie są w takiej miłej knajpeczce i Simon mu podpowiada, że to jest ta knajpa w której BiBi organizuje koncerty. Ja nie mogłam powstrzymać śmiechu i nie wiem, czy Krzysztof, zrozumiał o próbowałam mu powiedzieć. Po chwili byłam już w Muzycznej Galerii. Oczywiście musiałam wytłumaczyć się z mojego śmiechu. Jednak kobiety mają to coś co nazywa się intuicją, bo gdyby Krzysztof nie zadzwonił to i tak bym zupełnie przypadkowo ich znalazła. A może w Pszczynie wszystkie drogi prowadzą do Muzycznej Galerii??
Chłopcy dopili piwka i poszliśmy zwiedzać Zamek. Po odwiedzinach zamku jeszcze szybkie wejście do knajpki by coś zjeść. Przez cały czas przekomarzaliśmy się z Simonem i Darkiem prowadząc rozmowy w gwarze śląskiej, a potem tłumaczyliśmy Krzysiowi o czym jest nasza rozmowa. Było przy tym trochę śmiechu i zabawy. Po obiadku Krzysztof Simon i Darek udali się po swój sprzęt grający i do Pokusy w Woli by przygotować się do koncertu.
Ja z bojankiem i Wikingiem spędzaliśmy czas na zwidzeniu pszczyńskiego zamku.
Jakoś magia tych chwil wpłynęła na mnie i zupełnie zapomniałam, że mam przy sobie aparat, dlatego zdjęcia w tej galerii są autorstwa Wikinga
Zbliżała się godzina „W”, nadszedł czas na opuszczenie pszczyńskiego parku i udanie się do Woli ma kolejny koncert Krzyśka. Pokusę znaleźliśmy bez problemu, jeszcze tylko zaparkować samochody, by znowu spotkać się z Krzyśkiem oraz chłopakami z Szantany. W Pokusie czekała mnie miła niespodzianka, przy służbowym stoliku siedział Adaś zwany Łosiem, stary dobry znajomy sprzed 18 lat . Czas do koncertu mijał nam na sympatycznych rozmowach. No i zaczęło się na pierwszy ogień poszła Szantana. Jak dla mnie było trochę za głośno i przetransportowałam się do cichszego pomieszczenia. Za drzwiami chłopaków było doskonale słychać, a na nudę nie narzekałam, bo zawsze ktoś na „klachy” się zjawił. Nawet Krzysztof przez jakąś chwilę mi towarzyszył Słuchając koncerty Szantany, Krzysiek miał obawy jak jego przyjmie publiczność po tak ostrym graniu. W końcu na Sali zasiadali fani i sympatycy Szantany, a tu przyjechał sobie z Kanady „gościu” z gitarką i chce by go wszyscy słuchali. Tak sobie czas leciał i Szantan zakończyła swój recital, nadszedł czas Krzyśka. Bezcenne było zobaczyć minę Krzyśka, jak się okazało, gdy publika nie dojść, że fantastycznie reaguje na jego utwory to zna teksty tych najpopularniejszych i śpiewa razem z nim. Na początku drugiego seta Krzysiek przekazał 50,00 zł. jako datek charytatywny dla zespołu Folkowianie od swojej znajomej, która spotkał dzień wcześniej w Starym Porcie w Chorzowie. Bo zapomniałam napisać, że spotkanie w Pokusie w Woli było akcją charytatywną i całkowity dochód z koncertu został przekazany dla zespołu Folkowianie, podopiecznych Simona. Ale jak to zwykle bywa, czas szybko mija i Krzysztof zakończył swój koncert. Jeszcze chwila rozmów, sprzedaż płyt i rozdawanie autografów i czas się się udać na spoczynek. Pakowanie sprzętu do samochodów i czas do domu. Jeszcze się tylko umówiłam z Simonem i Krzysiem, że podjade po nich następnego dnia w środku nocy gdzieś między godziną 8: 15 a 9:00
Z poprzedniego spotkania z Krzyśkiem wróciłam prawie świcie a tu trzeba było wcześniej wstać, by po ósmej być w Pszczynie. Udało mi się dojechać punktualnie. Zapakowaliśmy się do mojego golfika i w drogę do Ośrodka Caritasu w Pszczynie. Podopieczni ośrodka przyjęli Krzysia bardzo ciepło. Dało się wyczuć, że Krzysiek jest tam oczekiwany. Zaproszono nas na herbatkę, częściowo oprowadzono po ośrodku. A koncert był niezwykły. Przed godziną 10:00 sala zaczęła wypełniać się podopiecznymi i personelem ośrodka. Było gwarno i szumnie. Nawet jak Pan Dyrektor zapowiadał niezwykłego gościa to rozmowy nie milkły, ale jak zabrzmiały pierwsze dźwięki gitary Krzysia to na sali zapadła cisza, można było usłyszeć przelatującą muchę no i oczywiście naszego barda. Po minie Krzysia widać było, że bardzo dobrze mu się gra ten koncert. Fantastycznie nawiązywał kontakt z tą publicznością – były śpiewy i wspólne klaskanie (może trochę nierówno wychodziło). Myślę, że skupienie i radość tych ludzi wywarło niesamowite wrażenie na Krzyśku. Na tej sali było bardzo dużo pozytywnej energii. Nawet dzisiaj mam problem z opisaniem tego koncertu, tak wiele emocji z sobą niósł i nadal przeżywam tamte chwile.
Koncert się zakończył, zostaliśmy zaproszeni na obiad i oprowadzeni po pracowniach ośrodka. Nie zdążyliśmy wszystkiego zobaczyć, bo trzeba było odwieźć Krzysztofa na dworzec, by mógł sobie pojechać dalej. Przyjechaliśmy na dworzec kilkadziesiąt minut przed czasem, posiedzieliśmy jeszcze na ławeczce, pogadaliśmy jeszcze i odprowadziliśmy z Simonem Krzysia na peron. Przyjechał pociąg i zabrał nam go.
Koncert w Caritasie był ostatnim koncertem Krzysztofa podczas tego pobytu w Polsce.
No i od czego to zacząć.
Krzysztof Malinowski przebywał w Polsce w dniach od 28 czerwca do 25 lipca Zagrał 11 koncertów: 02 lipca - Sopot w ramach koncertu „ Szanty na Molo” 03 lipca - koncert w ramach Akademickiej Giełdy Piosenki Żeglarskiej w Gdańsku 04 lipca - koncert w ramach Giełdy – Marina Gdańsk nad Motławą 09 lipca – Galeon Lew Gdańsk 10 lipca - Szanty Pod Żurawiem – Gdańsk 12 lipca - Chilly Willy – Gdańsk Jelitkowo 15 lipca - Gniazdo Piratów Warszawa 17 lipca - Stary Port Kraków 18 lipca - Stary Port Chorzów 19 lipca - Pokusa – Wola k/Pszczyny 20 lipca - Ośrodek Caritas Pszczyna
Słuchałam Krzysztofa w różnych warunkach, na koncertach które odbywały się w ramach przeglądów różnych wykonawców (Szanty na Molo, Szanty Pod Żurawiem) i na jego autorskich koncertach. I musze przyznać, podczas wszystkich tych koncertów, mimo tego, że Krzysztof korzystał z tej samej ściągi ze spisem utworków, to każdy koncert był inny. Krzysiek tak zmyślnie tak mieszał te swoje piosenki by słuchacze, którzy byli na kilku jego koncertach nie mieli wrażenia, że cały czas słuchają tego samego. Dało się odczuć, że mimo wcześniejszego przygotowania repertuaru Krzysztof każdy swój występ elastycznie dopasowywał do potrzeb publiczności. Fantastyczna konferansjerka opowiadająca o okolicznościach powstania danego utworów, niesamowity kontakt z publicznością przecież tak bardzo różnorodną od świadomych słuchaczy poprzez przypadkowych klientów tawern po dzieciaki z Ośrodka Terapii Zajęciowej.
Podczas swoich koncertów Krzysiu wyczarowywał ze swojego „Żeglarskiego wora” moc wspaniałych ballad. Można było wraz z Krzysiem napisać „List z morza”, „A może (niekoniecznie zjeść) coś z grilla”. Mając „Ręce w kieszeni” i „Porąbane szczęście” z „Pieśnią dla Samotnego Żeglarza” na ustach, popłynąć na „My Island” by rozkoszować się „Moją samotnością” I „By z Tobą być” „W taki dzień” na „Moich Mazurach” podnosząc „Toast starego marynarza” „Napijemy się rumu” i w „Bezdusznej ciszy” można zapaść w błogi „Sen” oraz „Nie rzucając słów na wiatr” można snuć „Wspomnienia” „Ostatniego rejsu”. „I tylko wiatr” odpowie na pytania, czy nadal jestem „Ten sam” ....
Na koncertach Krzysia, oprócz jego autorskich utworów można było usłyszeć trochę bluesa z repertuaru Erica Claptona, Ozzy Osbourne, czy poezji śpiewanej (przecudowne „Bieszczadzkie Anioły” Adama Ziemianina z muzyką Krzyśka Myszkowskiego).
Teraz Krzysiu już wrócił do domu, do swoich spraw i zapewne na pokładzie Ossy powstaną nowe utwory, którymi Krzysiu nas uraczy podczas kolejnej wizyty. A na pozostało oglądanie zdjęć, słuchanie jego utworów z płyty, czy oglądanie klipów na youtube.
Krzysiu bywaj u nas częściej
Zacnie Basiu
dzięki za obszerną relację i fajne zdjęcia - mogłam sie poczuć odrobinkę jak na jednym z koncertów
przykro mi, że nie dałam rady do Starego Portu u nas albo do Pszczyny...
O rany ile tu zdjęć...! Basia jesteś wielka...! Moje pierwsze wrażenie było... O kurde...! To ja taki niefotogeniczny...? Ale teraz już sie przyzwyczailem. Jestem jaki jestem i nic na to nie poradze, ale za to mam fajną gitarke która dobrze wygląda na każdym zdjeciu o...! Ściskam, Krzysztof
O kurde...! To ja taki niefotogeniczny...? Ale teraz już sie przyzwyczailem.
Co ty mi tu giździe pieroński za pierdoły fandzolisz? (czyt. Chłopie, co ty za bzdury mi tu opowiadasz?)
dzięki za obszerną relację i fajne zdjęcia - mogłam sie poczuć odrobinkę jak na jednym z koncertów
Tak, mnie niestety też było "nie po drodze" ale dzięki fotoreportażowi mogłam sobie wyobrazić jak było. Mam nadzieje że następnym razem "się uda"
Polać babie, dobrze godo! Jeszcze pare wizyt na Śląsku i tyż tak bede godoł...
Te chopie, ty sie zawyrtnij, ano gibko, bo jo Ci ryż wisza
a i godać sie po lekku naumisz... *
*
jo nie umia ino sie tak w tło wtopiom
Te chopie, ty sie zawyrtnij, ano gibko, bo jo Ci ryż wisza Ale jaja...! Mam załoganta co w tym języku godo, ale takich tekstów tom jeszcze nie słyszoł... to o co chodzi z tym ryżem...?
to o co chodzi z tym ryżem...?
Dyć Figa mioła na Twój koncert miska ryżu przywlec, byś nom nie zdech z głodu.
Jeszcze pare wizyt na Śląsku i tyż tak bede godoł...
No to wlazuj do fligra i przylatuj tu do nos. My już z kamratami Pszczyniokami w śląskiej godce ci podszkolymy.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|