|
witaaj na portalu mArTy.. =] peace
|
W aktualnym (48/2009) numerze tygodnika Polityka jest rozmowa z Erwinem Krukiem nawiązujący do orzeczenia sądu w sprawie domu w Nartach. Jak nigdzie indziej pisarz opowiada o powojennym wywłaszczaniu Mazurów (pani Trawny, zrobiona w naszych tabloidowych mediach czarnym charakterem była... Mazurką) i ideologicznych kotletach odgrzanych po raz kolejny przy okazji Nart. Myślenie Kalego ma się u nas ciągle świetnie.
Niedawno wydana książka Erwina Kruka "Spadek" opowiada o bezskutecznej walce jego i brata o odzyskanie rodzinnego domu w Dobrzyniu koło Nidzicy. Nie czytałem, ale trzeba będzie, bo temat robi się ważny...
Myślenie Kalego ma się u nas ciągle świetnie. Gdybym był bogaty (daidle daidle deedle daidle daidle deedle deedle dum), to natychmiast zaklepałbym u Frau Agnes miejsce na liście nabywców działek. Po czym postawiłbym chałupę gdzieś pośrodku lasu, którego właścicielem nie będzie już szczycieńskie nadleśnictwo, i zostałbym epigonem Mistrza Kruka. Debiut mój miałby fabułę jak poniżej:
We wsi Fiuty, w domu z cegły czerwonej, tej mistycznej, surowej, prawdziwej, z glazurowanymi na zielono parapetami i pod stuletnią dachówką z nieistniejącej od 1945 r. cegielni w N., egzystuje sobie przeciętne stado. Jego nieprzeciętny przewodnik ma wizje i pasje: czyta, szuka, zbiera, gania z wykrywaczem, włazi na fora i strychy. Na Sercu Mazur zarejestrowany jest jako Kali, za awatar ma wschodniopruskiego łosia a w polu "skąd:" widnieje dumnie zapomniane Fiutendorf. Kiedy już jedna z wewnętrznych ścian domu wyłożona jest blachami z furmanek, druga - zatworami z butelek wschodniopruskich browarów a trzecia - pocztówkami wydawnictwa Fritz Krauskopf i rocznikami hajmatbrifów, rozlega się pukanie do drzwi... Wypad! - rzuca łamaną gwarą mazurską Klaus Fiutendorfer. Ale ja tu się pochylam, Herr Santa Klaus, nad ksero mestiszblata oraz historią tragiczną - krztusi się Kali. Gancgut! - Klaus chwilowo zapomina o mazurskim - zatem lokalna tradycja szybkiej ewakuacji powinna być ci bliska, wypad! - powtarza i odsuwa się w progu, by przepuścić komornika. A Kali wraca wspomnieniami do chwili, kiedy pierwszy raz pomyślał, że niektóre tradycje nie powinny być już kontynuowane.
I jak?
Przypadek Nart nie wydaje mi się jakąś satysfakcjonującą i uniwersalną pointą, którą można by dopisywać do zbiorowego losu Mazurów w PRL. Jest raczej tylko kolejnym przykładem polnisze wirtszaft w dziedzinie administracji różnych szczebli. Ale to tylko drugi głos z perspektywy warszawskiego osiedla... Najważniejsze jest, jak Kolegom - mieszkańcom Mazur, podoba się ten akt sprawiedliwości dziejowej. Koledzy milczą. Żują kotlet? Niee, niemożliwe...
Subsens, nie możesz jaśniej i prościej?
We wsi Fiuty, w domu z cegły czerwonej, tej mistycznej, surowej, prawdziwej, z glazurowanymi na zielono parapetami i pod stuletnią dachówką z nieistniejącej od 1945 r. cegielni w N., egzystuje sobie przeciętne stado. Jego nieprzeciętny przewodnik ma wizje i pasje: czyta, szuka, zbiera, gania z wykrywaczem, włazi na fora i strychy. Na Sercu Mazur zarejestrowany jest jako Kali, za awatar ma wschodniopruskiego łosia a w polu "skąd:" widnieje dumnie zapomniane Fiutendorf. Kiedy już jedna z wewnętrznych ścian domu wyłożona jest blachami z furmanek, druga - zatworami z butelek wschodniopruskich browarów a trzecia - pocztówkami wydawnictwa Fritz Krauskopf i rocznikami hajmatbrifów, rozlega się pukanie do drzwi... Wypad! - rzuca łamaną gwarą mazurską Klaus Fiutendorfer. Ale ja tu się pochylam, Herr Santa Klaus, nad ksero mestiszblata oraz historią tragiczną - krztusi się Kali. Gancgut! - Klaus chwilowo zapomina o mazurskim - zatem lokalna tradycja szybkiej ewakuacji powinna być ci bliska, wypad! - powtarza i odsuwa się w progu, by przepuścić komornika. A Kali wraca wspomnieniami do chwili, kiedy pierwszy raz pomyślał, że niektóre tradycje nie powinny być już kontynuowane. I jak? Wszystko cacy. Ale jest jeden warunek początkowy: Santa Klaus w którego domie koczuje Kali z Fiutendorfu podpisał po 1945 papierek, że jest urzędowo namaszczonym Polakiem, a nie jakimś tam polsko-niemieckim miszlingiem. Tym samym robił za dowód rzeczowy albo listek figowy dla władzy "ludowej", że oto "odzyskujemy" prastare "piastowskie" ziemie wraz z ich prapolskimi mieszkańcami tzn. Mazurami. Podpisanie polskiego papierka przypominało trochę powszechne podpisywanie volkslisty na Pomorzu po wrześniu 1939. Tam Polak stawał się Niemcem 4 kategorii. Tu nominalny Niemiec, znaczy Mazur stawał się Polakiem, też 4 kategorii. Problem polega na tym, że spolszczony Santa Klaus wraz z polskim cyrografem dostał teoretycznie prawo do tej własności, którą wcześniej posiadał. Santaklausy, którzy olali papierek i tym samym zaliczyli wypad i darmową wycieczkę na zachód, są bezsilni prawnie i zażalenia mogą pisać do zwłok Józka Wissarionowicza. Narciarska Agnes jest z tych co podpisali cyrograf, miała więc ludowopolskie obywatelstwo i dowód i tylko dlatego wygrała w sądzie. A że wypięła się na ludową "ojczyznę" to inna bajka. Powodów było pod dostatkiem.
Przypadek Nart nie wydaje mi się jakąś satysfakcjonującą i uniwersalną pointą, którą można by dopisywać do zbiorowego losu Mazurów w PRL. Jest raczej tylko kolejnym przykładem polnisze wirtszaft w dziedzinie administracji różnych szczebli. Oooo! i tu jest sedno sprawy, ale żadna pointa. Buchalteria to u nas bardzo często czyrak na d... Papierek wszystko przyjmie, a jak nie przyjmie to się go "zgubi" i stworzy nowy "właściwy". A najlepiej to w ogóle bez papierków, po staropolsku, bo wtedy jest wszystko na gębę i można dowolnie interpretować. Problem znów się pojawia gdy dany teren miał wcześniej inne, niepolskie papierki. W dodatku dużo dokładniejsze i w miarę rzetelnie prowadzone. Jak takie papiery wypływają i ma je w ręce były obywatel PRL, to nasi gardzący papierem włodarze mają rękę we wnyku, który sami na siebie zastawili zostawiając sprawy własności w stanie "jakoś to będzie". I tak żyje wspomniana "polnische Wirtschaft", choć i tak jej skala wyraźnie ostatnio osłabła. Tu może małe wyjaśnienie dla młodszych: polnische Wirtschaft (dosł. polska gospodarka, też w sensie gospodarstwa rolnego) do dawne stereotypowe niemieckie określenie na stan gospodarczej degrengolady, zacofania, bałaganu, bezwładu i braku perspektyw. Tak określano bałagan panujący nie tylko w dawnej Polsce ale i w innych zaniedbanych okolicach, też na własnym niemieckim podwórku. Słówko stare, przedrozbiorowe. Obecnie bardzo niepoprawne politycznie, co niestety nie znaczy to, że straciło dawne znaczenie lub wymarło. Niewątpliwe np. ostatnia kradzież napisu na bramą w Auschwitz wzmocni dawny stereotyp i po cichu, w myślach, je przypomni. Szczególnie lubowali się w cytowaniu polnische Wirtschaft naziści. Nawet wzmocnili jego wymowę modyfikując na: Polnische Misswirtschaft, co by znaczyło "polska niegospodarność". Powtarzano to słowo szczególnie w kontekście dróg.
Subsens, nie możesz jaśniej i prościej? Spróbuję.
1. Interesuje mnie "literacko" i "psychologicznie" dramat pasjonata regionu, który w okolicznościach jak powyższe, dostaje nakaz eksmisji. Do tej pory mógł się z wolnej woli i dla własnej przyjemności emocjonalnie wiązać z cieniami zgwałconych Mazurek, spalonych starówek, zatartych napisów etc. Teraz nie ma wyboru i nie ma problemu z identyfikacją: jest pokrzywdzony realnie a cień nieoczekiwanie materializuje się - i to za jego plecami. Ta hipotetyczna sytuacja jest mało prawdopodobna ale nie jest niemożliwa.
2. @lyck. Nie muszę powtarzać, jak chętnie i często korzystam z Twojej wiedzy i opinii, które z tej wiedzy wynikają. Nie spieramy się co do faktów. Zapomniałem jedynie zapytać, komu właściwie przypisujesz "myślenie Kalego".
3. Wiele mówi się o tożsamości lokalnej i regionalnej. W kontekście WiM rzadziej o jej istnieniu, częściej o potrzebie, poszukiwaniu (nie ma gotowej drogi lub istnieje wiele drogowskazów), budowie (domaga się fundamentu, wzniesionego od podstaw albo odkopanego). Ostrożnie przypuszczam, że jakaś część mieszkańców WiM w poszukiwaniu fundamentu lub gruntu nie sięga głębiej niż do PRL-u (PGR-u) a jakiejś innej części taka perspektywa wyda się za płytka.
3. Nie sądzę, żeby intensywne i świadome poszukiwanie było możliwe bez względnego poczucia stabilności i bezpieczeństwa ani żeby w warunkach niepewności potrzeba nagle zrodziła się u tych, którym do tej pory zwisa, gdzie mieszkają. Dlatego podzielam myślenie Kalego: źle, jeżeli znowu zyska poczucie, że "jemu ukraść krowę".
4. Myślenie Kalego jest niezawinione, dlatego je usprawiedliwiam. Dręczyciele (nie mam tu na myśli decydentów politycznych i czynników administracyjnych) Niemców/Mazurów sami wcześniej byli ofiarami historii i systemów politycznych - działających błyskawicznie i bezpośrednio np. przez deportacje albo powoli i długotrwale - przez deprawację i demoralizację.
5. Uważam, że mniejszym złem byłoby prawne usankcjonowanie myślenia Kalego, tzn. natychmiastowe i bezwarunkowe zapobieżenie sytuacjom takim, jak w Nartach. Nawet, gdyby oznaczało to ostateczne i całkowite przyklepanie starego bezprawia wobec "starych" Mazurów.
6. Uwaga lycka o myśleniu Kalego nie wywołała reakcji. Powody mogą być co najmniej trzy: - koledzy olali Sienkiewicza, zaczęli od razu od Kruka i nie ogarniają Kalego; - forum ma profil historyczny, nie społeczno-polityczny a wątek dotyczy literatury, tzn. rozmowy z Krukiem; - środowiskowy kanon lub faktyczne przekonania istotnie lokują sympatie forum po stronie "powracających".
7. Jeżeli decydującą rolę odgrywa ostatni powód, to tym bardziej interesuje mnie ("literacko i psychologicznie" ) dramat pasjonata regionu, który w okolicznościach jak powyższe, dostaje nakaz eksmisji. Ta hipotetyczna sytuacja jest mało prawdopodobna ale nie jest niemożliwa.
przykładowa googlatura:
- las polski, konkretnie i leśnie - emazury - plus (tendencyjne) linki - córka rybaka, Mazura z Mazur - wywiad z Agnes Trawny - przegląd
Jeżeli rozpatrujemy kto tu kiedy przybył i co się komu z tego powodu należy, to warto pamiętać i o tym
http://prusai.eu/forum/viewtopic.php?t=11
Artykuł z tematu wątku: http://www.mojabiblioteka...enzje/kruk4.jpg
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plfotoexpress.opx.pl
|
|
Cytat |
A jakoĹź uczyÄ majÄ
nie umiejÄ
c sami? MuszÄ
pewnie nadĹoĹźyÄ kazania baĹniami. Jan Kochanowski (1530-1584), Zgoda Filozofia jest zdrowym rozsÄ
dkiem w wyjĹciowym garniturze. Haurit aquam cribo, qui discere vult sine libro - sitem czerpie wodÄ, kto chce uczyÄ siÄ bez ksiÄ
Ĺźek. A kiedy strzyĹźesz owieczki, opowiadaj im bajeczki. Jan Sztaudynger I w nieszczÄĹciu zachowuj spokĂłj umysĹu. Horacy (Quintus Horatius Flaccus, 65-8 p. n. e)
|
|